Artykuły

Syberia w Bułgarii

- To wspaniale móc uczestniczyć w produkcji, której przewodzi i którą uskrzydla swoim talentem Peter Weir. Kręciliśmy sceny, w których jeńcy docierają do gułagu i dzień powszedni w obozie na Syberii. Dużo nie grałem, to był tylko epizod, byłem jednym z Polaków przybyłych do obozu - opowiada RADOSŁAW SMUŻNY, aktor Teatru Wiczy w Toruniu.

Toruński aktor Radosław Smużny mówi o swojej niedawnej pracy na planie filmu "Długi marsz" Petera Weira, Teatrze Wiczy i jego twórcy.

Jak Pan wspomina swój pobyt na planie filmowym "Długiego marszu"?

- Jako fantastyczną przygodę i niesamowitą magię. To wspaniale móc uczestniczyć w produkcji, której przewodzi i którą uskrzydla swoim talentem Peter Weir. Kręciliśmy sceny, w których jeńcy docierają do gułagu i dzień powszedni w obozie na Syberii. Dużo nie grałem - to był tylko epizod - byłem jednym z Polaków przybyłych do obozu.

Pana rola była jednak też zupełnie inna. Nie tylko Pan grał, ale i... uczył Pan języka polskiego...

- Tak, uczyłem kilku zwrotów aktorów, w tym Jima Sturgessa. Były to wyrażenia typu "cholera jasna" oraz kilka dłuższych zdań. To bardzo solidnie przykładający się do swojej pracy ludzie i dzięki temu udało się. Niełatwo im jednak było pokonać pewne trudności wymowy. Dla obcokrajowców język polski jest trudny. Jestem przekonany, że łatwiej Polakowi nauczyć się japońskiego niż Amerykanom polskiego. Ogólnie jednak to było bardzo przyjemne doświadczenie. Miło spędzało się czas z tymi ludźmi.

W filmie grają między innymi Ed Harris i Collin Farrell. Miał Pan okazję z nimi porozmawiać?

- Ed Harris - przypuszczam, że ze względu na specyfikę roli - był bardziej odizolowany, nieco zamknięty w swoim świecie, skupiony. Natomiast kilkakrotnie rozmawiałem z Collinem Farrellem. To bardzo serdeczny i otwarty człowiek - można z nim bardzo miło porozmawiać. Ponieważ grał w tym filmie Rosjanina, więc nie uczyłem go języka polskiego. Natomiast wiem, że zna kilka podstawowych zwrotów: "dzień dobry", "jak się masz?". Ma kilku polskich przyjaciół i lubi nasz naród.

Jak się pracuje z twórcami z pierwszej filmowej ligi?

- Po raz kolejny brałem udział w filmie Petera Weira (Radosław Smużny był statystą w "Panu i władcy: Na krańcu świata" - przyp. red.). Była ta sama ekipa - od charakteryzacji, od kamer. Wszystko więc było sprawdzone. Znaliśmy się i dogadywaliśmy już wtedy, teraz to się pogłębiło i nabraliśmy do siebie zaufania i sympatii. Dużo się również nauczyłem.

Akcja "Długiego marszu" rozgrywa się wprawdzie w Azji, ale zdjęcia kręcone były m.in. w Bułgarii. W jakim regionie tego kraju?

- Plan znajdował się na Górze Witosza, która wznosi się nad Sofią. Kręciliśmy 5 różnych planów - w studiu oraz w plenerze na zboczu góry. Obserwowałem, co się dzieje na planie, bo trudno nie zerkać, jak się jest pięć metrów od tego wszystkiego. Śmiesznie będzie teraz - oglądając film - przypomnieć sobie, gdzie ja wtedy stałem.

Miał Pan czas, żeby zwiedzić Bułgarię?

- Miałem okazję pojechać do Płowdiw. To przepiękne miasto, zachwyca swoją urodą. Tyle się nasłuchałem na różnych etapach mojej edukacji o teatrze antycznym, naoglądałem różnych zdjęć - i tam udało mi się taką budowlę zobaczyć. To coś fantastycznego.

Filmowa przygoda w Bułgarii się skończyła, wrócił Pan do Polski. Jakie ma Pan dalsze plany?

- Teraz z Teatrem Wiczy wystawiamy "Emigrantów" [na zdjęciu] w Brighton, później jedziemy do Pragi. A dalsze plany? Z pewnością chciałbym nadal grać w Teatrze Wiczy. No i jest jeszcze wspomaganie starań Torunia o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016.

Właśnie - czy jako związany z Teatrem Wiczy nie czuje się Pan rozczarowany postawą jego twórcy, Romualda Pokojskiego, który wspomaga starania Gdańska o tytuł ESK 2016?

- W życiu nie można stać w miejscu, trzeba chwytać różne możliwości. Skoro Romek napisał tak doskonały program, że został w Gdańsku kupiony, to ja mogę się tylko ucieszyć, że pracuję z tak fantastycznym człowiekiem, którego idee artystyczne nie tylko w Toruniu są doceniane. Mogę być tylko z tego dumny. Osobiście się lubimy, ale ja, Radosław Smużny, aktor Teatru Wiczy, stawiam na "Toruń 2016". Założyliśmy się z Romkiem - zobaczymy, który z nas wygra

Woli Pan grać w filmie czy w teatrze?

- Trudne pytanie. Zależy od momentu w życiu.

Wymarzona rola?

- Każda kolejna

***

Warto wiedzieć

"Długi marsz" to ekranizacja opowieści pod tym samym tytułem, która opisuje jedną z najbardziej zuchwałych ucieczek z sowieckiego łagru. Polski żołnierz Sławomir Rawicz wraz z dwoma rodakami oraz Łotyszem, Litwinem, Jugosłowianinem i Amerykaninem przemierzyli ponad 8 tysięcy kilometrów przez Mongolię, pustynię Gobi, Tybet, Himalaje aż do Kalkuty. Mieli z sobą jedynie zapas sucharów, nóż i siekierę. Książka Sławomira Rawicza zrobiła karierę w świecie i została przetłumaczona na wiele języków. Weszła do światowej klasyki książek o heroicznej walce człowieka o przetrwanie w skrajnych warunkach. "Długi marsz", wydany po angielsku w 1956 roku, ukazał się Polsce dopiero w 1993 roku. Nie wywołał jednak większego zainteresowania i został sprzedany w kilku tysiącach egzemplarzy. Są też krytycy, którzy poddają w wątpliwość autentyzm opowieści Sławomira Rawicza. Film Petera Weira trafi do kin w 2011 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji