Artykuły

Królewski spektakl

Tak się przez długi czas składało, że gdy grano "Orfeusza i Eurydykę" - musiałem być akurat poza Poznaniem! Wystawiany jest ten spektakl rzadko, trudno dopasować terminy. Zdążono już wielokrotnie opisać owo wydarzenie, jakim stała się premiera opery Christopha Glucka w pomieszczeniach poznańskiego Muzeum Narodowego. Mogłem więc oglądać i słuchać "Orfeusza" bez tego wewnętrznego napięcia, jakie towarzyszy podczas pierwszego przedstawienia - i zespołowi wykonawczemu i recenzentowi...

Czekając na pierwsze takty muzyki - rozglądałem się po publiczności i po pięknym, wręcz pałacowym wnętrzu muzealnego hallu, ozdobionym bezcennymi tkaninami. Wcześniej, na zasadzie towarzyskiego, dyskretnego oprowadzania, stworzono widzom okazję do obcowania ze zgromadzonymi w bocznych salach arcydziełami malarstwa i rzeźby. Wytworzył się nastrój godny wspaniałej muzyki tego kompozytora królów!

I pomyślałem sobie, że wbrew wyrzekaniom publicystów - słusznie wciąż niezadowolonych z tego, co jest, aby nie zastygnąć w martwym zachwycie! - jakże szybko udało się nam upowszechnić najwartościowsze dokonania kultury, uczynić je dostępnymi dla wszystkich. Mądrze przejąć spadek minionych epok, dokonując wyboru wartości trwałych, jakimi są piękno i humanizm.

Liczne już recenzje zwalniają mnie z obowiązku szczegółowego omawiania wykonawstwa. Jest to cudowne przeżycie! Dyrygentowi Mieczysławowi Dondajewskiemu, chórmistrzom J. Komorowskiej i H. Górskiemu i solistom udało się w pełni osiągnąć to, czego wymagał od opery Gluck: aby muzyka służyła w niej poezji, podkreślając wyraz uczuć i potęgując urok sytuacji scenicznych bez osłabiania wrażeń niepotrzebnymi dodatkami i ozdobami.

Aktorskie i wokalne zalety Ewy Werki, bogaty brzmieniowo głos Barbary Zagórzanki - Orfeusza i Eurydyki - poddane są tutaj najwyższym wymogom artystycznym. Podoba się też Barbara Mądra jako Amor. Tanatos, symbolizujący unicestwienie - stał się okazją dla kreacji tanecznej: z wielkim demomizmem wciela się w tę postać Edmund Koprucki.

Choreograf Henryk Konwiński niezwykle celnie - wraz z reżyserem Januszem Nyczakiem - wykorzystał dla swoich układów naturalną scenerię wnętrza muzealnego i paradnych schodów. Widać w tym spektaklu fascynację inscenizatorów lekturą książki prof. J. Łojka o libertyńskiej, rozwiązłej epoce markiza de Sade'a, kiedy to rozkosz zmysłowa była sensem życia: nie ma zboczenia seksualnego, które by nie zostało przedstawione! Ale w sposób estetyczny, wyrafinowany - czemu sprzyja kapitalna oprawa plastyczna projektu Ewy Starowieyskiej.

Może nawet zbyt dużo celebry jest w tak starannym wskrzeszaniu epoki? Traktowała ona sztukę przede wszystkim jako rozrywkę - chociaż na najwyższym poziomie....

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji