Artykuły

"Jezioro łabędzie" w pigułce

"Jezioro łabędzie" w choreogr. Giorgia Madii w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Synonim klasycznego piękna, baletowy fenomen, najwyższy stopień trudności wykonawczych, prowokacja, której ulegają najodważniejsi choreografowie. Na scenie Teatru Wielkiego do wielu scenicznych wersji "Jeziora łabędziego" Piotra Czajkowskiego swoją dołożył Giorgio Madia.

Teatr tańca, bosy balet w tiulach, piórach z migotliwym blaskiem wody intryguje i robi wrażenie. Nade wszystko jednak urzeka siłą muzyki interpretowanej przez orkiestrę pod batutą Tadeusza Kozłowskiego, zachwycają wirtuozowskie popisy skrzypcowe Macieja Ławeckiego, piękne dźwięki harfy Doroty Szyszkowskiej.

Melodramat skrojony przez Madię ma skondensowaną formę, odważnie poukładaną muzykę i sytuacje często zabawne. Dworskie obrazy osadził w latach 20. (jakby w epoce NEP-u w Rosji). Po efektownym, mrocznym prologu zaznaczającym los zaczarowanej dziewczyny, wszystko zaczyna się od zabaw pięknych i bogatych relaksujących się nad wodą. W tą scenę na wózku inwalidzkim (z dopalaczem?) wjeżdża władcza matka. Beata Brożek świetnie "tańczyła" na kółkach.

Ale za chwilę, akcja musi się przenieść w czarodziejski świat. O białych łabędzich scenach napisano, że zmieniać klasyczną choreografię Petipy i Iwanowa, to tak jak przemalować obraz Leonarda da Vinci. Madia "przemalowuje". Co prawda tancerki prezentują się w klasycznych strojach, ale nie mają point, nie kręcą więc piruetów, (nie będzie też 32 fouette Odylii), nie przebiegają sceny jakby oderwane od podłogi. Znacznie ciekawiej wypada praca ozdobionych piórkami rąk. Tym, co pozwala zachować harmonię i wyraz, staje się nierozerwalna z "Jeziorem łabędzim" symetria. Choreograf umiejętnie ją wykorzystuje, a tancerki z wdziękiem ją kreślą. Madia nie posługuje się zbyt wyszukanym językiem choreograficznym. Postawił na budowanie wrażeń. Łatwiej mu opowiadać ruchem, niż poddać się klasyce. Solistom (występującym gościnnie) - Emie Kawaguchi jako Odetcie/Odylii i Giovanniemu di Palmie jako księciu Zygfrydowi nie dał szczególnych szans, by popisali się mistrzowskimi umiejętnościami. Prawdziwie przejmujący klimat ma ich finałowy duet - dramat rozstania, pożegnanie z marzeniami.

Znak firmowy "Jeziora łabędziego" - pas de quatre - Madia powierzył bardzo młodym łabędziom: Zofii Czwartosz, Kindze Łapińskiej, Paulinie Walczak, Aleksandrze Patorczyk. Uczennice łódzkiej Szkoły Baletowej precyzyjnie i z prawdziwie łabędzią elegancją zaprezentowały układ, a widownia mogła się przekonać, że jest on (mimo pewnych uproszczeń) nienaruszalny i wręcz symboliczny w sztuce tańca. Wśród wykonawców podkreślenia wymaga majestatyczna postać Rothbarta (Gienadii Rybalchenko) - wielkiego ptaka, złego czarodzieja, a baletową klasę jako rosyjska księżniczka zaznaczyła Daria Makarova. Jej występ, taniec hiszpański (z wachlarzami) ułożony na... czterech tancerzy to najciekawsze z pomysłów, którymi choreograf obudował sceny balu, bo spotkanie Odylii (udającej Odettę) z księciem - pas de deux - nie miało spodziewanej siły.

Całość z subtelnym wyczuciem malarskości dzieła ciekawie plastycznie oprawił Bruno Schwengl. Szukając nowego baletowego języka "Jezioro łabędzie" interpretowali m. in. Neumayer i Ek. Madia balansuje miedzy klasyką, teatrem tańca i musicalem - wszystko podane w pigułce do połknięcia w dwie godziny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji