Artykuły

Przyjaciele

O przyjaciołach w roli recenzentów pisze w felietonie dla e-teatru Marta Cabianka

Pisarze mają przyjaciół, reżyserzy mają znajomych, uczeni - kolegów i uczniów. Każdy kogoś ma. Miło jest porozmawiać w życzliwym gronie o tym, co się napisało albo wystawiło na scenie. Dobrze jest posłuchać, co przyjaciele myślą o naszych wysiłkach. W końcu od dawna nas znają, zdają sobie sprawę, na co nas stać, rozumieją więcej niż inni. Znajomi wprawdzie czasem bywają zawistni, ale i oni, jeśli trzeba, znajdą to i owo na naszą obronę - coś przecież wiedzą o okolicznościach tworzenia, o ograniczeniach zewnętrznych, o kłopotach i trudnościach. Koledzy mają nieraz nawet pewien udział w naszym sukcesie - na przykład czytali wcześniejsze wersje naszej książki, dyskutowali nad jej założeniami i omawiali tezy, przy okazji podpowiadając dodatkowe lektury. Ich opinia powinna być dla nas szczególnie ważna, bo to "ocena w procesie" - powie nam, czy się rozwijamy czy cofamy w rozwoju. Jednym słowem, przyjaciele i dobrzy znajomi, nawet biorąc pod uwagę ich drobne ludzkie słabości, są bezcenni jako nasi widzowie, słuchacze i lektorzy.

Tyle tylko, że prywatnie. Jako widz prywatny przyjaciel jest bezcenny. Jako widz publiczny i jako publiczny recenzent staje się problemem. Prywatnie - z krytyków najlepszy, publicznie staje się krytykiem skorumpowanym. Prywatnie - życzliwy recenzent, publicznie - recenzent stronniczy. Prywatnie - kolega i współpracownik, publicznie - koleś.

Nie chodzi tu wcale o tak zwaną "krytykę towarzyszącą". Ta zawsze miała swoją rolę do spełnienia. Jawnie, otwarcie i z zaangażowaniem wspiera, propaguje i objaśnia artystyczne zjawiska, ujmuje in statu nascendi twórczość w ramy teorii, prowokuje i projektuje publiczną dyskusję. Zawsze wiadomo komu i w jakiej sprawie towarzyszy.

Inaczej jest, kiedy publiczną krytykę uprawiają przyjaciele. Przyjaciel w roli recenzenta sili się na obiektywizm, udaje surowość, często nawet sam wierzy, że jest bezstronny. Nie będzie przecież pisał w recenzji, że znamy się od lat, że wypiliśmy razem morze wódki, że żyrował mi pożyczkę, że odwiedzam go na działce, że opowiedziałem mu dokładnie, jaką miałem koncepcję, jak chciałem to wyreżyserować czy napisać i o czym to właściwie jest. Dobry znajomy w roli recenzenta będzie starał się sprostać własnej wierze, że moje objaśnienia traktuje sceptycznie, że zakulisowa wiedza na mój temat nie rzutuje, a nasza znajomość nie ma wpływu, że chwali bez kumoterstwa, a krytykuje nie po to, by zatrzeć ślady naszej zażyłości. I to może nawet być prawda. Tylko dlaczego, kiedy czyta się takie recenzje, zawsze, ale to zawsze, rodzą się wątpliwości, czy to dobrze, że twórca i krytyk są ze sobą na ty?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji