Artykuły

Ionesco się śmieje!

IONESCO, tajemniczy autor, zas­kakujący teatr swoją witalnością. Latem ub. roku we Włoszech Ta­deusz Bradecki reżyserował operę Probsta, "Maksymilian Kolbe" - au­torem libretta był nie kto inny, tylko Ionesco. Ten sam, który jednym po­ciągnięciem pióra w 1850 roku prze­nicował całą tradycję komiczną tea­tru, pisząc swoją "Łysą śpiewaczkę", a w rok później "Lekcję". Dołączył do szalonych prześmiewców: ojca Ubu-Jarry, zwariowanych surrealistów, Chaplina. Z niego jest najtra­giczniejszy komik naszych czasów - Woody Allen. Cóż takiego było w tej rewolucji Ionesco? Uwolnienie z pu­łapki racjonalizmu: nonsens w roli głównej, feeria językowej bzdury, pa­rodia codzienności prowadząca do śmierci rzeczywistości.

Lekcja jest majstersztykiem teatru absurdu. Może nawet manifestem. Wyborną grą kontrastującą sens i dźwięk słów, klasycznym przykładem komicznej destrukcji języka, a za­tem wszelkiej normy. Pewnik oś­mieszony, wielkość zdegradowana: świat się śmieje!

Publiczność też śmieje się niemal bezustannie na wspaniałym przedsta­wieniu "Lekcji" ze Starego Teatru w Krakowie. Nie jest to zwykła "Lekcja". Młoda Włoszka, Elina Lo Voi, rolę Profesora, ukatrupiającego swoje zbyt głupie uczennice powie­rzyła Annie Polony. Teatr zna takie zabiegi (Sarah Bernhardt grywała chłopięta, Hamleta ma zaś u Waj­dy Teresa Budzisz-Krzyżanowska), ale kobieta - Profesor w "Lekcji"!? Że też nikt do tej pory na to nie wpadł. A przecież to jeden z bardziej logicz­nych wniosków, jakie prowokuje sam Ionesco, dla którego detal, sens, treść nie są ważne - liczy się tylko kon­wencja, forma.

Jakże wspaniale tę formę wypeł­niają swoim kunsztem krakowskie aktorki. Najpierw Anna Polony. Przez godzinę na scenie, jak kot z myszką bawi się absurdalnym tek­stem, tworzy własną dynamikę tej roli, obudowuje ją ledwie zauważal­nym cieniem ironii. Jak w muzyce: od spokojnego allegro po szaleńcze vivace, od pozornej słabości po wście­kłość prowadzącą do żądzy mordu. Jakże jest błyskotliwa w galerii spojrzeń, grymasów, półuśmieszków, jak drapieżna w brawurowym antycancanie - przed lustrem, na stole, jak wybornie śmieszna w pastiszach rytuału torreadora, drażniącego swoją ofiarę. To wielka demonstracja wielkiego talentu.

Polony ma swoją upatrzoną ofiarę w Uczennicy. Tę bardzo świadomie gra młoda Aldona Grochal, wydoby­wając wiele różnorodnych środków dla narysowania postaci. Z łatwością balansuje pomiędzy groteską i realiz­mem, nigdy nie przekraczając gra­nicy dobrego smaku. I wreszcie, choć nie na ostatku, niezwykle interesują­co pomyślana postać Służącej. Z tej prawie niemej roli Beata Malczewska uczyniła majstersztyk. Służąca w przedstawieniu krakowskim staje się motorem działania i prawdziwym sprawcą całego ambarasu. Stale obec­na na scenie jest jak demiurg uru­chamiający maszynerię życia i teatru, które przecież rzadko się między so­bą różnią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji