Donżuan w błazeńskiej czapce
PUBLICZNOŚĆ bawi się znakomicie, krytycy teatralni natomiast kręcą nosami. Tak można by określić w skrócie sytuację jaka powstała po premierze czechowowskiego "Płatonowa" w Teatrze Narodowym. Sprawcą zamieszania jest oczywiście Adam Hanuszkiewicz. Od lat reżyser ten zatrważa swoją działalnością co bardziej dogmatycznych obrońców klasyków dramatu. Co by jednak o jego Kordianach, Hamletach, Balladynach nie powiedzieć - nigdy nie są to inscenizacje letnie, pozwalające widzowi na obojętność. Ten tylko potrafi to docenić kto zanudzany bywał niejednokrotnie na sztukach-akademiach ku czci. Sam Hanuszkiewicz tłumaczy przekonywająco dlaczego poczyna sobie z klasykami tak a nie inaczej. W programie do "Płatonowa" pisze:
"Zmieniam swoje teatralne środki - raz hondy, raz czarne, kotary, raz prawdziwa trawa, raz kiczowaty pejzaż - i robię to wszystko nie po to, aby świat zadziwić, ale żeby poruszyć wyobraźnię".
W przypadku "Płatonowa" chodzi o tę część wyobraźni, w której mieści się poczucie humoru. Nie przejmując się bowiem teatralną tradycją, nakazującą grać Czechowa po "czechowowsku" - w wolnym rytmie, nastrojowo, na pograniczu melodramatu i tragedii - wystawił Hanuszkiewicz tę sztukę z komediową, a miejscami nawet farsową brawurą. Co najciekawsze, a o czym zdają się nie pamiętać obrońcy owej smętnej tradycji - takie właśnie, komediowe były intencje wielkiego pisarza. Żalił się Czechow wielokrotnie, że choć pisze rzeczy zabawne, wystawiają mu nieodmiennie "posępne dramaty z rosyjskiego życia".
"Płatonow" stosunkowo najlepiej bronił się zawsze przed tą posępnością, gdyż jest to sztuka o błaźnie. Bywają co prawda błazny mądre, ale ten jest po prostu zwyczajnym sługą swojego powołania. I dość typowym produktem XIX-wiecznej Rosji, stłamszonym przez życie inteligentem, "nieudacznikiem" wiodącym żywot pusty i nudny, całą swoją energię wyładowującym w piętrowych dowcipnych zresztą tyradach. Ponad przeciętność wynosi go jedynie powodzenie u kobiet. One to z jego małości robią wielkość, z wad cnoty.
Aż cztery młode i ponętne kobiety wplątane są w sceniczną intrygę, a raczej same tę intrygę motają, chcąc usidlić Płatonowa. Wymyka się on kolejno: najpierw żonie Saszy, prostodusznej i sympatycznej (EWA ZIĘTEK), później uwodzicielskiej Generałowej (ZOFIA KUCÓWNA), egzaltowanej Soni (EWA ŻUKOWSKA) i bardzo zasadniczej studentce Marii (HALINA ROWICKA). W spektaklu Hanuszkiewicza Płatonow błądzi gorzej niż u Czechowa. Gdyby bowiem miał choć odrobinę rozsądku, wybrałby bez wahania Generałową. Dlatego po prostu. że Zofia Kucówna jest w tej roli olśniewająca, z ogromną lekkością prezentuje wdzięk i mądrość dojrzałej kobiecości.
W tytułowej roli występuje ZDZISŁAW WARDEJN. Zadanie ma trudne - obdarzyć życiem tryskającą gadulstwem marionetkę. Robi to z dużym komediowym temperamentem. I że może trochę za mało w tej postaci owej "iskry bożej", która z pospolitych gadułów robi donżuanów, to już inna sprawa.
Aktorstwo jest w ogóle mocną stroną tego przedstawienia. Nawet drugoplanowe, epizodyczne role zagrane są znakomicie. Tym milej to mówić, że na ogół dotyczy to aktorów młodych, o niewielkim jeszcze stażu scenicznym. Autentycznie zabawny jest np. KRZYSZTOF WAKULIŃSKI w roli młodego Wengierowicza czy ANDRZEJ MALEC jako "złoty" młodzieniec Cyryl.
A swoją drogą telewizja prezentowała niedawno "Płatonowa" w reżyserii Hussakowskiego, z. Jerzym Trelą w głównej roli. Był to spektakl ponury, wstrząsający nawet, a przy tym również znakomity. Najpewniej więc można grać Czechowa rozmaicie. Byle dobrze.