Artykuły

Legitymacja zawodowa

Czy zdjęcie na okładce to dla aktora prawdziwa legitymacja zawodowa? - pyta w felietonie dla e-teatru Marta Cabianka

Pewien francuski filozof zauważył, że we Francji nie można być aktorem, jeśli się nie ma zdjęć ze słynnego fotograficznego studia Harcourta. Na tych zdjęciach aktor staje się przedmiotem romantycznego pożądania, a jego nieskazitelna uroda wskazuje zarazem na głębię ducha. Takie fotografie zawieszając na chwilę działanie prawdy codziennej, wprawiają widza w rozkoszny niepokój. Dla aktorów zaś, nie tylko zresztą we Francji, taki wyidealizowany wizerunek może mieć charakter rytualnego oczyszczenia, stanowić katharsis po teatralnych, nie zawsze atrakcyjnych, wizualizacjach własnej fizyczności.

Aktor na scenie bywa stary, zniszczony, gruby albo kościsty, pomarszczony, przywiędły, brzydki. Czasem trywialny czy odpychający fizjologiczną ekspresją, może poczuć się wywłaszczony z własnego ciała, więc poświęci wiele dla zdjęcia, na którym, jak powiada Roland Barthes, "uwolniony z powłoki nazbyt zrośniętej z jego zawodem, jednoczy się z rytualną istotą bohatera, z archetypem człowieka, stojącym na granicy fizycznych norm innych ludzi". Nic dziwnego więc, że taki zmęczony aktor, wszystko jedno stary czy młody, traktuje swoje wyidealizowane zdjęcie w kolorowym piśmie jako wyróżnienie, jako dyplom "ukończenia terminu, jako prawdziwą legitymację zawodową".

Nie bez znaczenia jest zapewne także, że przy okazji pojawienia się na zdjęciu w popularnym tygodniku zdobywa się masowego odbiorcę. Co z tego nawet, że uwodzi się go reklamując krem czy odżywkę do włosów, jeśli na co dzień gra się w teatrze jakichś popaprańców, a tutaj można się nareszcie pokazać w szczytowej formie. A jeśli do kolorowych reklam dojdzie jeszcze udział w telewizyjnych programach o tańczeniu czy o śpiewaniu, można być spokojnym o psychofizyczną integralność popularnego aktora czy aktorki. Depresyjne sztuki i pesymistyczne filmy nie zdołają obrzydzić im samych siebie. Piękni-wyretuszowani stawią czoło teatralnym paranoikom i histeryczkom. A publiczność, jak to publiczność, albo poleci do teatru oglądać na żywo swoich telewizyjno-okładkowych ulubieńców, albo będzie gryźć palce ze starannie ukrywanej zazdrości, że sama nie ma własnych zdjęć od Harcourta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji