Artykuły

Raczej nie było

W sierpniu niewiele mieliśmy do oglądania w warszawskich te­atrach, tak więc wznowienie pro­gramu "Było nie było" w "Syrenie" z miejsca wypełniło widow­nię do ostatniego miejsca.

"Było nie było" - to przegląd najweselszych numerów sezonu, jak czytamy w programie. Mamy więc do czynienia ze swego ro­dzaju rekapitulacją; z zestawem pozycji uznanych przez widzów i teatr; z sumą tego co zakwalifi­kowano jako najlepsze. Bowiem najweselsze w takim teatrze zna­czy tyle co - najlepsze. Jakie są więc te najlepsze numery progra­mu, jaki jest ich charakter, jaki poziom, co mówią o teatrze i jego ambicjach? Wydawałoby się, że w estradzie satyrycznej, gdzie dowcip słownej pointy tak wiele waży, gdzie jakość tekstu jest sprawą równie ważną jak aktor­ska interpretacja - tekstom i ich autorom poświęcona będzie dosta­teczna uwaga. A tak chyba nie jest. Po dowody niekoniecznie trzeba sięgać aż na scenę, wystar­czy przy wejściu nabyć drukowa­ny program. Autorzy tekstów - tak zresztą jak i muzyki - są niemal anonimowi. Wyliczeni su­marycznie, zostali w gruncie rze­czy pozbawieni autorstwa. Widz słuchając monologu, piosenki czy skeczu nie wie i nie może się do­wiedzieć, z płodem czyjego pióra ma właśnie do czynienia, komu zawdzięcza przyjemność, lub też przeciwnie, jakiej doznaje. Tę zdumiewającą anonimowość moż­na by traktować jako ostrożne za­cieranie śladów, gdyby nie fakt, że są w programie teksty nie przynoszące wstydu autorom. Nie wypada chyba przypuszczać, że teatr nie informuje swoich wi­dzów w tej dość zasadniczej kwe­stii dlatego, że przypuszcza, iż ma do czynienia głównie z ludźmi, których takie szczegóły nie inte­resują. Lekceważenie to rzecz nie­ładna i nie o to pewnie chodzi. Chociaż...

Są w programie "Było nie było" fragmenty odwołujące się do gu­stów, powiedzmy: trochę niewy­brednych; popularnie się mówi w takich wypadkach - poniżej pa­sa. Na całe szczęście nie jest ich wiele i nie one nadają ton cało­ści. Co więc nadaje ten ton? I tu odpowiedź będzie trochę trudniej­sza. Specyfiką "Syreny" nie jest i nie była satyra polityczna. Je­den zakamuflowany dowcip - i to wszystko w tym programie. Satyra obyczajowa? Też niezupeł­nie, bowiem uparte powtarzanie kilku niezbyt odkrywczych - od czasu swoich narodzin - schema­tów nie świadczy o szczególnych ambicjach w tym kierunku. My­ślę, że o satyrze w przypadku "Buffo-Syreny" nie można mó­wić. Świadczy o tym dowodzie choćby peryferyjność tematów, unikania spraw rzeczywiście waż­nych. Marginesy bywają zabawne, ale nie dają wielkich szans. Teatr, jak się wydaje, z "wielkich szans" zrezygnował. Dewizą jest bawić i nie drażnić. Wprawdzie szkoda, ale można i tak.

Siłą "Syreny" i największym jej atutem są aktorzy. To oni tworzą ten teatr, wbrew, czy mimo braku charakteru tekstów i niebyt wygórowanej ambicji. Znakomita Irena Kwiatkowska o nieporównanej sile komicznej i temperamencie zdolnym ożywić najbłahszy skecz czy monolog. Można na nią patrzeć godzinami. A Alina Janowska? To doprawdy fenomen estrady; śpiewa, tańczy, robi znakomite pastiche; świetne rzemiosło łączy nie tylko z wiel­kim osobistym wdziękiem, ale co ważniejsze, ze zmysłem głębokiej obserwacji. Wszystko co robi po­zbawione jest tej nieznośnej, a tak częstej płycizny, powierzcho­wności. Nie ma w niej nic banal­nego. To nie tylko bardzo uta­lentowana, ale i bardzo inteli­gentna aktorka. Można sobie wy­obrazić, jakich koncertów byśmy słuchali, gdyby obie panie pre­zentowały nam teksty godne ich talentu. A Stefania Górska, wciąż tak samo młoda i ładna? Brusi­kiewicz, Saturnin Żórawski, Kru­kowski - żeby wymienić tylko nazwiska z programu "Było nie było" - są to asy, i to asy atu­towe. Umiejętność bezbłędnego podawania tekstu, indywidualny styl, kultura, wrażliwość, świado­mość władnych możliwości - jed­nym słowem: świetni. Wprawdzie lepiej byłoby, gdyby Brusikie­wicz nie bywał zmuszony do ro­bienia takich "numerów", jak otwierająca program historyjka o chłopaczku, lecz o tym już była mowa. Dobór tekstów nie jest najsilniejszą stroną tego teatru.

Do udanych pozycji "Było nie było" zaliczyć wypada przede wszystkim bardzo zabawny jubi­leusz 50-lecia "Mazowsza". Dzieuchy i chłopcy tego zespołu za lat niepełna czterdzieści! Dostojni ju­bilaci i "Hej przeleciał ptaszek" w wykonaniu damy w pewnym wieku śpiewającej: "trudno już pomyśleć, że byłam panienka". Dowcipne, trochę jadowite, trans­pozycje piosenek tego zespołu bardzo dobrze wypadły. Wpraw­dzie można byłoby nie ograniczyć się do zmiany słów w piosenkach, a spróbować parodii stylu i pew­nego infantylizmu "Mazowsza", rzecz aż prosiła się o takie po­traktowanie, ale i tak jest to je­den z najciekawszych fragmentów. Stefania Górska z właściwym so­bie temperamentem śpiewała i tań­czyła "Black-Boitom", Alina Ja­nowska zademonstrowała Juliette Greco w naszym własnym, pro­wincjonalnym wydaniu - po po­przednich komplementach już nie trzeba mówić, jak to zrobiła. A poza tym? Poza tym w rekapitulacji najweselszych numerów se­zonu niewiele już było rzeczy najlepszych - z winy tekstów. Aktorzy są godni podziwu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji