Artykuły

Piosenka jest dobra na wszystko

- Lubię role charakterystyczne, choć tak prawdę mówiąc, zbyt mało chyba jeszcze zagrałem, żeby móc określić rodzaj najbliższego mi aktorstwa Z piosenką jestem związany od lat - mówi PRZEMYSŁAW BRANNY, aktor Teatru Bagatela w Krakowie.

Pierwsze fascynacje teatralne Przemysława Brannego zaczęły się jeszcze w domu rodzinnym. Matka skończyła krakowską PWST - jest krakowianką z urodzenia - i całe życie przepracowała na Scenie Polskiej w cieszyńskim teatrze.

*Poczet aktorów krakowskich: Przemysław Branny

"Spełnia zapotrzebowanie na postać kochanego chłopca. Jego wyjątkowa łatwość śpiewania piosenek lirycznych, sentymentalnych, złączona z głosem o niepowtarzalnej urodzie - pozwala mu trafiać do zazdrośnie strzeżonej przed innymi sfery dziewczęcych marzeń. Potrafi być zabawny, charakterystyczny, potrafi wstrzymać oddech słuchaczy na moment dramatycznej pauzy. Potrafi być promienny i radosny" - takich komplementów doczekał się już u progu swej rozśpiewanej szesnastoletniej kariery Przemysław Branny, aktor Teatru Bagatela. Od takich słów może przewrócić się początkującemu artyście w głowie, choć aktor twierdzi, że jest zbyt rozsądny, by groziła mu woda sodowa. Urodzony w Czeskim Cieszynie, zakochany i mieszkający w Krakowie, gdzie idąc w ślady swojej mamy, ukończył PWST. Ma polskie i czeskie obywatelstwa - Dla małego Przemka wszystko zaczęło się w Czeskim Cieszynie. Mieszkałem dosłownie trzy minuty od granicy. Docierały do nas polskie gazety i telewizja, którą oglądali także Czesi z nadzieją, że w niej jest choć trochę prawdy i innego świata A słuchanie radiowej " Trójki" było wręcz obowiązkowe, bo lista przebojów Niedźwieckiego i zachodnia muzyka były oknem na świat muzyczny. Polski i Czeski Cieszyn łączą mosty, tam przebiega granica Jako dzieciak często chodziłem na nie zbierać kasztany.

Przemysław Branny chodził do polskiego przedszkola skończył polską szkołę podstawową i gimnazjum, kolegował się także z Polakami, bo, jak mówi, środowisko, w którym się wychował, było bardzo konserwatywne. W nim rodziło się najwięcej polsko-czeskich konfliktów. - Był wyraźny podział na: my i oni Razem się nie bawimy. Dowodem tego były zatargi uliczne, autobusowe zaczepki Im stawałem się starszy i mądrzejszy, coraz rzadziej myślałem o Czechach w kategorii konfliktowej, a od lat już w ogóle nie ma mowy

o podziałach. Dla mnie przechodzenie przez granicę do kuzynek było oczywistością, praktycznie granica dla mnie nie istniała

I nagle, kiedy miałem zaledwie jedenaście lat w Polsce wybuchł stan wojenny. I co? Oczywiście szlaban, nie ma żadnego przechodzenia - prawdziwa tragedia Był jeden sposób komunikacji: po niedzielnej mszy o godz. 12 Polacy i Czesi spotykali się przy mostku na Olzie, która ma nie więcej niż trzydzieści metrów szerokości. I tak staliśmy przez kilka sekund i krzyczeliśmy do siebie: - Wszyscy zdrowi? - Zdrowi. - U cioci wszystko w porządku? - W porządku. Po czym wojsko kazało nam się rozchodzić. A osobiście spotykaliśmy się tylko na pogrzebach. Rodzice, dzieci, wnuki. Most zamknięty. Wojna To był koszmar. Od wszystkiego byliśmy odcięci. A my, dzieciaki, nic z tego nie rozumieliśmy.

Pierwsze fascynacje teatralne Przemysława Brannego zaczęły się jeszcze w domu rodzinnym. Matka skończyła krakowską PWST - jest krakowianką z urodzenia - i cało życic przepracowała na Scenie Polskiej w cieszyńskim teatrze. - Będąc dziecięciem, sporo czasu w teatrze spędzałem i w wieku 9 lat zagrałem pierwszą w życiu dużą rolę w "Historii żółtej ciżemki". To było wielkie przeżycie. A dwa lata później zagrałem Króla Maciusia I .I znów z samymi zawodowymi aktorami Jako gimnazjalista byłem też Stasiem w spektaklu " W pustyni i w puszczy". Jak pani widzi, zaczynałem od samych dużych ról. Właściwie powinienem już obchodzić 30-leie pracy artystycznej. Prawdę powiedziawszy, dla mnie, nauczycieli i mamy było oczywiste, że będę robił za aktora.

Przełomem okazał się rok 1989, kiedy Branny zdał maturę i postanowił studiować w Polsce. - Czeskie ministerstwo kultury odmówiło - "Nie ma takiej opcji. W Polsce szaleje Solidarność. A tak w ogóle, musi pan zdać najpierw egzamin w Pradze - takie są przepisy". Zdałem. Złożyłem papiery o studia w Krakowie. "Żaden Kraków, nie ma takiej opcji. Może Łódź". Wkurzyłem się i pojechałem do pracy, do kopalni. Pracowałem na przodku trzy miesiące. Zdarzył się tam wypadek - cudem uniknąłem śmierci. To była niezła szkoła życia. Kiedy wreszcie okazało się, że mogę w Polsce studiować, pojechałem na egzamin dla obcokrajowców do Łodzi, gdzie wcześniej kazano mi złożyć papiery. Nie było ich i nikt o mnie nic nie wiedział. Wracałem do domu przez Warszawę. Idę do czeskiej ambasady, a tam twierdzą, że moje papiery pojechały do Krakowa. To ja za papierami. Zdałem- egzamin i tym sposobem skończyłem krakowską PWST. Spotkałem się na studiach z takimi pedagogami, jak pani Marta Stebnicka, którzy uczyli jeszcze moją mamę. Na II roku pani Stebnicka zaprosiła mnie na swój be-nefis do Teatru STU. Zaśpiewałem tam piosenkę "Kto dziś serenady śpiewa" i od tego momentu zacząłem, krok po kroku, istnieć jako aktor śpiewający.

I te właśnie umiejętności pana Przemka wykorzystał Teatr STU, angażując go do spektakli muzycznych, m.in. ;,Placu Merkurego", gdy aktor był jeszcze studentem. Spektakl dyplomowy przygotował u Krystiana Lupy i Jerzego Stuhra i od 1993 roku związał się z teatrem Bagatela, w którym jest do dziś.

- Przemek jest niesłychanie życzliwym i ciepłym kolegą - mówi Sławomir Sośnierz, także aktor z "Bagateli". - Ma ogromne poczucie humoru, dlatego możemy sobie pozwalać na żarty z jego czeskiego urodzenia. Ma wypisaną na twarzy czeską kuchnię, te wszystkie knedliczki... Znam go tyle lat, zmienia fryzury, dorobił się dziecka, a sam nadal się nie zmienia. Wciąż młodzieńczy, wciąż jeździ na nartach, chociaż przy zjeździe za bardzo odchyla się do tyłu, co osobiście widziałem na stoku. I dobry aktor. I rudy, co w tym zawodzie jest rzadkością - żartuje Sławek.

- Przysięgam pani, że bardzo długo nie doceniałem, nawet nie zauważałem faktu, że mam tzw. niezły głos. Kiedy w 1993 roku zdobyłem II nagrodę oraz nagrodę publiczności na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, a rok później I nagrodę, wraz z Kasią Jamróz na Festiwalu w Opolu - wtedy już wiedziałem, co jest moją niezłą stroną. I zaczęło się: Kabaret Olgi Łipińskiej, kabaret Loch Camelnt, który był dla mnie niezwykłym doświadczeniem i z którym nakręciłem kilka programów telewizyjnych. Szczęśliwie brałem udział w wielu programach muzycznych i rozrywkowych rejestrowanych przez tlewizję: "Spotkania z balladą", "Pisanki Śpiewanki", "Piosenki Warsa", "Gale galicyjskie", "Co nam w duszy gra"... -sporo tego było, włącznie z recitalami w macierzystym Teatrze Bagatela. Nigdy nie szkoliłem głosu, wręcz w szkole miałem problemy z dostosowaniem się do wymogów pedagogów, którzy nieco wbrew moim warunkom chcieli ten głos ustawiać.

Kariera Przemysława Brannego przebiegała dwutorowo: obok piosenki, która zajmowała chyba większą część jego życia, były role dramatyczne w teatrze. - Malkolm w "Makbecie" należy do tych ról, które zaważyły na moim myśleniu o aktorstwie. Przecież byłem jeszcze mało doświadczonym aktorem, ciągle szlifującym warsztat, co zresztą robię do dziś, a tu przyszło mi zagrać obok Danuty Stenki, Henryka Talara czy Aleksandra Domogarowa. Jak tu się w tym wszystkim znaleźć? Niezła szkoła zawodu. Nie zapomnę tego nigdy i to bez względu na ocenę mojej roli. Kolejna wyższa szkoła aktorskiej jazdy to był Andrzej w "Trzech siostrach" Czechowa w reżyserii Andrzeja Domalika. Co ja tu sie będę wymądrzał: zagranie w Czechowie dla każdego aktora jest doświadczeniem niezwykłym, jest zmaganiem się z literaturą najwyższych lotów. Właściwie dopiero później, kiedy po latach wznowiliśmy ten spektakl, my wszyscy dojrzeliśmy jako ludzie i aktorzy, dopiero teraz doceniłem i zrozumiałem, z jaką fascynującą materią przyszło mi się zmagać. A do tego spotkałem się na scenie z Janem Nowickim i z Janem Fryczem. Stawiali taką poprzeczkę w pracy, że to była sama radość. Nie ukrywam, że spotkanie przy "Ślubie" z Gombrowiczem, jego światem i z Waldkiem Śmigasiewiczem, reżyserem spektaklu, było kolejnym przekraczaniem jakichś artystycznych progów. Było kolejnym odkrywaniem tematów i spraw, których wcześniej nie zauważałem. A praca w "Sztukmistrzu z Lublina", "Skrzypku na dachu" czy w farsie "Szalone nożyczki" to już zupełnie inna bajka Ach, jeszcze bardzo ważny był Filip w "Dożywociu", bo to z kolei praca nad komedią Fredry, bardzo wciągająca w ten Fredrowski mechanizm. Dość powiedzieć, że lubię role charakterystyczne, choć tak prawdę mówiąc, zbyt mało chyba jeszcze zagrałem, żeby móc określić rodzaj najbliższego mi aktorstwa Z piosenką jestem związany od lat, a jednak dopiero od niedawna gram z Magdą Wałach w dwuosobowym musicalu " Wystarczy noc" - to jest kolejne, ważne zadanie aktorskie. Przez dwie i pół godziny nie schodzisz ze sceny i graj, śpiewaj, tańcz tak, by widzowie po godzinie nie wyszli z teatru.

Przemysław Branny poznał też uroki pracy na planie filmowym. Będąc studentem, zagrał w filmie Kazimierza Kutza "Śmierć jak kromka chleba". - To był chyba najciekawszy czas w moim życiu: kończyłem studia, kręciłem film igrałem w dyplomie u Lupy. Między zdjęciami pojechałem na Festiwal Piosenki Aktorskiej do Wrocławia i grałem u Lipińskiej w Warszawie. A ten niezły rozrzut gatunkowy miał miejsce w dągujednego miesiąca. Nie wiem, jak to mogłem pogodzić. Gdy przyjechałem na plan nad ranem, nieprzytomny, z nagrodą wrocławską, Janusz Gajos podszedł pierwszy z gratulacjami. Już kawy porannej nie musiałem pić, tak adrenalina mi strzeliła Praca z Kutzem była świetna, a jeśli dodać dramatyczne wypadki - na planie zginął chłopak, a ja wylądowałem pod czołgiem, w wypadku, to widać, że i emocje były wielkie. Producent chciał mnie wyrzucić z pracy, bo odmówiłem przyjazdu na plan ze względu na teatralne terminy. Mariusz Benoit, słysząc rozmowę, powiedział do producenta: "Ja też nie mogę. Mnie też wyrzucisz?". Podszedłem do niego zadowolony, że mamy podobne problemy i uratował mnie z opresji. A on na to: "Nie, nie jestem zajęty, ale jestem pedagogiem i wiem, co to teatralne terminy".

Przemysława Brannego można usłyszeć podczas recitali, z którymi jeździ po kraju, podczas koncertów z muzyką teatralną i filmową Zygmunta Koniecznego, bierze udział w różnorakich projektach muzycznych, można go także słuchać na płytach nagranych wraz z Piotrem Rubikiem: "Tu es Petrus", "Psałterz wrześniowy", "Zakochani w Krakowie". Na rynku są również płyty - składanki, z udziałem aktora

Rok 2005 na pewno był w branży muzycznej przełomowy dla Brannego. Wtedy właśnie wygrał - wspólnie z Olgą Szamańską i Piotrem Rubikiem - konkurs na "Przebój lata z Jedynką" na Festiwalu Jedynki w Sopocie. Piosenkę "Niech mówią, że to nie jest miłość" śpiewało pół Polski.

- Mam swoje zdanie na temat polskiego show-biznesu, wiem, że kręcą nim chody, znajomości, układy. Stąd też do głowy mi nie przyszłą że mamy szansę, bo chodów nie mieliśmy żadnych. A na dodatek w konkursie startowała cała "wierchuszka" polskiego popu, obecna cały czas w mediach: Zakopauer, Golec uOrkiestra... A my wygraliśmy. Jak to? Bez układów? Przecież jeszcze przed festiwalem wiedziałem, z kim będzie przeprowadzony wywiad po wygranej.

Przemysław Branny od niedawna mieszka pod Krakowem, gdzie ma dom z ogrodem. A radość w rodzinnym życiu dają żona i piętnastomiesięczna córka

- Mam dużo koncertów, ale w tej chwili zatęskniłem za kolejnymi próbami w teatrze.

Najbliższe plany? - Nie zdradzę szczegółów, żeby nie zapeszać. Pracuję nad solową płytą, już zbyt długą żeby o tym gadać. Proszę mi życzyć, żebym ją wydał jak najszybciej. A kto chce usłyszeć, czy nadal śpiewam, zapraszam na spektakl "Wystarczy noc" z piosenkami i wspaniałą, śliczną Magdą Wałach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji