Artykuły

Cela sentymentalnych morderczyń

"Więź" w reż. Zbigniewa Brzozy w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Agnieszka Celeda w Polityce.

Nie da się reżyserowi i aktorom przygotowującym w Teatrze Studio polską prapremierę sztuki Rony Munro "Więź" odmówić staranności i rzetelności. Ale czy warto było tak się starać? Może lepiej było znajomość z tym tekstem zakończyć na jego lekturze? "Więź", niezależnie od bombastycznych cytatów z prasy angielskiej, jakie przytacza program, wygląda po prostu na naiwnie tandetny melodramat. Do kobiety odsiadującej dożywocie za zabójstwo męża zjeżdża na widzenie - po piętnastu latach braku kontaktu - córką od czasu skazania matki zrobiła karierę, jej postawa bizneswoman kontrastuje z dość prostymi manierami rodzicielki. Kobiety najpierw są sobie dość obce, stopniowo, z widzenia na widzenie, zaciska się ich więź, wyrażana dotykiem, spojrzeniami, słowami ckliwej tęsknoty. W końcu córka rzuca pracę, aby za wszelką cenę doprowadzić do rewizji procesu, matka jednak szlachetnym gestem oddala jej starania i zamyka się na zawsze w odosobnieniu, żeby nie psuć córce życia. Helena Mniszkówna płacze w zaświatach. Z góry psychologicznych banałów nie potrafiły odcedzić zbyt wiele prawdy ani dawno nie widziana Ewa Błaszczyk w roli szorstkiej więźniarki, ani Agnieszka Grochowska ostatnio z roli na rolę niepokojąco kopiująca te same chwyty aktorskie. O dziwo nieco ciekawiej - bo przynajmniej niejednoznacznie - wypadły drugoplanowe epizody Izabeli Szeli i Aleksandra Bednarza. Czy jednak naprawdę wysiłków całej czwórki - i reżysera Zbigniewa Brzozy - nie warto było skierować w rejony bardziej obiecujące niż cela dla sentymentalnych morderczyń?

Na zdjęciu scena z przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji