Artykuły

Komary i kotlety

"Roszada" w reż. Macieja Wojtyszki i Pawła Aignera w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Po "Psychoterapolityce" Dominika W. Rettingera i "Next-ex" Juliusza Machulskiego sceniczny kształt otrzymała "Roszada" Pawła Mossakowskiego, trzecia z nagród w konkursie na komedię (napłynęło 219 propozycji). Teatr Powszechny heroicznie ponosi konsekwencje tego, co sam wymyślił, a tu już druga edycja konkursu się zaczyna.

Po 35 minutach, czyli pierwszej części spektaklu, wydawało się, iż "Roszada" potwierdza sens powiedzenia "do trzech razy sztuka", że wreszcie jest bezpretensjonalnie i wesoło. W drugiej okazało się, że zabawa stereotypami i schematami została utopiona w moralizatorskim sosie, skecz goni skecz, a z farsy zrobił się melodramat zderzony z czarną komedią.

Reżyserzy Maciej Wojtyszko i Paweł Aigner wyraźnie wiedząc, jak bardzo publiczność czeka na okazję do zabawy i relaksu, starają się się "uzdatnić" wątły tekst.

W tempie i ze swadą zaczynają opowieść o spotkaniu dwóch rodzin. Maturzyści, Agnieszka (Magdalena Dratkiewicz), córka właściciela komisów samochodowych (Marek Ślosarski) i wielbicielki seriali marzącej o telewizyjnej karierze (Masza Bogucka) oraz Adam (Maciej Więckowski), syn skromnego docenta (Piotr Lauks) badającego lot godowy komara wysłouchego oraz nauczycielki dewotki (Beata Ziejka) - od trzech miesięcy są w parze. Jego mama postanawia wydać obiad i poznać rodziców dziewczyny.

Rozgrywające się w tej samej przestrzeni (z jednej strony lustro w srebrnej ramie, z drugiej zdjęcie z papieżem) przygotowania prowadzone w obu domach zapowiadają ostre zderzenie mentalności, obyczajów, priorytetów i dużo komediowych spięć.

Po przerwie robi się rzewnie. Okazuje się, że samodzielność młodych to nie takie proste, że w życiu mężczyzny najbardziej liczą się schabowe, że kobiety zżera próżność, a komary są bardzo pożyteczne i mogą ustawić człowieka wysoko, zapewniając solidną kasę i pozycję społeczną. Rodzicielskie układy (zgodnie z tytułem) poplączą się, a młodzi patrząc na to wszystko i własną przyszłość, dojdą do wniosków odrzucających dydaktycznym fetorem. Słowem, okaże się, że nie ma tego wesołego, co by się w koszmar nie zmieniło.

PS Wszystko rozgrywa się na scenie, w oprawie tylko sygnalizującej sytuacje (scenografia Krzysztof Kelm, Dorota Zalewska). Wykonawcy starają się nie deptać po palcach pierwszym rzędom. Ale i tak gorzej mieli widzowie zajmujący dalsze krzesła: prawie nic nie widzieli, niemal nic nie słyszeli. To nie fair wobec publiczności i robi się jeszcze mniej zabawnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji