Artykuły

Przedwiośnie

Twórczość dwóch wielkich pisarzy polskich zdecydowanie zaważyła kiedyś na kształtowaniu się postaw społecznych i politycznych współczesnej generacji: Sienkiewicza i Żeromskiego.

Autor "Trylogii" uczył miłości ojczyzny. Twórca "Popiołów" i "Ludzi bezdomnych" niezmiernie czuły na sprawy narodowe, był równocześnie, jako prawdziwy humanista, odważnym szermierzem wałczącym o sprawiedliwość społeczną. Marzyła mu się zawsze niepodległa Polska. A kiedy ta zmartwychwstała, nie było mu obojętne, jaka będzie. I te właśnie momenty ustalają charakter jego "Przedwiośnia".

Tu mała dygresja. Kiedy podczas niekończących się dyskusji o funkcji społecznej literatury apelujemy do współczesnych pisarzy polskich o tworzenie dzieł zaangażowanych, poruszających zasadnicze problemy, słyszymy często odpowiedź: "Żeby słusznie ocenić wielkość pewnych wydarzeń, trzeba na to... perspektywy czasu".

Stefan Żeromski nie czekał, aż czas pogłębi taką perspektywę. Napisana przez niego w roku 1924 powieść "Przedwiośnie" i niezwykle odważnie, z bezpardonową pasją porusza i demaskuje najbardziej bolesne sprawy, które zaciążyły na pierwszych latach odrodzonej Polski.

Znamy treść tej powieści, w której z taką niespokojną troską pada pytanie: "Quo vadis, Polonia". Przypomnijmy więc tylko krótko, że autor pokazuje w niej na tle wnikliwie ujętych stosunków polityczno-społecznych historię przemian światopoglądowych Cezarego Baryki, uosabiającego nie tak całą Polskę, jak raczej ówczesne pokolenie młodej inteligencji.

Przy spiętrzeniu nagromadzonych tu faktów i problemów, adaptator Jerzy Adamski miał niełatwe zadanie, ażeby powieściowa wersję "Przedwiośnia" nagiąć do wymogów sceny. Trzeba było starać się o zachowanie wierności dla tekstu, a przede wszystkim dla jego ideologicznych założeń, równocześnie zaś dokonać wielu bolesnych cięć i skrótów, co siła rzeczy zubożyło sztukę o niejeden cenny fragment.

Założeniem inscenizatora było, ażeby mądrą choć trochę już staroświecką prozę Żeromskiego zademonstrować przy pomocy nowoczesnych środków scenicznych. Dla niektórych scen - przy wprowadzeniu narratorów - wypożyczone efekty od teatru rapsodycznego; pozostała większość otrzymała kształt normalnego widowiska dramatycznego.

Całość spektaklu jaki oglądamy teraz w Teatrze "Rozmaitości" w interesującej reżyserii Barbary Jaklicz, rozgrywa się na trzech płaszczyznach obrazujących kolejne etapy ewolucji przeobrażające Czarusia - w Cezarego Barykę.

Część I - nieco retoryczna - rozgrywa się w Baku. Tu młody Baryka usłyszał po raz pierwszy grzmot rewolucji i zafascynowany został jej hasłami. Tu też złudne nadzieje wzbudziła w nim utopijna opowieść ojca (Feliksa Żukowskiego) fantazjującej (moment w sztuce mało wyeksponowany) o szklanych domach, stanowiących symbol rzekomych osiągnięć nowo powstałej Polski.

Akcja części drugiej, umiejscowiona w Nawłoci, ma charakter bardziej konwencjonalny i sielankowy. Podteksty polityczno-społeczne stanowią pozorny margines, natomiast wiele w niej erotyzmu charakterystycznego dla pisarstwa Żeromskiego. Stylowa była tu w roli Laury Kościenieckiej - Alicja Zomer: i to nie tylko dlatego, że pięknie nosiła stylowe suknie. W części trzeciej (o silnych akcentach publicystycznych) Cezary Baryka po bukolicznej Nawłoci poznaje zgoła inną Polskę oraz innych ludzi, a dyskusja i kontakty z nimi pogłębiają jego światopogląd. Część tę podbudowano w łódzkiej wersji scenicznej fragmentami słynnego, procesu brzeskiego - argumentami ogromnym ładunku demaskatorsko-oskarżycielskim (którymi m. in. wymownie szermował adwokat oskarżonych - Antoni Lewek). Uczyniło to ostateczną decyzję Cezarego Baryki bardziej wiarygodną. Bo, jeśli Gajowiec (Kazimierz Tatarczyk) racje swoje podawał w sposób przekonywający, za mało ognia i siły sugestywnej i włożył w swoje argumentacje szczery komunista Lulek (Ireneusz Kaskiewicz).

W zbyt mało dynamicznej atmosferze odbywało się również zebranie organizacyjno-informacyjne komunistów. A przecież w podobnym układzie obrazów właśnie temperatura tego zebrania przyspieszyć ma proces ideologicznego dojrzewania Baryki, czego rezultatem będzie jego przyłączenie się do manifestantów, maszerujących pod Belweder. Mozę również nie wszystkich zadowolił finał łódzkiego "Przedwiośnia". Podobnie zresztą, i jak w przedstawieniu warszawskim, wyreżyserowanym przez Hanuszkiewicza, był on raczej kameralny. O ile mocniej przemówiłaby do nas scena monumentalna i ogromny tłum demonstrantów, płomień czerwonych sztandarów i płomień gniewu w oczach, zaciśnięte pięści i wstrząsająca pieśń rewolucyjna... Ale naturalnie jest to tylko inna jeszcze propozycja zakończenia sztuki i nie znaczy to, że ta, którą oglądaliśmy w nie rozporządzającym odpowiednimi warunkami technicznymi Teatrze Rozmaitości, była chybiona.

Prócz wzmiankowanych już artystów i wymienić trzeba przede wszystkim bohatera widowiska - Bogumiła Antczaka. Jego Cezary Baryka był bardzo autentyczny, bardzo przekonywający. Jeszcze to jeden dowód krystalizowania się talentu tego młodego, wybitnie uzdolnionego artysty.

Scenografia Ewy Soboltowej stworzyła właściwy klimat dla spektaklu, który uznać trzeba jako cenną i pożyteczną pozycję Teatru im. Jaracza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji