Artykuły

Kto tu kogo zwodzi?

Po obejrzeniu najnowszej premiery Teatru Polskiego na Scenie Kameralnej nie miałam wątpliwości: to teatr zwodzi publiczność. Zwodzi, bo udaje, że: po pierwsze - dobrze gra przedstawienie (albo tak mu się wydaje sądząc po samozadowoleniu), po drugie - że z owej gry coś interesującego wyniknie. Tymczasem nie sprawdza się ni jedno, ni drugie, a zmęczona oczekiwaniem na owo "coś" publiczność wychodzi z teatru zawiedziona i zastanawia się: o co ta właściwie chodzi? Dlaczego teatr sięgnął po ten siedemnastowieczny, "zabytkowy" kryminał i co reżyser, Wojciech Adamczyk, chciał przez swoją inscenizację powiedzieć współczesnej publiczności. Chyba niewiele. W każdym razie tego nie dowiedzieliśmy się. Podrzynanie bowiem gardła w finale spektaklu -mimo wszystko, na szczęście V nie jest przecież tym, czego dzisiejsza publiczność naprawdę oczekuje dziś od teatru. Bo te i inne "horrory" ma na co dzień w domowych pieleszach. Telewizja robi to o wiele lepiej aniżeli teatr żywego planu.

Wprawdzie "Zwodnica", sztuka napisana w 1622 roku przez spółkę autorską: Thomas Middleton i William Rowicy uchodzi za najlepszy dramat nie-szekspirowski epoki elżbietańskiej, to - jak dowodzi inscenizacja tego dramatu na Scenie Kameralnej - sam tylko ów wyróżnik nic stanowi wystarczającej motywacji do wystawienia "Z wodnicy" dzisiaj. Tym bardziej że odwołania do szekspirowskich dramatów: "Romea i Julii", "Hamleta", "Makbeta" czy "Snu nocy letniej" są tutaj wyraźne, a chwilami wręcz natrętnie naśladowcze. W tej sytuacji jawi się pytanie: czy nie bezpieczniej byłoby wystawiać oryginały?

Sztuka Middletona i Rowleya ocieka krwią i zbrodnią, jak przystało na dramat elżbietański. Jej fabuła kręci się wokół miłości, a raczej chorobliwej i mrocznej namiętności uruchamiającej machinę zła prowadzącego do zbrodni. I to nie jednej. Zatem nic odkrywczego, ot po prostu kolejna na naszych scenach pozycja repertuarowa wymyślona przez teatr ku uciesze gawiedzi, którą znudziły już "Batmany" i inne komiksy. Oto ma teraz okazję obejrzeć kryminał zabytkowy" pod każdym względem, który zamiast nowoczesnego komputerowego komiksu posługuje się staroświeckim Gutenbergiem i do tego wierszem. Problem wszakże tkwi w tym, że ów kryminał nuży jednako zarówno sfery "wyższe", jak i zwyczajny "gmin" Spektakl bowiem nie porywa ani tematyką, ani myślą inscenizacyjną, ani tym bardziej wykonawstwem. Grająca rolę Beatrice, czyli tytułowej zwodnicy, Małgorzata Sadowska nic jest przekonywająca w eksponowaniu swych emocji: miłości i gniewu. Aktorka me uchwyciła i nie przekazała (a reżyser nie dopilnował i me wyegzekwował) tak istotnej przecież metamorfozy swej bohaterki

Zresztą, właściwie wszystkim postaciom została, tu odjęta ich sytuacja psychologiczna i ów -istniejący w tekście - element przemiany osobowości bohaterów, jakim podlegają om w miarę rozwoju wydarzeń, prawie nie istnieje w tym spektaklu. Reżyser zaś sprawia wrażenie jak gdyby sam nie był zdecydowany, w jakim kierunku poprowadzić swój spektakl. Tak więc dość niefortunnie ro2pocxął nowy sezon Teatr Polski na Scenie Kameralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji