Artykuły

Anabaptyści

Na scenie Teatru im. Stefana Ja raczą oglądamy sztukę jednego z najsławniejszych dramaturgów naszej epoki, "Anabaptystów" szwajcarskiego pisarza Friedricha Durrenmatta, autora tak głośnych utworów jak "Wizyta starszej pani" czy "Fizycy". Cała jego twórczość, każde nowe dzieło obrasta natychmiast w ogromną literaturę krytyczną, nie warto więc może zajmować miejsca tą sprawą. Przystąpmy więc od razu do "Anabaptystów".

Sztukę tę napisał Durrenmatt w 1966 roku, jej tłem są dzieje sekty religijnej anabaptystów (nowo chrzczeńców, którzy głosili m. in. konieczność ponowienia chrztu człowieka w wieku dojrzałym, stąd nazwa sekty) w Niemczech to I połowie XVI wieku, w epoce reformacji i wielkiej wojny chłopskiej. Najpełniejszy obraz stosunków społecznych tej epoki, źródeł ówczesnych ruchów religijnych i walk klasowych dał Fryderyk Engels w znanej pracy "Wojna chłopska w Niemczech". Nieprzypadkowo przypominam, tę książkę. W osobliwy bowiem sposób wątki myślowe tej rozprawy Engelsa przewijają się - jak się zdaje - w utworze Durrenmatta. W osobliwy, ponieważ to co u klasyka materializmu było jasną analizą całego procesu historycznego, to u współczesnego pisarza staje się jedną z nie dość czytelnych propozycji interpretacji dziejów. Czy rzeczywiście dziejów?

Oczywiście, nie. Tradycyjnie jut kostium historyczny służy do zakamuflowania spraw współczesności. Durrenmatt skorzystał z te go chwytu w sposób wyjątkowo skomplikowany, ukrywając między wierszami sporo myśli czy stwierdzeń o dość dyskusyjnej wymowie. Pokazuje Niemcy w Okresie chaosu, bratobójczych walk, średniowiecznego okrucieństwa i zacofania, które na tle Europy mającej za sobą Renesans nabierają szczególnej wymowy, i uogólnia rzecz całą - taki jest świat, nieludzki, bezmyślny, gonią cy za pieniądzem i użyciem, nie mający szans na naprawienie.

Książęta z łagodną drwiną patrzący na komunę religijną miasta Munster przystąpią do akcji dopiero wówczas, gdy się dowiedzą, że naruszane tam jest prawo własności. Lancknechci - rycerz Johan von Bureń i rycerz Herman von Mengerssen - żyją wojną, na niej dorabiają się fortun, ona jest treścią ich egzystencji. To oni głoszą, że "niewola jest mieszczańską cnotą", "najważniejsze, że wojna uratowana", "będą potrzebne dzieci, będą potrzebne trupy". Zieleniarka krąży między walczącymi stronami, dostarcza żywności - prawo życia zamienia na interes. Dwuznaczność tych wszystkich postaci - haseł wywoławczych dzisiejszego, nam współczesnego świata dochodzi do szczytu w wypadku mnicha - intelektualisty, którym się wszędzie pogardza i który daje się użyć każdemu za narzędzie.

Tego rodzaju wątków i motywów jest w "Anabaptystach" znacznie więcej, brak miejsca nie po zwala na szersze ich omówienie. Poszukajmy jednak klucza do współczesnego sensu tych analiz, w których historiozofia materialistyczna, dialektyczna niemal, miesza się z koncepcjami wziętymi z różnych chyba ideologii.

Ideą przewodnią utworu jest człowiek w poszukiwaniu światopoglądu. Sztuka zdaje się dowodzić, że wszystkie drogi prowadzące do tego celu są fałszywe, że kolejne etapy poszukiwań przynoszą rozczarowanie, że to co wydaje nam się prawdą okazuje się później czymś innym. Rezygnacja wyrażona przez którąś z postaci sztuki słowami: " Niesprawiedliwość jest waszym przeznaczeniem" staje się jedynym wyjściem. Bo przecież trudno za rozwiązanie pozytywne uznać kończące sztukę zdania wygłaszane przez biskupa Franza von Waldeck: "Ten nieludzki świat musi stać się bardziej ludzki. Ale jak? Ale jak?".

Trudno się zgodzić z takim widzeniem historii i współczesności.. Mamy w tej sprawie określone i zdecydowane zdanie. Przyjmujemy więc sztukę Durrenmatta jako wyraz niepokojów i wątpliwości humanisty zagubionego w sprzecznościach zachodniego świata, człowieka wrażliwego i uczciwego. Pamiętamy jednak, że rola intelektualisty nie może się dzisiaj kończyć na stawianiu pytań. Sam zresztą tego autor dowodzi, pokazując wspomnianą już tu po stać mnicha intelektualisty. Może dał id niej szkic do własnego auto portretu?

Sztuka Durrenmatta nie jest dziełem łatwym ani dla teatru, ani dla widza. Autor który głosi, że "Teatr to nie instytut literacki, wymaga popularnego języka" w praktyce dzieła, o którym mówimy, jakby o tym zapomniał. ,.Anabaptyści" są czymś w rodzaju poematu scenicznego, eposu podejmującego jednocześnie wiele wątków, nakładającego na siebie różne obrazy, wymagającego nieustannej uwagi i skupienia.

Reżyser - Abdellah Drissi - za pragnął stworzyć widowisko pełne rozmachu, nadać mu malarską ekspresję, podporządkować je regułom rytmu i ruchu. Widać to zresztą i w koncepcji scenografii (Henri Poulain). Zamierzeniu temu, odnoszącemu w wielu miejscach rzetelny sukces, stały na przeszkodzie zbyt szczupłe rozmiary sceny. Jeszcze bardziej zaś zawartość myślowa dzieła. Ruch sceniczny, podkreślanie zmiany miejsca akcji sceną obrotową, zabiegi kompozycyjne wokół poszczególnych obrazów, budowanych trochę na zasadzie kadrów filmowych, cala ta kusząca machina teatralna do której uruchomienia prowokuje utwór Durrenmatta prowadziła do przygaszenia tekstu, do stonowania jego wymowy, zawartości myślowej.

Otrzymaliśmy więc spektakl "teatralny", nastawiony na efekt sceniczny, w którym słowo, sentencja czy filozofia z trudem zdobywa sobie należne miejsce i uwagę widza. Oczywiście idealnym rozwiązaniem byłaby harmonia między obydwoma elementami, między oddziaływaniem estetycznym i intelektualnym. Przyznajmy, że jej osiągnięcie, w tym wypadku, należy do rzeczy bardzo trudnych. Mimo tych uwag krytycznych przedstawienie "Anabaptystów" w Teatrze im. St. Jaracza jest z całą pewnością interesującym wydarzeniem artystycznym.

Spośród wyjątkowo licznej obsady aktorskiej tego spektaklu wymieńmy role prowadzące. HENRYK JÓZWIAK jako Johan Bockelson miał bardzo skomplikowane zadanie aktorskie z którego wywiązał się na ogól zupełnie dobrze, choć z winy inscenizacji zapewne nie pokazał całej złożoności postaw tej postaci. Ciekawą sylwetkę biskupa Franza von Wal deck stworzył KAZIMIERZ TALARCZYK, zwłaszcza pod koniec spektaklu. FELIKS ŻUKOWSKI w roli Knipperdolincka miał tylko kilka zadowalająco zagranych scen. Pełną wewnętrznego skupienia, momentami przejmującą Judytą była MIROSŁAWA MARCHELUK. HENRYK STASZEWSKI doskonale pokazał stan fanatycznej ekstazy religijnej w scenie, w której wbrew klęsce zagrażającej anabaptystom woła: "Wierzyć! Wierzyć!". Wymieńmy jeszcze ANTONIEGO LEWKA i ZDZISŁAWA JOŹWIAKA w rolach rycerzy, MARIĘ KOZIERSKĄ (Zieleniarka) MIECZYSŁAWA SZARGANA (Jan Matthison), KAZIMIERZA IWIŃSKIEGO (Cesarz Karol V).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji