Artykuły

Anabaptyści

Tematem sztuki jest fragment wojny religijnej, toczącej się w XVI wieku w Niemczech, a ściślej mówiąc: historia opanowania miasta Muenster przez anabaptystów, którzy pod wodzą piekarza Mathysa i krawca Johana Bockelsona założyli tam "królestwo Boże". Duerrenmatt pokazuje bezsens i okrucieństwo wojny, demaskując racje tych, którym zależy na ich prowadzeniu. Przede wszystkim jednak zafascynowała go osoba i psychika Bockelsona, sprytnego mistyfikatora, żonglera kłamliwych słów i haseł, byłego aktora i krawca, który zamiast szyć mieszczanom opończe, sam skroił dla siebie płaszcz królewski jako dyktator ,,Nowego Duerrenmatt, "wielki moralista z pozycji nihilisty" z sobie wrodzonym talentem i przekorą trawestuje pewne fakty historyczne, jeśli jest mu to potrzebne do podbudowania jego własnych teorii, które rozwijał już w innych sztukach* Sugeruje, że ludzie bywają często tylko bezwolnymi pionkami w ręku różnych megalomanów, chorobliwych fantastów, zdegenerowanych egocentryków, którzy przesuwają ich po szachownicy wydarzeń, zgodnie ze swoją wolą lub kapry- sem. W wielkim teatrze tego świata reżyserują oni makabryczno - groteskowe komedie buffo i przyglądają się potem stworzonemu przez siebie widowisku z miną Nerona obserwującego płonący Rzym. A jakie są rezultaty ich obłąkańczej fantazji? O tym wiemy najlepiej my, mieszkańcy kraju, który w czasie ostatniej wojny stracił 6 milionów obywateli...

W epilogu sztuki, na gruzach zbezczeszczonego i złupionego przez książęcych żołdaków Muensteru rozlega się wprawdzie jeremiada: "nieludzki świat musi stać się w końcu bardziej ludzki. Ale jak?'\ Na pytanie to autor jednak nie odpowiada poprzestając na zestawieniu paradoksów i okrutnych nonsensów zrodzonych z dyktatury szaleńca. Stąd więc waga osoby króla "Nowej Jerozolimy" - Bockelsona.

Gra go interesująco, choć nie bez pewnych niedostatków warsztatowych Henryk Jóźwiak. Jego Bockelson nie miał płomienności Savonaroli, ani natchnienia biblijnego proroka. Był elokwentnym kabotynem, zgrywającym się histrio-nem, wplatającym swe deklamacje we fragmenty granych kiedyś przez siebie sztuk oraz w cytaty autorytetów' teologicznych, które interpretuje tak, ażeby stały się one wy-kładnikiem własnych jego teorii. Zaostrza to tez obosiecz-ność gorzkiej satyry Duerrenmatta. Atakując "fuehrerów" demaskuje bezkrytyczność tłumu, apoteozującego ich osoby, a każdą ich improwizację zmieniającego w dogmat.

Przeciwstawienie Bockelsona to Knipperdolinck - fanta-sta, który poprzez ubóstwo znaleźć chciał Boga. Pobudki jego działania rozszyfrowywał Feliks Żukowski, szczególnie wzruszający w końcowej scenie, kiedy Knipperdolinck umiera wpleciony w koło tortur. W tym zakończeniu daje Duerennmatt jeszcze jeden dowód swej przekory, albowiem (wbrew prawdzie historycznej), ułaskawia głównego zbrodniarza Bockelsona, a ginąć każe niewinnemu: a i tak przecież bywa...

Znakomitą postać kondotiera - żołdaka, któremu nie chodzi o to, komu służy, lecz ile zarabia, stworzył jako rycerz von Bueren - Antoni Lewek.

Charakterystyczną jest osoba Rzeźnika, który zaawansował na... namiestnika. Wybornie zagrał go Henryk Staszewski, jako postać o wewnętrznej aparycji... Goeringa, który z konsekwencją Goebbelsa (znów te asocjacje!) gloryfikował wielkość wodza.

Oszczędnymi środkami artystycznymi, pięknie zbudowała postać Judyty Mirosława Marchełuk. Mocno zróżnicowane typy stworzyli Kazimierz Iwiński (Karol V), Kazimierz Ta-arczyk (biskup von Waldeck), Mieczysław Szargan (Matthison i Landgraf heski), Bogdan Wróblewski (Kreciiting), Maria Kozierska (Zieleniarka), Karol Obidniak (Friese) i inni.

Aczkolwiek autor tego moralitetu, bogatego w metafory i podteksty o wielowątkowej problematyce - politycznej, społecznej i religijnej - epatuje nas efektami często bardzo błyskotliwymi, całość sztuki nie jest tak zwarta, jak ap. "Fizycy". W wykonaniu artystów Teatru im. Jaracza był to spektakl ambitny, choć nie bezbłędny, przy czyim reżyser Abdellah Drissi, wsparty przez scenografa Henri Pouleina walczyć musiał nie tylko z dłużyznami tek.stu ale i nieporadnością niektórych z grających, którzy nie w pełni tekst ten opanowali... Dochodziły do tego również trudności natury technicznej, gdyż scena Teatru Rozmaitości przypomina tę, na jaką narzekano w "Wyzwoleniu": "Dwadzieścia kroków wszerz i wzdłuż". I to niepełnych!

W klimat aktu i wprowadza nas grupa "błagalników"., przypominająca swą kompozycją staroświecką rzeźbę - hieratyczną, a równocześnie pełną ekspresji. W późniejszych sekwencjach potęguje się dynamiczność nastroju, ażeby apogeum swoje osiągnąć w momencie eksplozji fanatyzmu tłumu, zgromadzonego na placu kaźni, na którym pod katowskim mieczem spaść ma głowa śmiesznego obrońcy humanizmu - Mnicha (Józef Wodyński).

W tym fragmencie wielowątkowej sztuki zmasowano na wąskiej przestrzeni mnóstwo efektów, elementów i rekwizytów scenograficznych, zatłoczono każdy metr kwadratowy takim tłumem postaci pierwszoplanowych i drugorzędnych, że chwilami... ginął zasadniczy sens "Anabaptystów". Ta sama część, zrealizowana na innej, większej scenie, z całą pewnością nabrałaby więcej powietrza i perspektywy: jeszcze to jak konieczne jest szybkie ukończenie robót adaptacyjnych w teatrze przy ul.Jaracza!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji