Wielki teatr świata i Zakopane
TEATR im. STANISŁAWA WITKIEWICZA w ZAKOPANEM sięgnął odważnie po "Wielki teatr świata" Pedra Calderona de la Barca w przekładzie Leszka Białego z bar dzo istotnymi uzupełnieniami zaczerpniętymi z księdza Józefa Baki. Ta informacja musi być uzupełniona wiadomością zawartą w podtytule dzielą wielkiego pisarza hiszpańskiego. Otóż Wielki teatr świata jest auto sacramental alegorico czyli teatrem misteryjnym, podejmującym przed wiekami wątki eucharystyczne, zbudowanym w oparciu o doświadczenia misteryjne, poruszający w ten sposób również problemy kondycji człowieczej. Przedstawienie zakopiańskie zarówno w samym wyborze tytułu, jak i realizacji scenicznej jest dowodem w ogóle przemęczenia współczesnej sceny polskiej tzw. małym realizmem. Pytanie tylko czy da się zagrać sztuki alegoryczne, o widocznym programie filozoficznym - tak, egzystencjalnymi bez warsztatu - realistycznego.
"Wielki teatr świata" w inscenizacji i reżyserii Andrzeja Dziuka dobrze świadczy o czujności tego założyciela i animatora teatru zawodowego w Zakopanem; jego trupa wyraźnie wprawiana w ruch rzetelną sprawnością aktorską (ruch, dykcja, ćwiczenia w trykotach, śpiew) wyszła zwycięsko z realizacji tego niezwykle trudnego tekstu. Trzeba to jeszcze raz powiedzieć, że aktorzy zakopiańscy traktują sprawę poważnie, nie folgują ani sobie, ani czasem zbulwersowanej publiczności.
Wymowa alegoryczna "Wielkiego teatru świata", to świat, który nie jest podobny do teatru i nie należy go do teatru porównywać. Jest, właśnie jest teatrem. Jest z teatrem tożsamy. A jest tożsamy, ponieważ życie ludzkie - ze swojej istoty - nie jest ze tobą tożsame. Jest grą, spektaklem, przedstawieniem. (Według "Ludzi dwoistych" J. M. Rymkiewicza).
Do historii Autora, Świata, Króla, Bogacza, Piękna, Wieśniaka, Roztropności, Biedaka, Prawa Łaski - dodaje inscenizator ni mniej ni więcej tylko teksty księdza Baki. Tak, tak, tego księdza Baki, który w wielu podręcznikach historii literatury ojczystej nazywany jest grafomanem.
Ale ostatnio - powiedzmy w minionym 40-leciu zaczęto się bliżej przypatrywać tym rymowankom, gdzie jezuita postrzega:
Śmierć myśliwiec.
Młodzik, siwiec,
Bez harapu
capu łapu
uszczwany.
Zszarpany
wnet jęknie
I stęknie...
Trzeba było długich lat wsłuchiwania się w te ostrzeżenia, aby pod naiwną formą wierszyka odnaleźć próbę opisania losu człowieka.
Proszę sobie wyobrazić nasze przerażenie tym całym pomysłem, prawie zwariowanym światem mistycznych wyznań, pouczeń, swoistej katechezy, która zawarta jest w programie! Dziuk wprowadza nas do pustej sali, rozgrywa wstępną rzecz o teatrze świata (Autor - Dziuk, Świat - Krzysztof Łakomik, Prawo Łaski - Dorota Ficoń, Głos - Lech Wołczyk), aktorzy grający w następnej arcybogatej części spektaklu ubrani są w trykoty. Z chaosu pokrzykiwań wyłania się świat uporządkowany według schematów historycznych i obyczajowych. Po chwili zobaczymy ich wszystkich w swych rolach właściwych. Ubrani w stylowe kostiumy z epoki... wjeżdżają na scenę jakby w wozach jarmarcznych - teatralnych, osłoniętych z czterech stron czarnym materiałem. Wrażenie niesamowite, niesamowitość tę podkreśla nagłe rozdarcie kurtyny (od strony widzów oczywiście) i dopiero zaczyna się ta cała zabawa! Dosłownie i w przenośni. Tu właśnie Dziuk przypilnował swych artystów (może z jednym wyjątkiem) i każdy swą kwestię musiał wygłosić, zagrać, pokazać, ograniczony małą przestrzenią wózka teatralnego, obfitymi w szczegółach kostiumami (scenografię całą wymyślił nasz znakomity, wspaniały malarz Tadeusz Brzozowski). Jestem pod urokiem roli Marii Szmigielskiej jako Roztropności. Ona właśnie recytowała bezbłędnie Bakę, ukazała skromną mniszkę, zapatrzoną w zaświaty. Piotr Dąbrowski jako Biedak (on jeden nie miał wózka i biegał między poszczególnymi scenkami, grając rolę obdartusa, którego los śmiertelny łączy z bogaczami - i była to prawdziwie piękna rola) pokazał całe bogactwo środków ekspresji. Bardzo dobrze mełł mąkę, krzyczał o zmęczeniu pracą w polu Andrzej Jesionek w roli Wieśniaka. Karina Krzywicka jako Piękno doskonale mizdrzyła się do luster i publiczności wywołując nastroje wesołości i... grozy. Piotr Sambor jako Król dobrze wpisał się w przestrzeń sceniczną i na drewnianym koniu wręcz zagrał całą pychę monarszą, potem lęk i grozę przemijania, nadchodzącej śmierci.
Widz musi być bardzo skupiony i rozwinąć zmysł obserwacji do granic wytrzymałości. Przedstawienie zakopiańskie przeskakuje jak iskra, ze scenki na scenkę, przełamuje je robota aktorska wybitnego artysty Krzysztofa Najbora w roli Bogacza. Zastanawiam się czy to jest pomysł reżysera, czy to aktor tak niesfornie postąpił? Jego Bogacz to ekspresywny obżartuch. Żre - a nie je. Chleje - a nie pije. Wino przelewa mu się przez brodę. Mlaszcze, ryczy, wywrzaskuje. Jakby mówił: jest mi dobrze, pławię się w rozpustnym dobrobycie i wszystko ma mi służyć...Rola ta wyraźnie wychodzi z ram - i równocześnie jakby w tych ramach tkwiła. Egzystencjalny wymiar spektaklu, postać wykreowana przez Najbora jakby podkreślała, bo przecież i tak wszystko się zakończy wesołym marszem (muzyka Jerzego Chruścińskiego) jak gdyby i reżyser i aktorzy chcieli zatrzeć wrażenie niesamowitości.
Nie umiem odpowiedzieć na pytanie czy rola Najbora zgadza się z wszystkimi zamysłami reżysera; z jednym tak - przez ukazanie kontrastu, tragedii życia i śmierci. Trzeba rzec wyraźniej: "Wielki teatr świata" jest przedstawieniem szalenie interesującym, wyłamującym się z szarości niektórych propozycji tzw. scen renomowanych. Zmusza do refleksji, ale zmusza ostro, przez obserwację zadań scenicznych, przez obserwację realizacji tych zadań. Jeszcze raz muszę powiedzieć, że siła kreacyjna teatru Andrzeja Dziuka w Zakopanem nie polega na układnych rozmowach z widzem. Opanowanie zasad sztuki aktorskiej w prostych i skomplikowanych układach nie może ujść uwagi recenzenta, z przedstawienia na przedstawienie jest z tym lepiej. Cieszy to tym bardziej, że mamy tu do czynienia z zespołem ludzi skromnych, pojmujących swą służebną rolę wobec widza. Ale bez zagłaskiwania go komplementami...