Artykuły

Premiery w Dramatycznym

(...) Dużo ciekawszym przedsięwzięciem jest, na dużej scenie, debiut Tadeusza Słobodzianka pt. "Car Mikołaj". Kapitalna historia z lat trzydziestych o człowieku, który na białostockiej wsi został uznany za cudownie ocalonego cara Mikołaja. Słobodzianek stworzył szeroką panoramę teatralną. Zapalna mieszanina Białorusinów, Polaków, Żydów, komunistów i fałszywych świętych. Zwolenników rodzimej, chłopskiej tradycji o prawosławnym fundamencie i zwolenników burz społecznych zza granicznej miedzy. Zderzenie dwóch systemów wartości - z jednej strony wartości stałe, normatywne, a z drugiej relatywizm, wartości manipulowane, zasadzające się na aktualnym interesie partyjnym. Niemal jak u Gombrowicza, zderzenie świata opartego na wartościach płynących z absolutu i świata dowolnie "stwarzanego człowieka. A wszystko w imponujący sposób unurzane przez autora w obyczajowości zapadłej wsi, narzucającej specyficzne reguły gry, osobny sposób postępowania.

Pokazanie tego skomplikowanego świata, zawieszonego między jedną burzą dziejową i drugą, przeczuwającego nadciąganie kolejnej burzy, nie jest łatwe. Wymaga wielkiego bogactwa wizji inscenizacyjnej i zarazem pieczołowitości oraz licznych aktorskich indywidualności.

Atutem widowiska jest z pewnością bardzo dobra scenografia Grzegorza Małeckiego, akcentująca łany zboża jako główny element krajobrazowy, scenograficzny znak, odpowiednik sielskiej atmosfery. Gorzej marnie kobiecymi. Konwencja oparta na ubiorze sprzed I wojny światowej, bez elementów stroju ludowego nie wydaje się przekonywająca.

Szereg scen reżyserowanych przez Macieja Prusa imponuje swoim rozmachem, bujnością postaci. Pełne siły kreacje tradycjonalistów białoruskich stworzyli Zbigniew Zapasiewicz oraz Jan Kulczycki. Wspaniały, pełen proroczej siły był lokalny mesjasz Henryka Machalicy. Fałszem natomiast trąciło wędrowanie z portretem Piłsudskiego na piecach.

Bardzo dobrze zostali skontrastowani, z tradycjonalistami, komuniści. Szczególnie Towarzysz Wowa Andrzeja Blumenfelda, usiłujący za wszelką cenę wytłumaczyć decyzje partii i jej okrutne wówczas wyroki w typowym stalinowskim stylu.

Niezwykle ludzką, pełną ciepła postać Żyda, karczmarza Melecha Gajsta, stworzył Włodzimierz Press. Bogate są też typowe figury z wiejskiego jarmarku i wędrownego teatru. Z dużą siłą zabrzmiał konflikt miłosny, szczególnie dzięki Krzysztofowi Stelmaszykowi, odtwórcy roli wikłanego w miłość i politykę.

A jednak mimo wielu przykuwających uwagę widza scen, przedstawienie jakby zaczynało słabnąć, więcej obiecując na początku niż osiągając na końcu. Jest to "zasługa" Zarówno reżysera, jak i Wojciecha Duryasza; odtwórcy roli tytułowej."

W postaci carskiego samozwańca i sprzedawcy świętych obrazów zarazem Słobodzianek dał bogaty materiał dramaturgiczny, umożliwiający różne, efektowne interpretacje sceniczne. Niestety, reżysera i aktora jakby sparaliżowała wielość możliwości. W rezultacie nie dokonali właściwie żadnego wyboru.

Car Mikołaj stał się najbledszą postacią przedstawienia, choć wokół niego kręci się cała akcja, a interpretacja tej roli decyduje o wymowie i temperaturze przedstawienia. Dlatego widowiska nie mogły uratować wysiłki pozostałych aktorów. Szkoda, szczęście było już tak blisko.

Debiut dramaturgiczny Słobodzianka bardzo cieszy. Oby posypały się następne inscenizacje i kolejne sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji