Artykuły

Słowacki w Teatrze Dramatycznym

"A ja wszędy w tej krainie widzę jednę wielką bliznę, jednę moją cierpiącą

Ojczyznę!"

SŁOWA zamykające "Księ­dza Marka" są jakby klu­czem do całego końcowe­go, mistycznego okresu twór­czości poetyckiej Juliusza Sło­wackiego. Poeta na emigracji, żarliwie kochający swą niesz­częśliwą, nie istniejącą na ma­pie ojczyznę, a jednocześnie zdający sobie sprawę z licz­nych wad narodowych Pola­ków, osamotniony i nie rozu­miany - ratunku szuka w żar­liwiej wierze w siłę wartości duchowych. Ksiądz Marek, bo­hater i patriota, daje więc po­czątek wszystkim późniejszym księciom niezłomnym i królom-duchom, ukazując, jak nieprze­ciętna indywidualność, oddana słusznej sprawie (w tym, wy­padku tłem jest konfederacja barska) wpłynąć może nie tyl­ko na najbliższe otoczenie, lecz także na przebieg ogólnych wy­darzeń.

Odrywanie się od realiów i rozpaczliwa wprost wiara w wartości ducha to zwykła sa­moobrona poety, głęboka tra­gedia wewnętrzna, z której sam Słowacki zdawał sobie sprawę. I dlatego - bogatsi o doświad­czenia stulecia - widząc dziś całą mylność tamtych poszuki­wań, pamiętać musimy o po­budkach, które popchnęły po­etę ku mistycyzmowi.

Tak się złożyło, że w bieżą­cym sezonie zobaczyliśmy na warszawskiej scenie trzy dra­maty Słowackiego właśnie z tego najtrudniejszego okresu: "Samuela Zborowskiego", "Sen srebrny Salomei" i ostatnio "Księdza Marka" w Teatrze Dramatycznym. W tym "szaleń­stwie" jest metoda. Zbyt dłu­go nie oglądaliśmy tych pozy­cji na scenie i taki zestaw wię­cej powiedzieć może o tym okresie twórczości genialnego naszego poety i dramaturga, niż naukowa rozprawa.

Odrzucając to, co mętne i nadto od ziemi oderwane, wy­chodzimy z teatru nie tylko urzeczeni pięknem i melodią nie­dościgłych strof, lecz głęboko poruszeni krzykiem miłości do nieszczęsnej ojczyzny, który jest głównym motorem tego cy­klu dramatu. I choć Słowacki znów ostro i bezlitośnie piętnu­je w "Księdzu Marku" narodo­we przywary (nie uchylając się nawet od ukazania zdrajców) i jak we "Śnie" - krzywdę ukraińskiego chłopstwa tak tym razem pokazuje tragedię Ży­dów - przecież bije z tego poe­matu jakaś "siła fatalna", w której działanie tak mocno Sło­wacki wierzył.

Wielką zasługą Teatru Dra­matycznego jest więc nie tylko to, że nam "Księdza Marka" pokazał, ale że zrobił to w tak pięknym kształcie. Bez fałszy­wych uproszczeń czy ozdób przemówił do nas Słowacki tragiczny, jakże daleki od baśniowej "Balladyny". Całość przedstawienia (bardzo dobre opracowanie tekstów) świetnie skomponował Adam Hanusz­kiewicz na tle sugestywnej de­koracji Jana Kosińskiego. Ksiądz Marek - prosty, ściszo­ny, o przejmującej sile wewnę­trznej - to wielka i piękna ro­la młodego aktora Józefa Duriasza. Wstrząsająca była Judy­ta Zofii Rysiówny, odmienna w koncepcji tej roli od swych wielkich poprzedniczek, a bliż­sza nam o całe piekło doświad­czeń i tragedii Żydów z ostat­niej wojny. Wartogłowa Kosa­kowskiego, symbol anarchii szlacheckiej, interesująco za­grał Jan Świderski. A choć zda­rzyły się i wyraźne pomyłki w obsadzie (np. Marszałek, Staro­ścic) spektakl "Księdza Marka" wymienimy na pewno w czo­łówce tegorocznego sezonu war­szawskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji