Artykuły

Kalectwo uczuć

Inscenizacja sztuki "Miłość - to takie proste" w Teatrze Na Woli, mało znanego w Polsce szwedzkiego dramaturga Larsa Norena, zwraca uwagę skromną, kameralną formą. Nieskomplikowane zabiegi reżyserskie sprawiają, że jest to ciepły, a chwilami także bardzo zabawny spektakl.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Noren nazywany jest dekadentem, a o jego dramatach mówi się, że są "nieprzyjemne". Jeszcze przed premierą w Teatrze Na Woli pisano, że to mroczne przedstawienie, podejmujące niezwykle trudny, ciężki temat.

Rzeczywiście fabuła "Miłości..." nie należy do najlżejszych. Dwa małżeństwa w średnim wieku spotykają się w mieszkaniu, po premierze spektaklu, w którym gwiazdorską kreację stworzyła jedna z kobiet. Zaczynają rozmawiać, piją. Początkowo przyjemna rozmowa, po kilku godzinach, przeradza się w słowną jatkę, podczas której bohaterowie nieustannie ranią się wzajemnie. Dochodzi do tragicznego finału.

Oglądając to przedstawienie można odnieść wrażenie, że reżyser postanowił do trudnego tematu wykorzystać proste rozwiązania. Dlatego cała historia pozbawiona jest jakichś szczególnych zabiegów, nie widać tu realizatorskiego rozmachu, nie ma skomplikowanych form teatralnych.

Jest tylko czwórka ludzi w niewielkim, delikatnie oświetlonym ciepłym światłem mieszkaniu, które wydaje się dla nich bezpiecznym miejscem. Takim jednak nie pozostanie. Małżeńskie niedomówienia, konflikty między bohaterami staną się przyczynkiem do zniszczenia tej sielanki.

W twórczości Norena głównym tematem są "obsesje, podszyty sadyzmem erotyzm, zauroczenie tym, co w człowieku mroczne, podświadome, tłumione" - twierdzili teoretycy teatru. W dramatach, pisanych od początku lat 70. szczególną uwagę poświęca on relacjom między ludźmi, przede wszystkim - niemożności porozumienia się. Tak też jest w "Miłości...".

Hedda i Alma - kobiety około czterdziestki, zadbane, ładne, zdawałoby się, że pozbawione kłopotów mają jeden podstawowy problem. Nie potrafią dojść do porozumienia ze swoimi partnerami: Jonasem i Robertem. Czyja jest wina? Ich czy ich mężów? Nie wiadomo.

Jackowi Gąsiorowskiemu, reżyserowi udało się podkreślić komiczne akcenty zawarte w dramacie. Rozmowy na "trudny temat" nie są przesadnie smutne, bo "przyprawione" zabawnymi elementami. To jednak nie powoduje, że znika tragiczny wyraz dramatu. Wręcz przeciwnie - dzięki takiemu skontrastowaniu, staje się on jeszcze bardziej wyrazisty.

Wszyscy aktorzy wypadli w spektaklu znakomicie. Szczególnie w pamięć zapadły kreacje Moniki Niemczyk i Małgorzaty Zajączkowskiej. Rewelacyjni są także panowie: Maciej Kozłowski i Andrzej Blumenfeld.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji