Artykuły

Danie lekko podgrzane

Spektakl głód zaspokaja, ale na rozkosze podniebienia nie ma co liczyć. Na wspomnienia również - o "Kartotece" w reż. Piotra Jędrzejasa w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach pisze Agnieszka Kozlowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.

Czy warto uwspółcześniać "Kartotekę" Tadeusza Różewicza, skoro sam autor uznał jej "przeterminowanie" tworząc "Kartotekę rozrzuconą"? Czy rozrachunki czasów wojny są w stanie rozgrzać widownię? Być może, ale na pewno nie w przypadku kieleckiego przedstawienia w reżyserii Piotra Jędrzejasa.

Reżyser zdecydował się na nowoczesną "Kartotekę", przebraną we współczesne fatałaszki pseudotelewizyjnego show. W aluminiowym sześcianie pośrodku sceny tkwi, istnieje bohater, jako doświadczalny szczur poddawany coraz to nowym umysłowo-cielesnym gimnastykom. Bardziej umysłowym, bo jeśli chodzi o aktywność ruchową bohater zdecydowanie odmawia współpracy. Bodźców dostarczają mu aktorzy siedzący naokoło w garderobach, odpowiednio na oczach widowni charakteryzując się do kolejnych ról, jakby kolejnych doświadczeń na Bohaterze.

W to telewizyjne show wkraczają postaci z innego stulecia, z innej epoki, pokryte kurzem i staroświeckością. Partyzant Wrona, rodzice i wyjadanie cukru w latach 20-tych, Niemka w kawiarni, opuszczona kilkanaście lat wcześniej kobieta. Współczesny Bohater, jakiego niewątpliwe gra Bogusław Kudłek nie może udźwignąć tej kilkudziesięcioletniej przepaści. Inni utrudniają jak mogą: przerysowane, groteskowo zagrane role: chór starców jak przedwojenny chór Dana, Olga jak z wenezuelskiej telenoweli, Bobik fikający koziołki przez kanapę, nawet dwa miecze prosto spod Grunwaldu. Przepaść rozszerza się jeszcze bardziej, mało to... ta przeszłość jest jakby trochę... śmieszna?

Odwaga, z jaką reżyser Piotr Jędrzejas bierze się za kanon polskiej dramaturgii (poprzednio w Kielcach zrealizował "Dziady") jest godna podziwu. Każda z tych najbardziej znanych sztuk ma przecież dziesiątki scenicznych realizacji, tych dobrych i tych zwykłych, odkrywczych i banalnych. Aby realizować którąkolwiek z nich po raz kolejny trzeba mieć coś do powiedzenia i jasno komunikować to inscenizacją. I z tym "coś" jest największy problem w kieleckiej "Kartotece". Bo niby co autor miał na myśli? Z refleksji wojennych nie zrezygnował, a brzmią one śmiesznie w ustach 30-letniego pseudojapiszona. Może chodzi o kryzys wieku średniego? Smutno się owszem robi, bo ten bohater - jak każdy doświadczalny szczur - nieco przeraża, gdy porównać go z sobą. Jest taki bierny i bezkierunkowy. Tylko co ma do tego telewizyjne show czy teatr w teatrze - i jeśli reżyser już się na ten kierunek zdecydował dlaczego wyrzucił z tekstu ośmioraczki? A może o to, że nadal nie lubimy Niemców, co sugeruje reżyser w "Gazecie teatralnej" towarzyszącej spektaklowi?

Dla mnie przekaz gubi się i nieco wypacza pomiędzy efektowną scenografią Marcina Chlandy, groteskowością wszystkich gości Bohatera a nim samym, bardzo współczesnym i naturalnym. To wypaczenie może szokować - "Kartoteka" Różewicza wygląda na staroświecką i przeterminowaną, a chyba zupełnie nie o to chodziło reżyserowi. Elementem scenografii jest olbrzymia hałda akt, segregatorów, kartek, maszynopisów, na której lądują kolejne zapiski. Ta góra papierów wygląda jak smutne, zapomniane archiwum, śmietnisko i siedlisko kurzu, w którym można by było znaleźć skarby, ale ktoś już je wyszukał, a co nieodpowiednie, usunął.

Uwspółcześniona, przystrojona "Kartoteka" w reżyserii Piotra Jędrzejasa w Teatrze im. Żeromskiego choć sprawnie zrealizowana, nie wywołuje zbytnich emocji. Jest jak ledwo podgrzane danie w barze mlecznym. Głód zaspokaja, ale na rozkosze podniebienia nie ma co liczyć. Na wspomnienia również.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji