Artykuły

Brudnopis z Marilyn Monroe

"Persona. Tryptyk/Marilyn" w reż. Krystiana Lupy Teatru Dramatycznego w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

Krystian Lupa pokazał we Wrocławiu szkic do swojego nowego spektaklu "Persona".

Odebrawszy we Wrocławiu Europejską Nagrodę Teatralną, Krystian Lupa już całkiem oficjalnie wszedł do najbardziej elitarnego grona artystów w ten sposób uhonorowanych. Są wśród nich m.in. Peter Brook, Giorgio Strehler, Pina Bausch, Michel Piccoli. Wcześniej zobaczyliśmy próbę najnowszego spektaklu reżysera "Persona". Oceniać jej nie wolna Można tylko snuć przypuszczenia.

Europejska Nagroda Teatralna to nie tylko sam prestiżowy laur, ale i towarzyszący jego wręczeniu festiwal. W niedzielne popołudnie usłyszałem, że w tym roku na wrocławską edycję zostało zaproszonych 600 gości z całego świata, co nie tylko w polskiej skali jest liczbą imponującą. Obok laureatów nagrody Nowe Rzeczywistości Teatralne (byli nimi Guy Cassiers, Arpad Schilling, Pippo Delbono, Francois Tanguy, Rodrigo Garcia) pojawili się zwycięzcy z lat poprzednich. I tak na przykład jedno z trofeów wręczała Biljana Srbljanović, najbardziej znana serbska dramatopisarka, autora m.in. granych u nas "Sytuacji rodzinnych" i "Szarańczy".

Spędziłem we Wrocławiu tylko kilka godzin, a jednak usłyszałem ten wielojęzyczny szum. Byłby to tylko slogan, gdyby nie fakt, że istotnie zmienia on perspektywę spojrzenia na "Personę" Krystiana Lupy. Wcześniej pokazał on na festiwalu "Prezydentki" Schwaba i "Factory 2", a więc spektakle z dwóch skrajnie

Przedstawienie jest częścią tryptyku o guru ogołoconych z własnej legendy. Bohaterami kolejnych będą Simone Weil i Georgij Gurdżijew

różnych etapów jego poszukiwań. "Persona", która sama ma być złożonym z trzech wieczorów tryptykiem, zamknęła więc i ten wrocławski tryptyk, choć sam reżyser podkreślił, że oglądamy "work in progress", bardzo "in progress". Dlatego niedzielnego pokazu nie można nazwać przedstawieniem, a tylko pierwszą z prób, podczas której pokazano projektowaną całość tej części spektaklu. Można domniemywać, znając tryb pracy artysty, że przystał na to niechętnie, zmuszony do udostępnienia pracy na tym etapie przede wszystkim zagranicznej widowni. Oni wyjadą, my zobaczymy "Personę" zapewne w mocno zmienionym kształcie.

Zatem bez ocen i bez pewników. A jednak, przyznam, to spotkanie z teatrem Krystiana Lupy w stadium niedokończonym jest może bardziej inspirujące niż niektóre gotowe spektakle. Sam reżyser zajmuje miejsce w pierwszym rzędzie za stolikiem, z nieodłącznym mikrofonem w ręku zapowiada, że zostawia sobie ,prawo do ingerencji, przerywania próby, wpływania na bieg zdarzeń. I kilka razy z niego skorzysta. Mówi wprost, że niedaleko siedzi suflerka, a wszystko po to, by zapewnić aktorom jak największe bezpieczeństwo podczas tej dziwnej, bo publicznej próby. Dlatego sytuacja jest co najmniej dwuznaczna. Zaproszono nas, zapewne wbrew własnej woli, byśmy podglądali twórców podczas pracy w normalnych warunkach próba taka jak ta odbyłaby się za zamkniętymi drzwiami. Przez chwilę więc, a może i dużo dłużej, musimy czuć się niekomfortowo -jak włamywacze albo w najlepszym razie nieproszeni, chociaż zaproszeni goście. Z czasem jednak - przynajmniej ja tak miałem - uczucie to ustępuje miejsca zaciekawieniu. Wiadomo, Krystian Lupa przynajmniej od, factory 2" podkreśla, jak wielką rolę w jego teatrze gra improwizacja Choć zapisuje scenariusze, otwiera przestawienia na wszelkie zmiany, by były jak najbliżej życia, a nie sztuki. W przypadku odwzorowania Fabryki Warhola przyniosło to moim zdaniem dyskusyjny efekt. Tym razem, mimo że spektakl jest w stadium tworzenia, łatwiej mi wejść w ten świat. Lupa proponuje bowiem coś, co jeszcze nie jest teatrem. Brudnopis, z którego po wielu modyfikacjach powstanie przedstawienie. Ono z kolei - warto o tym pamiętać - zostanie oświetlone przez pozostałe dwie części tryptyku, wejdzie z nimi w dialog. Znak tego mamy już

Pokaz "Persony" przekonuje, że spotkanie z niedokończonym spektaklem Lupy może być równie inspirujące, co oglądanie finalnego efektu

dziś. W ostatniej scenie pojawia się przecież Wielki Mag, czyli Gurdżijew - bohater osobnego fragmentu tryptyku. Staje się jasne, że wrocławski pokaz "Persony" to zapewne jednorazowe doświadczenie, choć dla Lupy i jego aktorów może traumatyczne. Dla widzów jednak wzbogacające. Lupa, robiąc swój teatr, próbuje udowodnić, że można wyrzec się teatru z jego konwencjami, a czyni to poprzez nawiązywanie do gotowych sposobów na role i reżyserię. Szkic do "Persony" pozwala mi go łatwiej zrozumieć, bowiem zostałem dopuszczony do podglądania teatru w tym momencie, kiedy dopiero staje się teatrem. Na razie będąc jeszcze szkicem, zachowuje prawo do wszystkich niedoskonałości i błędów. Ale dzieje się na naszych oczach. Podczas zwykłego przedstawienia obserwujemy przecież powtarzanie raz zafiksowanych rozwiązań. Tym razem wszystko jest pierwsze albo prawie pierwsze.

Marilyn Monroe (Sandra Korzeniak) zamknęła się przed światem w opuszczonej hali zdjęciowej, gdzie pracował ponoć kiedyś Chaplin. Zamknięta w sobie i własnej neurastenii próbuje kontemplować własną urodę, ale i ona zdaje się zbrukana. Przychodzi do niej Paula (Katarzyna Figura), menedżerka i przyjaciółka, powtarza, że jest ważniejsza od Chrystusa, ale to nie skutkuje. Przychodzi fotograf Andre (Piotr Skiba), ale i on nie wyzwoli Marilyn. Wpada młody kochanek (Marcin Bosak), ale seks jest tylko śmiesznością. Doktor Greenson (Władysław Kowalski) dla swej korzyści próbuje odzyskać

Marilyn dla swej psychoanalizy, ale brakuje mu siły i wiary.

Reżyser zapowiadał, że nowe przedstawienie stanie się zakończeniem opowieści o guru ogołoconych z własnej legendy będzie ostatecznym rozbiciem mitu. Sandra Korzeniak została lekko ucharakteryzowana na Monroe, ale nie ma w sobie niczego z powszechnego wyobrażenia o gwieździe. Zamknięta w swoim "bajzlu", jest rozbita miedzy oczekiwaniami ogółu a tym, że będąc sobą, czuje się obok siebie. Jej ciało, które samo w sobie stanowi mit, jawi się jako bezbronne, nieefektowne, naturalnie chwilami spaczone, a jednak nie przestaje być piękne. Marilyn stanie na przekór światu, poświęci się na ofiarę.

Na tym etapie uderza kameralność inscenizacji, świadome ukrycie reżysera za postaciami - konstruuje świat i daje mu żyć, nie eksponując dodatkowo swojej osoby. Aktorzy-Korzeniak, Skiba, Kowalski - czerpią z dawnych granych u Lupy ról jakoś się w nich przeglądają. Statyczność wielu sekwencji wymusza maksymalne skupienie na detalach, nawet gdy wydają się absolutnie nieteatralne.

Szkic do "Persony" mnoży zagadki. Nie wiem, jakie to będzie przedstawienie. Na pewno jednak warto na nie czekać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji