Artykuły

W Dyskotece Narodowej i gdzie indziej

O i doczekaliśmy się nareszcie Dyskoteki Narodowej. Mieści się w Warszawie na pl. Teatralnym w dotychczasowych pomieszczeniach Teatru Narodowego. Pod tym samym kierownictwem. Działalność nowej placówki Adam Hanuszkiewicz zainaugurował imprezą pt. "...i Dekameron".

Dlaczego w tytule trzy kropki i "I"? Bo prócz inscenizacji (nader "plastycznej") wielu opowiadań z "Dekamerona" Boccacia były jeszcze występy cyrkowe, były "na żywo" wykonane piosenki filmu "Kabaret" ("Money, money, money!...") i ze sławetnego kabaretu-porno "Hair", był "szał ciał", były obracanki-macanki na prześcieradle i pod prześcieradłem i w ogóle ubaw na sto dwa. Na scenie. Bo na widowni - przeważnie zażenowanie, od czasu do czasu mały szok. Nie tylko wtedy, kłady Boccacciowskie "miłosne figle" inscenizator "przekładał na język sceny" bardzo dosadnie (a opis i obraz - to przecież nie to samo!), ale przede wszystkim wówczas, gdy między te "kawałki" pakowało się Kochanowskiego, Szekspira czy Baudelaire'a.

Temu dyskotekowo-cyrkowo-hairowemu widowisku z występami Ewy Bem oraz kilkunastu aktorów i aktorek b. Teatru Narodowego przeszkadzał od czasu do czasu znudzony śmiertelnie (czy też może zażenowany) Zdzisław Wardejn w roli Człowieka z moralitetu średniowiecznego. "Człowiek" był to listek figowy pozorów. "Ubaw" popsuła też Anna Chodakowska, która wyłamała się z cyrkowo-dyskotekowego klimatu, pozwalając na chwilę zapomnieć (niezależnie od szokującej nieco w tym widowisku inscenizacji tego "numeru"), iż uczestniczymy w imprezie artystycznie żenującej i nudnej.

Co prawda bywają premiery bardziej szokujące. Na przykład "Chwila równowagi" Łukasza Burnata w Teatrze "Studio 2". Znany i uznany scenograf zademonstrował - jako autor, reżyser, scenograf i "oprawca" muzyczny - rzecz, która jest przedziwnym collage'm płaskiego naturalizmu, pseudomistycyzmu i bardzo odległych skojarzeń semantycznych jak również trudnych do rozszyfrowania symboli. Bardzo sympatyczne aktorstwo Elżbiety Kijowskiej - chciałoby się ją zobaczyć w "normalnym" teatrze.

CZTERY lata temu oglądaliśmy w Teatrze "Studio" "Puszkę Pandory" Wedekinda. Była to pierwsza po wojnie w stolicy prezentacja bardzo modnego przed wiekiem i "skandalizującego" dramatopisarza, uchodzącego za prekursora ekspresjonizmu. Później obejrzeliśmy w Teatrze Współczesnym niedobre przedstawienie debiutanckiej sztuki Wedekinda "Przebudzenie wiosny". No i teraz w Teatrze Rozmaitości - jego "Demon ziemi'" - pierwszą część dylogii dramatycznej, której kontynuacją jest właśnie "Puszka Pandory". A więc dzieje wywodzącej się z ulicy ekskwiaciarki, "femme fatale" Lulu, która w równym stopniu "pożera", co "jest pożerana".

W Teatrze Rozmaitości postać tą kreuje bardzo kunsztownie, z dużą elegancją i finezją - Kalina Jędrusik. Znikła nieznośna estradowa maniera piosenkarska, która - jak się z radością można przekonać była tylko nieszkodliwą szminką, usuniętą teraz przez wytrawną aktorkę i reżysera zachodnioniemieckiego. Właśnie reżyseria i ta rola - po nie najlepszych warszawskich prezentacjach Wedekinda - przywróciły tego pisarza naszej wrażliwości, mimo iż pozostali wykonawcy (z wyjątkiem Grochoczyńskiego i Bończaka) nie wiele w tym pomogli.

DOBRZE jest też zrobione przedstawienie "Kurki Wodnej" Witkacego w Teatrze Współczesnym. Infantylny wdzięk Marty Lipińskiej, który zaczynał już manierycznie kostnieć - tu, w tytułowej roli Kurki Wodnej przylega do postaci idealnie, zwłaszcza że wzbogaciły go dyskretne akcenty perwersji i dystansu humoru. Pyszna kreacja! I druga: Henryk Borowski jako eksmarynarz Wojciech Wałpor. Przed piętnastu laty w Teatrze Narodowym Tadzia, najbardziej wyrafinowaną postać sztuki, grał Damian Damięcki. Teraz robi ją zabawnie Stanisław Górka, zaś Damięcki gra Edgara Wałpora - sympatycznie, ale niekiedy jakby trochę bezradnie, jakby zabrakło tu i ówdzie właściwych tonów i barw. Maja Komorowska jest doświadczoną, znakomitą aktorką i rzeczywiście zagra wszystko. Ale nie wszystko - tak jak i w filmie - ma "klasę Komorowskiej". Odbierałem z jakimś zażenowaniem jej księżnę Alicję, "szalejącą" po scenie w "tangowych" rytmach. To nie dla niej rola. Bardzo natomiast przylega do aktorstwa Krzysztofa Kowalewskiego postać nieokrzesanego cwaniaka Ryszarda Korbowskiego. I kolejna niespodzianka Joanny Szczepkowskiej, która fantastycznie rośnie: gospodyni Afrosja Opupiejkina. U Witkacego - jeszcze jedna z galerii gospodyń domowych w wyrafinowanej deformacji. Tu aktorka robi zabawną Japoneczkę, co nie bardzo zresztą się tłumaczy w tej właśnie sztuce. Zwłaszcza, że reżyser rozbudował i wyeksponował tę postać w finale sztuki - efektownie, ale spoza sztuki. W sumie jednak zabawa przednia.

"... i Dekameron" według G. Boccaccia. Przekład Edward Boy'e. Wybór A. Hanuszkiewicz i A. Hausbrand. Premiera Teatru Narodowego. Scenariusz, inscenizacja i scenografia A. Hanuszkiewicz, muzyka A. Bieżan i W. Karolak, kostiumy Z. de Inse-Lewczuk.

Łukasz Burnat - "Chwila równowagi". Premiera Teatru Studio. Reżyseria, scenografia i opr. muz. Łukasz Burnat.

Frank Wedekind - "Demon ziemi". Tłum. Grzegorz Sinko. premiera Teatru Rozmaitości, Inscenizacja i reżyseria Kraft--Alexander, kostiumy X. Zaniewska-Chwedczuk, dekoracje M. Chwedczuk.

A Witkacy - "Kurka wodna". .Premiera Teatru Współczesnego. Reżyser Maciej Englert, scenograf M. Stajewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji