Dżuma jak lód - po zakopiańsku
W ramach VII Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej, Teatr Witkacego zaprezentował dzieło Alberta Camusa
Festiwal Kultury Chrześcijańskiej cieszy się ogromnym powodzeniem. Wszystkie zaproszone przez księdza Waldemara Sondkę imprezy mają tak wielu amatorów, że - niestety - zwykle znaczna część z nich musi odejść z kwitkiem. Tak było na koncercie zespołu Raz Dwa Trzy, na występie Waglewskiego i Pospieszalskiego, nie inaczej na spektaklu przywiezionym do Łodzi przez Teatr Witkacego z Zakopanego. W Galerii Tower Building, stłoczeni, w przenikliwym zimnie oglądaliśmy inscenizację "Dżumy" Alberta Camusa.
Teatr Witkacego już tylko z nazwy jest "Witkacego", szanując miejsce po zakopiańskim Teatrze Formistycznym, nie zajmuje jego miejsca we współczesnym teatrze. Spektakl, jaki zaprezentowano w Łodzi, mógł doskonale powstać ze trzydzieści lat temu. Ergo: na ówczesne czasy byłby oryginalny formalnie, choć egzystencjalizm pobrzmiewałby "epigońsko". Dziś kierunek reprezentowany przez twórczość Camusa naturalnie skompromitowany nie jest, przeciwnie, ma wielu zwolenników, jednak wtłaczanie go w ciasne ramy eksperymentu teatralnego z przełomu Gomułki i Gierka nie robi dobrego wrażenia.
Adaptacja, jakiej dokonał reżyser i autor opracowania muzycznego - Andrzej Dziuk, jest doskonała dla ukazania absurdu świata i człowieka przedstawionego -jak zrobił to Camus - w konflikcie między subiektywną potrzebą życia, a obiektywną rzeczywistością (irracjonalną przecież). Dla wyrażenia filozofii konstrukcja tekstu jest wystarczająca, ale teatr to istota bardziej wymagająca i trudno ją zadowolić następstwem statycznych scen, których bohaterowie są zimni jak lód i nie tworzą emocjonalnych relacji. Tak, jakby chcieli jak najszybciej wyrzucić z siebie słowa i zapomnieć o ich znaczeniu.
Jest jeszcze w tej realizacji jeden zaskakujący drobiazg, który uspokaja, pozwala widzom bezpiecznie odbierać relacje o zdarzeniach, nie wikłać się w dżumę, w kraj, w świat. To poczucie bezpieczeństwa zapewnia do końca spokojny głos Andrzeja Turskiego, który informuje o liczbie zgonów, postępie i regresie choroby. Gdybyż w pewnej chwili zastąpił go głos innego lektora, pewnie pomyślelibyśmy: to może dotknąć każdego. Ale nie. I Teatr Witkacego choć dżuma spotkała, to nie dotknęła.
Wczoraj na festiwalu był dzień monodramów: artyści zaprezentowali trzy. Wystąpiła Danuta Michałowska, w interpretacji której usłyszeliśmy "Tryptyk rzymski" Jana Pawła II, Anna Helman-Twardowska przedstawiła "Rzeczy są inne" wg Rainera Marii Rilkego, a w "Spowiedzi Ojca Pio" wystąpił Aleksander Machalica. Dziś nie lada atrakcja: o godz. 19 w Galerii Tower Building wystąpi zespół Voo Voo, a jutro o tej samej porze Niezależna Grupa Teatralna - Stowarzyszenie Behemot zaprezentuje "Pułkownika Ptaka" Hristy Bojczewa.