Artykuły

Warszawianka

Można "Warszawiankę" traktować jako teatralny debiut Stanisława Wyspiańskiego. Była to bowiem pierwsza jego sztuka wystawiona na scenie (wcześniejsza "Legenda" ukazała się jedynie drukiem). Niestety, tak inscenizatorzy, jak i krytyka zdają się czytać i interpretować jednoaktówkę przez pryzmat późniejszych dramatów Wyspiańskiego, choćby "Nocy listopadowej" czy "Wesela". Tymczasem "Pieśń z roku 1831", jak głosi podtytuł sztuki, jest ledwie wprawką późniejszego geniusza sceny. Zbyt wiele w "Warszawiance" jest potknięć, a dotyczą one zwłaszcza historii, by sztukę tę stawiać w jednym rzędzie z największymi osiągnięciami Wyspiańskiego. Przede wszystkim panny i żołnierze, bohaterowie sztuki nie mogli znać i śpiewać tytułowej pieśni, gdyż nie była ona wówczas w Polsce znana. Mało precyzyjnie zapisał też autor historyczno-wojskowe tło bitwy pod Grochowem (w istocie rozegrały się tam dwie bitwy), wreszcie nie do końca zgodna z rzeczywistością jest opisana przez Wyspiańskiego postawa głównego bohatera - gen. Chłopickiego. Choć kompetencje i struktura władz powstańczych były rzeczywiście niejasne, a Chłopicki zachowywał się bardzo kapryśnie i niepewnie, to nie ma wątpliwości, że to on faktycznie pełnił funkcję głównego dowódcy.

Mimo tych zastrzeżeń "Warszawianka" jest ważnym utworem. Młodemu autorowi udało się przekazać pewien klimat towarzyszący powstaniu listopadowemu - nastrój nadziei, oczekiwania połączony z przeczuciem nieuchronnej klęski. Ale jeszcze ważniejsze jest nowatorstwo zastosowanych przez Wyspiańskiego rozwiązań scenicznych. Po raz pierwszy na polskiej scenie w takim stopniu wykorzystano pieśń, która "gra" jedną z głównych ról, organizuje cały spektakl. Wprowadził też autor elementy pantomimy (wejście Starego Wiarusa), większą rangę nadał rekwizytom (popiersie Napoleona urasta do rangi symbolu). Wszystkie te zabiegi nadały sztuce szczególną siłę teatralnego wyrazu.

Niestety, inscenizacja, którą przygotował dla potrzeb Teatru Telewizji Andrzej Chrzanowski raczej nie przyczyni się do lepszego zrozumienia sztuki i intencji autora. Chrzanowski obszedł się z Wyspiańskim dość obcesowo. Zamienia kwestie wypowiadane przez bohaterów, np. wypowiedź Skrzyneckiego wkłada w usta trzech różnych dowódców. Marya mówi ważną kwestię na widok maszerujących ułanów: "Serce we mnie omdlewa. Piękność ich tak krasi na ostatnich chwil kilka", a w inscenizacji "piękność" została zamieniona na "śmierć". Zachowanie i reakcje Chłopickiego są w tej sztuce mętne i niejasne, tym bardziej aktor nie powinien tej postaci udziwniać, tymczasem Piotr Fronczewski gra Chłopickiego tak manierycznie, że już zupełnie nie sposób zrozumieć, o co mu chodzi. Nawet tak bezdyskusyjny moment kulminacyjny sztuki, jak wejście Starego Wiarusa (bardzo dobrze zagrany przez Daniela Olbrychskiego) rozmył się gdzieś w chaosie całego przedstawienia. Po obejrzeniu tak "odkrywczej" inscenizacji z malancholią wspominam "akademicką" realizację Andrzeja Łapickiego z 1978 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji