Artykuły

Fałsz Małego Księcia

W dzisiejszym świecie talent to rzecz względna, o czym z łatwością przekonamy się oglądając telewizję. Aktorzy, piosenkarze, prezenterzy tańczą na parkiecie, na lodzie, śpiewają - wielu znanych i lubianych bierze się za rzeczy, których nie potrafią. Ten koszmarny trend przedarł się jednak ze szklanego ekranu... prosto do kieleckiego teatru - o "Małym księciu" w reż. Piotra Szczerskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.

W dzisiejszym świecie talent to rzecz względna, o czym z łatwością przekonamy się oglądając telewizję. Aktorzy, piosenkarze, prezenterzy tańczą na parkiecie, na lodzie, śpiewają - wielu znanych i lubianych bierze się za rzeczy, których nie potrafią. Ten koszmarny trend przedarł się jednak ze szklanego ekranu... prosto do Teatru im. Żeromskiego w Kielcach i najnowszego przedstawienia "Mały Książę" w reżyserii Piotra Szczerskiego.

Reżyser i dyrektor kieleckiego teatru zdecydował się na inscenizację niezwykłej prozy Antoine'a de Saint Exupery'ego z powodu inspirowanych "Małym Księciem" piosenek z muzyką Seweryna Krajewskiego do tekstów inspicjentki i sulferki kieleckiego teatru Renaty Głasek-Kęski. Skoro te muzyczne utwory były podstawowym pretekstem spektaklu, powinny być jego największą siłą. Były jednak największą słabością. Muzyka jest miła i nastrojowa. Z tekstami już gorzej. Rażą zwłaszcza częstochowskie rymy, zabijające poetykę "Małego Księcia" ("Oswój mnie, razem już nigdy nam nie będzie źle"). Najgorzej jest jednak z wykonawstwem. Cały zespół (poza uzdolnioną muzycznie Marzeną Ciułą) nie radzi sobie ze śpiewem. Najsłabiej wypada... Mały Książę, czyli Ewelina Gronowska, która fałszuje nawet przy melorecytacjach.

Adaptacja sceniczna "Małego Księcia" jest zadaniem trudnym. Nadanie realności filozoficznym rozmowom o przyjaźni, odpowiedzialności, samotności, byciu dorosłym i dziecięcej fantazji wymaga głębokich przemyśleń i ciekawych pomysłów inscenizacyjnych. Na scenie chce się poczuć poezję. W kieleckiej inscenizacji nie ma jej nawet odrobinki. Akcja toczy się leniwie, przyspiesza jedynie w scenie odwiedzania przez Małego Księcia kolejnych planet. Wtedy jednak oglądamy sztampowe wyobrażenia "władców" kolejnych planet. Jak Pijak - to zataczający się właściciel skrzynki z wódką, jak bankier - to biała koszula, czerwone szelki jak u maklera, maszynka do liczenia, król ma płaszcz gronostajami i koronę. Niepopularny współcześnie termin aktorskiego emploi w kieleckim teatrze widać jak na dłoni. Hubert Bronicki jako pilot-narrator, Paweł Sanakiewicz jako geograf czy Edward Janaszek jako lis stworzyli kreacje łudząco podobne do tych znanych już z co najmniej kilku spektakli. (Ten ostatni wrócił do roli lisa po 15 latach. Tę samą rolę grał w poprzedniej adaptacji "Małego Księcia" w Kielcach w reżyserii Piotra Bogusława Jędrzejczaka w 1994 roku). Nietrafionym pomysłem było także obsadzenie w roli Małego Księcia Eweliny Gronowskiej. Aktorka gra cały spektakl na jednej nucie: przedwcześnie dojrzałego dziecka, które stroi sztuczne miny. Kostiumowo i aktorsko "Mały Książę" nie wyrasta ponad przeciętną bajkę dla dzieci, no może poza Różą, która kostiumem przypomina... rzymską kurtyzanę.

Spektakl odbiera się raczej jako przedstawienie przygotowane przez amatorów. Gdy nadchodzi czas kolejnej piosenki, aktorzy stają na baczność ja na akademii, wykonując nieudolnie kolejny utwór. Niezbyt zachęcająca jest także scenografia Marcina Chlandy - postindustrialna, metalowo-srebrna pustynia, z dwiema przezroczystymi górami, na których często przesiadują bohaterowie sztuki. Aktorzy brodzą w pomalowanym na szaro styropianowym wypełniaczu. Całości dopełnia tandetny efekt: prawdziwa woda leje się we wnętrzu jednej z gór, gdy pilot i Mały Książę znajdują studnię.

Piotr Szczerski zadedykował swój spektakl dorosłym, którzy pamiętają, że kiedyś byli dziećmi. Mimo to nie udało mu się zachować równowagi między baśniową formą książki, sugerującą dziecięcego odbiorcę, a tematyką rozmów zdecydowanie przeznaczoną dla dorosłych. Powstała bardzo powierzchowna, spłaszczająca interpretacja naprawdę wyjątkowej prozy. Na szczęście "Mały Książę" nie poddaje się bez walki i błyskotliwe przemyślenia Antoine'a de Saint Exupery'ego brzmią głośno pomimo niedostatków realizacji.

Spektakl jest dowodem na to, że w Teatrze Żeromskiego nie dzieje się dobrze. "Mały Książę" obnaża brak pomysłów inscenizacyjnych reżysera, wieje nudą i straszy tandetą, sugeruje brak szacunku dla widowni. Przecież zatrudniony w spektaklu zespół aktorski przez prawie dwie godziny zamęcza widownię swoimi fałszami, jakby licząc na to, że widzowie tego nie usłyszą. To przykre, że dzieje się to w zawodowym teatrze. Jeszcze bardziej przykre jest to, że "Mały Książę" jest szkolną lekturą i widownię łatwo będzie zapełnić. Zwłaszcza na przedpołudniowych spektaklach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji