Artykuły

W ranach Twoich, Chryste...

"Hiob" w reż. Marka Pasiecznego Centrum Myśli Jana Pawła II i Centralnego Basenu Artystycznego na II Festiwalu Gorzkie Żale w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Niezapomniany obraz transmitowany z Watykanu przed czterema laty: Jan Paweł II z miłością przytulony do krzyża, jakby prosił Chrystusa, by właśnie w Jego ranach mógł dokonać swego odejścia. To ostatnia Droga Krzyżowa, w której uczestniczył Sługa Boży Jan Paweł II. Zrobione od tyłu zdjęcie obiegło świat. Jego autor - Arturo Mari, wyznaje: "Stałem tuż za nim. Jan Paweł II, zgarbiony, oparł twarz o krzyż, procesja zatrzymała się przy XIV stacji. Na tej fotografii jest całe jego życie." W tym obrazie jest coś metafizycznego, wręcz mistycznego. Tak, jak - w pewnym sensie - w proroczym "Hiobie" Karola Wojtyły, którego premiera odbyła się w ramach festiwalu Gorzkie Żale.

Wojtyła, mając zaledwie dwadzieścia lat, pisze tekst, w którym wyraźnie przekracza granicę realności, dotykając tak głębokich spraw, iż można domniemywać, że jego ręka była prowadzona z natchnienia i że to, co wydarzyło się dużo później, tu miało swoją dyskretną zapowiedź. Tytułowemu Hiobowi w finale jawi się Chrystusowy krzyż jako sens całego życia człowieka, sens wytłumaczenia wszystkiego, cierpienia i miłości. Już wtedy Karol Wojtyła, dwudziestoletni młodzieniec, przytulił się do krzyża. Między przywołanym obrazem Jana Pawła II podczas Drogi Krzyżowej a napisaniem dramatu "Hiob" upłynęło 65 lat.

Powstały w 1940 roku dramat poetycki "Hiob", oparty na biblijnej przypowieści, opowiada o nieszczęściach, jakich doświadcza ta biblijna postać. Żyjący w dobrobycie "sprawiedliwy przed Bogiem i ludźmi", jeden z najwybitniejszych mężów swojej epoki, człowiek szanowany przez wszystkich, szczery, wielbiący i kochający Boga nagle z dnia na dzień popada w niełaskę u Pana. Dlaczego? Szatan nie próżnuje, kusi Boga, by oddał mu Hioba. Twierdzi, że miłość Hioba do Boga jest interesowna. Wielbi on Boga, bo ma się dobrze, jest człowiekiem szczęśliwym, zdrowym, ma dużą rodzinę, żonę, siedmiu synów, trzy córki, ogromne stada bydła, owiec, duże pola, dom, wysoką pozycję społeczną, a więc wszystko, czego potrzeba. O nic nie musi zabiegać, niczym nie musi się martwić. Wszystko otrzymał od Boga. Ale gdy zostanie mu to odebrane, czy nadal będzie wielbił Pana? Spadają więc plagi na Hioba, nic nie zostaje mu oszczędzone. Staje się nędzarzem, giną wszystkie jego dzieci, żona nie solidaryzuje się z nim, przyjaciele i znajomi opuszczają go, wszak zsyłane na Hioba nieszczęścia świadczą - według nich - o jego grzechach. Szatan działa, robi swoją krecią robotę, jak wąż wije się wokół postaci Hioba, próbując wlać jad złości, agresji do jego serca.

I w tym miejscu rozpoczyna się spektakl Marka Pasiecznego, autora adaptacji dramatu Wojtyły i reżysera. W adaptacji wykreślono część tekstu dla większej dramaturgicznej zwartości przedstawienia. Szkoda, że nie pozostawiono postaci żony Hioba, co bardziej jeszcze uwyraźniłoby cierpienia głównego bohatera i jego osamotnienie. W roli Hioba występuje Wiesław Komasa, zaś Szatana i pozostałe postaci gra Janusz Stolarski. W pustej, czarno okotarowanej przestrzeni sceny, bez żadnej dekoracji i żadnych rekwizytów, trochę w stylu Teatru Rapsodycznego, toczy się dramatyczna opowieść o człowieku, który nie zawinił, a ponosi karę. W absolutnej ciszy, ustawiony z boku, na proscenium, oświetlony delikatnym snopem światła reflektora Wiesław Komasa jako Prologos czyta tytuł utworu i prolog: "Drama ze Starego Testamentu. Rzecz działa się w Starym Testamencie przed przyjściem Chrystusa". "Rzecz dzieje się za dni dzisiejszych czasu Hiobowego Polski i Świata". "Rzecz dzieje się czasu oczekiwania, błagania o sąd, czasu tęsknoty za testamentem Chrystusowym, w cierpieniach Polski i świata wypracowanym". Czas Hiobowy, czas wojny, okupacji i nieszczęść stąd wynikających, których doświadcza Naród Polski porównany tu do Hioba.

Hiob jest jednym z nas, współczesnych, dziś żyjących. Nic to, że mówi językiem stylizowanym na antyk. Ubrany w jakiś pospolity płaszcz, sweter, z dzisiejszą fryzurą i tak bliską, jakże znajomą nam reakcją na ból. Wiesław Komasa znakomicie prowadzi swego bohatera. Stan jego duszy, emocje, które nim targają, bunt, załamanie, zwątpienie, bezradność, poddanie się woli Bożej, wiara - wszystko to widzimy w twarzy aktora, w zmieniającej się tonacji i barwie jego głosu, geście rąk, ułożeniu sylwetki, sposobie poruszania się. Wyrazista i wiele mówiąca jest scena, kiedy Hiob próbuje zgiąć kolana, by uklęknąć przed Bogiem, a kolana się nie zginają, co można zinterpretować, iż w jego sercu i duszy pojawił się gniew na Pana, a gdzieś w tle zamajaczyła postać Szatana - wszystko staje się zrozumiałe.

Janusz Solarski jako Szatan niewiele ma kwestii słownych, prawie wcale. Intencje postaci wyraża formą pantomimy. Bardzo zręcznie i świetnie warsztatowo. Natomiast trochę gorzej, gdy aktor wchodzi w rolę przyjaciół, którzy odwiedzają Hioba i zamiast go wesprzeć moralnie i duchowo, pogrążają jeszcze bardziej, twierdząc, aby w pokorze przyjmował "baty", bo Pan Bóg nie karałby przecież niewinnego.

Hiob Wiesława Komasy jest przejmująco prawdziwy. Czuje się niewinny, a cierpi. Dlaczego? Dlaczego właśnie on? Nie widzi snującego się wokół niego Szatana, który jest inteligentny i sprytny. Ale przecież nie on wygra ten zakład z Bogiem o Hioba. Mimo wadzenia się z Bogiem, żalu i nieustających pytań Hiob nadal kocha Pana, nadal sławi Jego imię, ale też nieustannie pyta, dlaczego. Dopiero w finale, kiedy postać mająca symbolizować Chrystusa zbliża się doń i rozkłada jego ramiona w znak krzyża, Hiob pojmuje, czemu służyć miały te wszystkie doświadczenia nań zsyłane. Na pytanie, czy cierpienie ma sens, jawi się odpowiedź w tej właśnie finałowej scenie z krzyżem, gdzie Hiob, poznawszy Chrystusa, mówi: "nie całkiem żem sam". Rozpogodzona twarz aktora wyraża to, co trudno by w tym miejscu wyrazić słowem. Hiob wreszcie zrozumiał sens zbawczy cierpienia. Odchodzi uspokojony i kochający swego Pana. Szatan kolejny raz przegrał. Ale nie poprzestanie, będzie nadal kusił Hiobów każdego czasu. Także dzisiaj. Bo taka jego natura. Ale my mamy krzyż i w ranach Chrystusa zawsze możemy się ukryć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji