Artykuły

Kultura na kryzys

- Koszty utrzymania instytucji kultury w Polsce należą do najwyższych w Europie. Przeciętnie pochłania to 80 proc. budżetu, na działalność artystyczną zostaje zaledwie kilkanaście - mówi minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski w rozmowie z Romanem Pawłowskim z Gazety Wyborczej.

Roman Pawłowski: Powiedział pan na początku roku, że kryzys wyjdzie kulturze na dobre, bo najważniejsze wydarzenia artystyczne powstają w trudnych warunkach. Czy dzisiaj, po cięciach w budżecie kultury, nadal pan tak uważa? Bogdan Zdrojewski [na zdjęciu]: To był oczywiście żart, ale nadal uważam, że kryzys to jednocześnie zagrożenie i ogromna szansa. Od jakości zarządzania zależy, czy będziemy umieli przeprowadzić kulturę przez trudny czas, uzdrawiając przy okazji system kierowania. Inne kraje zrobiły to wiele lat temu. - O ile zmniejszył się budżet kultury? - O blisko 8 proc. - razem 210 mln zł. Ale ponieważ planowany budżet był w tym roku wyższy o 11 proc. od ubiegłorocznego, pieniędzy w sumie będzie więcej. Poza tym te środki nie przepadają, część - ok. 180 mln zł - została zablokowana. Jeśli budżet będzie w miarę dobrze realizowany, będą stopniowo wracały. Resztę - ok. 30 mln - przesunęliśmy na przyszły rok, to głównie inwestycje.

Komu pan zabrał pieniądze?

- Wszystkim instytucjom zmniejszyliśmy finansowanie od 5 do 10 proc. Tylko edukacja artystyczna jest pod ochroną. Bez kształcenia nowych pokoleń artystów i odbiorców nie będzie rozwoju kultury. Programy operacyjne obciąłem o 70 mln zł, ale ponieważ miały być zwiększone o 60 mln, realnie będzie o 10 mln zł mniej niż w 2008 roku. Największe cięcia będą dotyczyły jednorazowych wydarzeń, utrzymujemy imprezy cykliczne, takie jak Wratislavia Cantans, Camerimage, Malta, Festiwal Beethovenowski.

Czy nie zabraknie środków na promocję kultury polskiej za granicą, zwłaszcza na Polska!Year w Wielkiej Brytanii?

- Przeciwnie. Instytut Mickiewicza dostanie o 10 mln zł więcej niż w zeszłym roku. Dyrektor Paweł Potoroczyn planował w tym roku prawdziwą inwazję polskiej kultury na Wyspach Brytyjskich. Nie wszystko okazało się możliwe, ale i tak będzie to jedna z największych prezentacji polskiej kultury poza granicami.

Rzecznik praw obywatelskich zapowiedział kontrolę dotacji ministerialnych, jego zdaniem system jest nieprzejrzysty. Chodzi o krakowskie festiwale Misteria Paschalia, Sacrum Profanum i Genius Loci, które nie dostały w tym roku dofinansowania lub dostały znacznie mniej niż podobne imprezy we Wrocławiu czy w Warszawie. Jak pan skomentuje ten zarzut?

- Zarzut wynika z niewiedzy. Kraków w programie operacyjnym "Wydarzenia artystyczne" zajął pierwsze miejsce. Dwa pierwsze festiwale zostały połączone w jeden wniosek i otrzymały 600 tys. zł. Ponadto Krakowskie Biuro Festiwalowe otrzymało wsparcie na jeszcze jeden festiwal w wysokości 150 tys. zł. Natomiast co do festiwalu Genius Loci, to jego organizator krakowska Łaźnia Nowa dostała pieniądze na inny festiwal - Boska Komedia. W tym roku i kryteria, i terminy były klarowne i korzystne dla wszystkich podmiotów. Konkurencja była uczciwa, a ocena rzetelna.

Mówi pan, że kryzys to szansa. Na co?

- Na reformę zarządzania i finansowania kultury. W ciągu ostatnich 20 lat zmieniła się rzeczywistość w bankowości, w gospodarce, budownictwie, przemyśle, nawet w służbie zdrowia. W kulturze zmiany były niewielkie, często przypadkowe.

Po 1989 roku inwestycje prowadzono bez odpowiedzialności za finał. Teatr Narodowy, otwarty w 1997 roku po trwającej wiele lat kosztownej odbudowie, przypomina dzisiaj lotniskowiec na mazurskim jeziorze. Ciężki, trudny do prowadzenia, drogi w eksploatacji. W ostatnich 20 latach powstało wiele podobnych inwestycji, przeskalowanych, realizowanych bez odpowiedzialności i rozpoznania, jakie skutki finansowe wywoła ich uruchomienie. Takie molochy to m.in. Opera Podlaska i projektowane Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Co pan zamierza z nimi zrobić?

- Można tylko ucywilizować sposób zarządzania nimi. Rozmawiam z władzami samorządowymi Podlasia, mam nadzieję, że tak samo dobrze ułoży się współpraca z MSN w Warszawie.

Musiałem zweryfikować ponad 25 innych projektów, m.in. Miasteczko Filmowe w Nowym Mieście nad Pilicą i Muzeum Ziem Zachodnich we Wrocławiu. Po to, by utrzymać te nowe instytucje i prowadzić w nich działalność, trzeba by zabierać innym. A koszty utrzymania instytucji kultury w Polsce należą do najwyższych w Europie. Przeciętnie pochłania to 80 proc. budżetu, na działalność artystyczną zostaje zaledwie kilkanaście.

Koszty są za wysokie czy może dotacje za niskie?

- I jedno, i drugie. W Polsce wydaje się na kulturę za mało. Ale też mamy archaiczną i ociężałą strukturę, generującą duże koszty stałe. W polskiej kulturze wciąż brakuje lekkich, mobilnych jednostek mogących łatwo zmieniać ofertę, sprawnie reagując na potrzeby widzów.

Większość to przecież instytucje samorządowe, na które nie ma pan wpływu.

- Na szczęście mam. Konkurs na środki europejskie pokazał, jak można zmieniać myślenie o kulturze przez same inwestycje. Zgłosiły się 122 instytucje, z czego większość należy do samorządów. Dominują świetne projekty modernizacji, adaptacji i remontów zabytkowych obiektów na cele kultury, które minimalnie podnoszą koszty utrzymania, a jednocześnie poszerzają możliwości docierania do nowego widza.

Przykładem może być projekt rozbudowy Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu, rewitalizacja i rozbudowa 135-letniego budynku Filharmonii Śląskiej w Katowicach, rewitalizacja nieczynnej kopalni Julia w Wałbrzychu, w której będzie Muzeum Przemysłu i Techniki, galerie i mniejsze instytucje kultury.

Ciekawy projekt "Rynek galicyjski" powstaje w Sanoku, dzięki niemu uda się zgromadzić w jednym dobrze zaprojektowanym miejscu unikalne obiekty starej ludowej architektury, które w rozproszeniu, dewastowane, kosztowne w utrzymaniu ginęłyby bezpowrotnie. Dumny też jestem z projektów edukacyjnych, np. samorządowej szkoły muzycznej I i II stopnia w Radomiu. Dzięki jej wyremontowaniu, wygłuszeniu, powiększeniu zostanie uratowany ważny punkt na mapie edukacji artystycznej.

A co z inwestycjami rządowymi? Remont Arkad Kubickiego przy Zamku Królewskim ciągnie się od 15 lat.

- To jeden z pierwszych problemów, jakie zastałem w resorcie. Z jednej strony przerwane inwestycje: Sukiennice krakowskie, Arkady Kubickiego, obiekty związane z Chopinem, z drugiej - planowane giganty. Prawie gotowe Arkady są dziś przekazywane najemcom, Sukiennice oddam za rok, podobnie jak Muzeum Fryderyka Chopina i Żelazową Wolę. Każda inwestycja wymagała znacznie większych środków niż wcześniej planowane.

Powtarza pan, że kultura ma być liderem w wykorzystaniu środków europejskich. Tymczasem mało brakowało, aby środki na budowę Muzeum Sztuki Nowoczesnej przepadły, bo władze Warszawy należące tak jak pan do PO długo nie mogły się porozumieć z projektantem Christianem Kerezem. Jeden z urzędników ratusza powiedział nawet, że muzeum nie jest priorytetem władz.

- Dzisiaj nic nie zagraża realizacji tego projektu. Kerez bardzo dobrze pracuje, w opinii ekspertów stworzył fantastyczną przestrzeń do prezentacji sztuki współczesnej. Jest tylko jedno niebezpieczeństwo - ewentualne opóźnienia podczas pierwszego, najtrudniejszego etapu prac. Nie mogę jednak pozwolić, aby środki europejskie przepadły. Dlatego obiecam sfinansowanie ze środków europejskich innego przedsięwzięcia w obszarze kultury w Warszawie, jeżeli miasto weźmie na siebie budowę Muzeum Sztuki Nowoczesnej i zagwarantuje bezpieczny termin.

Czy skupiając się na murach, nie zapomina pan o twórcach, którzy mają wypełnić je treścią?

- To właśnie przez opanowanie sfery inwestycyjnej, ograniczenie wzrostu kosztów stałych, poprawę efektywności dużych i średnich instytucji już za kilka lat będzie można skuteczniej wspierać działalność artystów.

A będzie pan jeszcze wtedy ministrem?

- Moja odpowiedzialność nie kończy się dzisiaj, realizuję plan na lata 2013-14. W tym roku podpiszę umowy na realizację inwestycji wartych ponad miliard złotych. Liczę się z tym, że owoce mojej pracy będą zbierać następcy. Nie zmienia ta świadomość kompletnie niczego.

Inwestycje to jednak nie wszystko. Niedoskonały jest mechanizm powoływania szefów instytucji kultury i ich współpraca z lokalnymi władzami. W teatrze dochodziło na tym tle do licznych konfliktów m.in. w Gdańsku, we Wrocławiu, w Legnicy, a ostatnio w Jeleniej Górze, gdzie władze w połowie sezonu rozpisały konkurs na nowego dyrektora teatru i zmieniły statut, aby wyeliminować obecnego szefa artystycznego Wojciecha Klemma. Co tu może zrobić minister kultury?

- Szanuję autonomię samorządów, jednak ustawa o konkursach na stanowiska dyrektorów teatrów funkcjonuje fatalnie. Albo konkursy się omija, albo udaje, że się je robi. Dyrektor jest do odwołania w każdej chwili, z byle powodu. Wielu cennych twórców nie chce kierować teatrami. Nie chcą mieć kłopotów, wolność artystyczna jest im dużo droższa. Podobny problem mam z muzealnikami.

Przygotowałem nową ustawę o radach powierniczych instytucji kultury, które przejęłyby część kompetencji samorządów. Ale sami dyrektorzy występują przeciwko temu pomysłowi, mimo że nie będzie obligatoryjny. Im łatwiej rozmawiać z wójtem, burmistrzem, prezydentem, marszałkiem, ze starostą niż z pięcioma osobami z rady powierniczej. Trzeba jednak usunąć wady i wprowadzić nowe regulacje.

Jesienią ma się odbyć w Krakowie Kongres Kultury. Na ile będzie się różnił od kongresów z 1981 i 2000 roku?

- Ten kongres ma odpowiedzieć na pytanie, w jakim kultura znalazła się punkcie po 20 latach wolności. W zeszłym roku zleciłem przygotowanie "Raportu o stanie kultury". Nad dokumentem pracowało 11 zespołów eksperckich pod wodzą wybitnych naukowców. Powstał pierwszy w historii tak szczegółowy dokument opisujący polską kulturę od strony organizacji, mechanizmów finansowania po kulturę w przestrzeni miejskiej, internet czy taniec nowoczesny. Ta diagnoza ma pomóc w określeniu, gdzie są zagrożenia i jak je usunąć.

Czy to nie jest zbyt techniczne traktowanie kultury? Poprzednie kongresy miały charakter bardziej ideowy, odpowiadały na pytanie o miejsce kultury i sztuki w rzeczywistości wolnorynkowej.

- Jestem kulturoznawcą i miłośnikiem sztuki, techniczne traktowanie kultury jest mi obce. Potrzebna jest dyskusja na temat publicznej misji kultury. Rację mają ci, którzy alarmują, że dzięki internetowi i telewizji mamy coraz większy dostęp do rozrywki, maleje natomiast dostęp do kultury wysokiej. Będziemy o tym rozmawiać na kongresie. Jednocześnie nie mogę zapominać, że to na moich barkach spoczywa odpowiedzialność za bezpieczne przeprowadzenie kultury przez czas kryzysu. Dlatego powtórzę: misja tak, ale też mądre zarządzanie instytucjami kultury i odpowiedzialność z inwestycje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji