Artykuły

Igraszki z Woody Allenem

SCENARZYSTA, reżyser i aktor w jednej osobie, Woody Allen jest artystą szeroko znanym w Polsce. Można nawet mówić o jego popularności. Zapamiętaliśmy go jako kapitalnego aktora i scenarzystę z filmu "Manhattan", w bezwzględny sposób przeprowadzającego na sobie "wiwisekcję". Drapieżna śmieszność, czy raczej ośmieszanie łączy się u tego artysty z głęboko ukrytym współczuciem dla siebie i ludzi w ogóle. Z jego filmów przeziera dramatyczne pytanie: co było i jest słuszne, co było niefortunnym rozmijaniem się, co było bezsensem, a co powinno być jakąś wartością w życiu.

W filmach Woody Allena wiele jest śmiechu. Czasem niegłośnego, ale poruszającego publiczność. Niekiedy śmiechu połączonego z odrobiną złośliwości albo wywołującego u widza poczucie wyższości wobec postaci z ekranu. Twórczość ta, mimo akcji wartkiej, pełnej śmiesznych sytuacji, nie usposabia jednak do bezmyślnego pogardzania jego bohaterami, do oceniania ich w sposób jednoznaczny. Tym skuteczniej przygotowuje widza do obiektywnych refleksji, do porównań, do pytań. Niewielu artystom dane jest jednocześnie śmieszyć widownię i prowadzić z nią wydłużony w czasie dialog.

Adam Hanuszkiewicz jako reżyser i autor scenariusza zaprosił widzów do Teatru "Studio" na sylwestrowy spektakl pt. "Działania uboczne", na który składają się teksty z trzech zbiorów Woody Allena: "Without Feathers", "Side Efefects" i "Getting Even". Wieczór składa się z dwóch części: tytułowej i utworu "Śmierć" (Death). "Działania uboczne" to raczej zespół kabaretowych scenek, powiązanych postaciami prowadzących (Wojciech Malajkat, Marek Walczewski i Zbigniew Zamachowski - bardzo zabawny, o wielkim talencie komicznym). Scenek mniej lub bardziej udanych, rozśmieszających, nasyconych myślami reżyserskimi, sugerujących stałą obecność autora jako kreatora rzeczywistości teatralnej. Refleksja, która być może kryje się w scenkach i skeczach, z rzadka może się przebić przez warstwę przeciętnych dowcipów, piosenek i atmosferę zagęszczonej burleski.

"Śmierć", to znany utwór Woody Allena o nieuniknionym a jednocześnie niespodziewanym finale. Bohater - młody, niepozorny urzędnik wyrwany ze snu i zmuszony, wraz z gromadą tropicieli do poszukiwania wampira, który morduje w ciemności, nabiera przekonania, że sam musi umrzeć. Zyskuje jednocześnie przeświadczenie o bezsensowności sytuacji i nabiera wątpliwości w sens istnienia i w realność rzeczywistości, w której wszystko musi się zdarzyć. Jedno jest pewne, że wampir go dopadnie więc zakończenie może być tylko jedno. Spektakl stylizowany na brodwayowski musical zagłusza te refleksyjne wątki.

Idąc na przedstawienie, w Teatrze Studio, widz jak rzadko jest pełen dobrej woli i oczekiwań. Niestety stopniowo narasta rozczarowanie. Na scenie hałaśliwie, kolorowo, nietwarzowo, podkasanie. Nastrój wymuszonej zabawy i niby-rozśpiewania. Dekoracje mało pomysłowe. Aktorki ubrane nietwarzowo, wyglądają mniej atrakcyjnie niż w innych przedstawieniach na tej scenie. Aktorstwo poniżej możliwości tego zespołu, który miał już kilka doskonałych spektakli podobnego rodzaju. Razi słaba pomysłowość scenografa i reżysera. Teksty nie należące do najlepszych w dorobku Woody Allena jak i ich realizacja nie spełniają oczekiwania publiczności. Na przedstawieniu, które oglądałam, przyjęto ten program uprzejmie, ale bez entuzjazmu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji