Artykuły

Niech bawi...

Przyjąwszy hipotezą, że młodzież lubi teatr, należałoby się zastanowić, jaki teatr lubi. Sądząc z reakcji widowni (złożonej w dużej mierze z klas szkół średnich) po spektaklu "Kubusia Fatalisty" wg Denisa Diderota w warszawskim Teatrze Dramatycznym podoba się teatr o żywej, wartkiej akcji, z podtekstami niekoniecznie politycznymi) w którym humor, dowcip i zabawa wiodą prym. Jeżeli w burzy oklasków słychać nawet tupanie - co, jak sądzę, jest wyrazem dużego uznania dla artystów ze strony zapewne do tej pory bywalców jedynie młodzieżowych koncertów rockowych - to znaczy, że się podobało. Ale, czyż nie mógł się podobać Mieczysław Morański jako niefrasobliwy, gadatliwy Kubuś, albo dyrektor Zbigniew Zapasiewicz (Pan) raz po raz postponowany nie tylko przez scenicznego Kubusia, ale i przez swoich aktorów, albo Zbigniew Konopka jako oszalały Prosiaczek, albo Joanna Wizmur jako swarliwa Gospodyni, albo... tu można by wyliczać niemal scena po scenie kolejne słowne i sytuacyjne dowcipy, aluzje, przekomiczne scenki XVIII-wiecznej powiastki filozoficznej Diderota, pozascenariuszowe improwizacje.

Przed 13 laty "Kubuś Fatalista" był prawdziwym hitem Teatru Dramatycznego A ten dzisiejszy? Jest na pewno inny, chociaż Zbigniew Zapasiewicz wyreżyserował "Kubusia" wg pomysłu Witolda Zatorskiego, nieżyjącego już reżysera poprzedniego przedstawienia. Przez siedem lat spektakl rozbudował się poprzez pozascenariuszowe improwizacje, które po części zostały wykorzystane w ostatniej realizacji. Oczywiście doszły nowe improwizowane scenki, z racji trochę innego ustawienia postaci Pana. Zbigniew Zapasiewicz (niezapomniany Kubuś w pierwszej wersji) gra nie tylko Pana, ale i siebie: dyrektora Teatru Dramatycznego, reżysera, w końcu pedagoga, jakim jest dla aktorów odtwarzających pozostała role. Są to bardzo młodzi ludzie, którzy jeszcze niedawno studiowali w PWST, w której Zbigniew Zapasiewicz jest wykładowcą.

Aktorska młodzież właściwie bawi się w teatr, bawi się swoimi figlami, improwizacjami, a wraz z nią bawi się młodzież z drugiej strony rampy.

W tym samym Pałacu Kultury, tyle że naprzeciwko, w Centrum Sztuki Studio (pod warunkiem, że wcześniej upoluje się bilety) można obejrzeć spektakle wg Woody Allena: "Zagraj to raz jeszcze" i "Działania uboczne". Przedstawienia, na które młodzież chodzi chętnie, chociaż już nie zbiorowo. Zresztą byłoby to trudne, jako że widownia w Studio to tylko parter, nie mówiąc już o małej scenie w malarni teatru, gdzie miejsc jest coś ponad sto.

"Zagraj to raz jeszcze", sztuka z wczesnego okresu twórczości Woody Allena, wprowadza nas w świat mieszkańców nowojorskiego Manhattanu. Scenografia Krystyny Kamler ukazuje typowe wnętrze amerykańskiego mieszkania: pufy, barek, trochę książek, aparatura hi-fi, video. Bohaterem jest, jak to u Allena, nieśmiały, zwyczajny człowiek, zagubiony w dżungli zuniformizowanej kultury, narzucającej schematy zachowań i postępowania. Alana, młodego chłopaka zapatrzonego w ideały produkowane przez Hollywood, gra Wojciech Malajkat. Śmieszny w swoich usiłowaniach wpasowania się w narzucone schematy ("silny mężczyzna", "człowiek sukcesu"), nie dostrzegający swoich autentycznych atutów: delikatności i wrażliwości. Partneruje mu Gabriela Kownacka jako Landa - młoda kobieta zaniedbywana przez swojego męża biznesmena. Uczucie, które rodzi się między Lindą i Alanem, wyzwala w nich autentyzm zachowań, czułość i radość. Woody Allen pokazuje urodę zwykłości, urodę zwykłego uczucia, które przebija się w końcu poprzez mity, którym chcemy ulegać, schematy, którym się poddajemy w niezrozumiałej ucieczce przed potrzebą ciepła i czułości.

Przedstawienie wyreżyserowane przez Adama Hanuszkiewicza jest lekkie, dowcipne, ale i refleksyjne zarazem. Aktorzy z wdziękiem bawią się teatralną grą, z doskonałym wyczuciem to naśladują, to parodiują konwencję amerykańskich filmów.

Obok profesjonalizmu niewątpliwym atutem przedsięwzięcia jest młodość. Hanuszkiewicz zawsze tworzył dla młodej widowni i lansował młodych wykonawców. Nie dziwi przeto, że młodość opanowała także wyreżyserowane przez niego "Działania uboczne". Przedstawienie oparte jest na tekstach pochodzących z trzech tomików Woody Allena: "Without Feathers", "Side Effects" i "Gething Even". Jednak trzonem są dwie jednoaktówki "Bóg" i "Śmierć" wydane w jednym tomie pod tytułem "Without Feathers" (Bez piór), Te dwie krótkie formy dramatyczne a raczej brak wiary w sens działań człowieka, brak wiary w samą istotę jego egzystencji.

Ale w spektaklu Adama Hanuszkiewicz to przesłanie zostaje z zduszone w efektownym opakowaniu kabaretu-zabawy z pierwszej części. Jest to zwariowany spektakl-kabaret toczący się nieprawdopodobnymi, gwałtownymi woltami w gorączkowym poszukiwaniu zakończenia. Zabawne anegdoty, historyjki, gagi, przekomiczna para starozakonnych, śpiewające girlsy , niefrasobliwy czarny humor, śmierć-dziwka. Konferansjer Marek Walczewski i jego dwaj asystenci (Wojciech Malajkat i Zbigniew Zamachowski) raz po raz zaskakiwani nieprzewidzianymi sytuacjami grają role swojej prywatności. Żonglerka słów, idei, teorii. Serio miesza się z buffo.

Druga część tego wieczoru to jednoaktówka pt. "Śmierć". Bohaterem jest Kleinman (Wojciech Malajkat) - przylizany, niewydarzony urzędnik. Całe miasto urządza obławę na niebezpiecznego mordercę. Kleinmanowi także wyznaczono zadanie, chociaż nikt nie wie jakie to zadanie. W końcu dopada go morderca, którym okazuje się jego własna śmierć. Ta jednoaktówka po szampańskiej zabawie poprzedniej części trochę nuży. I właściwie nie bardzo wiadomo, dlaczego taki zestaw proponuje reżyser. Można się wprawdzie domyślać, że finałowa śmierć z pierwszej części (chociaż niekoniecznie akurat ten finał można by uznać za finał w owej sztuce bez finału) została przeniesiona z kabaretowych realiów śmiesznej i żałosnej, chociaż tragicznej zarazem opowieści o człowieku (pewnie każdym z nas), który w finale swego banalnego życia spotyka ją na swojej drodze. Zamysł ten jednak ginie w potoku rozmaitych gagów, pastiszowych scenek parodiujących gangsterskie filmy, wreszcie w kabaretowym finale. Przecież nie wszystko jest kabaretem. Ale to się podoba w teatrze. Zabawa i dobry relaks to jest to czym coraz częściej przyciąga teatr. Zresztą jeżeli teatr nie wyprzedza już rzeczywistości, jeżeli nie jest nawet komentarzem tej rzeczywistości - niech przynajmniej będzie zabawą lekką i przyjemną, chociaż niekoniecznie łatwą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji