Artykuły

"Parady" na łódzkiej scenie

Od pierwszej prezentacji "Parad" minęło 160 lat. Odegrano je wówczas na dworskiej scence łańcuckiego pałacu, będącego ówczesną rezydencją Elżbiety z Czartoryskich Lubomirskiej.

W tym to właśnie czasie, w sierpniu 1792 r., zjawił się na dworze Lubomirskiej przyszły autor "Parad'' - hrabia Jan Potocki, syn Józefa na Złotym Potoku Potockiego krajczego koronnego i Teresy z Ossolińskich. Człowiek ten, uchodzący za jednego z najbardziej ekscentrycznych typów epoki był podróżnikiem, politykiem, badaczem i literatem. Znudzona ciągłym oglądaniem sztuk drugo- i trzeciorzędnych pisarczyków, żądna nowości łańcucka "śmietanka towarzyska" zdołała namówić przybysza do napisania jakiejś sztuki na jeden z niedzielnych festynów. Jan Potocki postanowił stworzyć rzecz własną, oryginalną a równocześnie wykorzystać przy tym doświadczenia zdobyte w czasie oglądania za granicą licznych przedstawień teatralnych. I tak powstało 6 krótkich jednoaktówek będących świetnymi parodiami modnych wtedy, aczkolwiek nie najlepszych sztuk i ówczesnej maniery teatralnej.

W Encyklopedii Diderota i d'Alemberta znaleźć można informację: "Do zwykłych postaci dzisiejszej parady należy Kasander - naiwny ojciec, opiekun lub podstarzały kochanek Izabelli, urocza Izabella - w rzeczywistości płocha i fałszywa wykwintnisia, piękny Leander - jej kochanek łączący rubaszność żołnierza z zarozumialstwem fircyka". Potocki czyni te postacie bohaterami swych przezabawnych scenek. Obok Kasandra, Zerzabelli (imię utworzone z dwóch innych: Zerbiny i Izabelli z komedii dell'arte) i Leandra, autor wprowadza jeszcze osobę Gila (postać ta "zrodziła się" nad Sekwaną) - służącego obdarzonego chłopskim sprytem, zdrowym rozsądkiem i prostodusznością, i Doktora - gadatliwego zrzędę, popisującego się swoją naukową pedanterią. Osoby te łączą ze sobą pięć luźnych, zamkniętych treściowo scenek (scenka szósta "Mieszczanin aktorem" nie jest właściwie paradą i nosi podtytuł "scenka włoska"). Łatwo odnaleźć pierwowzory tych postaci w typach charakterystycznych dla komedii dell'arte: sługa Arlekin, uczony Dottore, żołnierz samochwał, Colombina, czy Pantalone - naiwny ojciec i śmieszny mąż. Bo też z owej komedii czerpał autor "Parad" niemało. Podróżując po Włoszech widział jeszcze zapewne wiele jarmarcznych przedstawień, w których aktorzy na podstawie opracowanego scenariusza improwizowali swe dialogi, wyszukując ciągle nowe żarty słowne i sytuacyjne.

W "Paradach" ciekawe i zabawne pokazanie masek, do złudzenia przypominających tradycję włoskiego teatru ludowego, stanowi świetną zabawę nawet dla odbiorców z drugiej połowy XX wieku.

O pierwszym przedstawieniu "Parad" wiemy stosunkowo niewiele. Nie wiadomo np. czy wystawiono je jako Całość czy też były "odgrywane" osobno jako wstęp do innych niedzielnych widowisk. Wiadomo jedynie, że rolę Zerzabelli grała 34-letnia bratowa Potockiego, Anna Teofilowa, córka kanclerza litewskiego Aleksandra Sapiehy i jej to w głównej mierze przypisuje autor sukces owej sztuki.

Po raz pierwszy polskiego przekładu tych jednoaktówek pisanych przez Potockiego w języku francuskim, dokonał Józef Modrzejewski, a 29 listopada 1958 roku odbyła się premiera na scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego. Podobnie jak w łódzkim przedstawianiu inscenizatorem i reżyserem była Ewa Bonacka a scenografem Władysław Daszewski.

Dawny obyczaj teatralny, sięgający w. XVII polegał na tym, że przedstawienia poprzedzane były popisami aktorów odgrywanymi na zewnątrz jarmarcznej budy i demonstrowanymi za darmo, celem przyciągnięcia widzów na spektakl. Owe reklamowe skecze zwano paradami. Za czasów Potockiego przybrały nieco inną formę, stały się bardzo modnym gatunkiem i mile widziane były na dworskich scenach.

Dzięki realizatorom łódzkiego spektaklu wprowadzającym ożywienie i różnorodność w interpretacji poszczególnych scen zarówno w dialogach jak i sytuacjach oraz zastosowanie w każdej z parad innej tonacji postaci powoduje, że XVIII-wieczny tekst nabiera nowych barw, a prowadzona początkowo w zbyt powolnym tempie akcja wciąga widza coraz silniej.

Aktorzy: Alicja Krawczykówna i Henryk Jóźwiak - odtwórcy ról Zerzabelli i Gila zademonstrowali własną, przekonywającą interpretację. Henryk Jóźwiak opracował swego Gila w najmniejszych szczegółach. Jednakże najlepiej wypadł w liryczno-sentymentalnych wyznaniach "Gila zakochanego".

Alicja Krawczykówna, w jedynej roli kobiecej, urzekała grą pełną szczerości i prostoty, lecz ona także najcelniej trafia we właściwy ton w "Gilu zakochanym" stylizując się na sielankową pasterkę przypominającą do złudzenia porcelanową figurynkę. Także w "Kasander literatem" stwarza postać uroczego, głupiutkiego dziewczątka, które jednak ma dość sprytu by postawić na swoim.

Najbardziej "przypasowany" do roli był Sławomir Misiurewicz rozbrajająco naiwny jako stary mąż i ojciec, i komicznie rozpolitykowany jako pseudo-demokrata. W jego interpretacji przemówienie Kasandra - demokraty jest nie tylko parodią posiedzeń z czasów Konstytuanty, ale także ośmieszeniem typowego dla wielu współczesnych mówców szablonu w sposobie wygłaszania przemówień.

Tej trójce towarzyszyli: Andrzej Herder (Leander i aktor) i Zbigniew Jabłoński (Ojciec aktora i doktor).

Obsady dopełniają Jerzy Balbuza (Mim 1) i (Mim 2).

Trzeba przyznać, że aktorzy przeistaczając się w krótkim czasie w szereg odmiennych typów mieli niełatwe zadanie. Np.: H. Jóźwiak jako Gil musiał być piratem łzawym kochankiem, wreszcie nieco głupkowatym aczkolwiek nie pozbawionym sprytu służącym, czy A. Krawczykówna (Zerzabella) raz jest niewierną żoną, znów naiwną, uwiedzioną pannicą, bukoliczną figurynką, w końcu nieposłuszną córką.

Scenografia Władysława Daszewskiego przypominająca prymitywną dekorację dworskich teatrzyków XVIII w. trafnie podkreśla klimat i styl epoki. Muzyka Witolda Rudzińskiego harmonizuje i uwypukla dell'artowsko-groteskowy charakter spektaklu.

Łącznikiem scalającym poszczególne parady są zabawne scenki, bądź krotochwilne tańce utrzymane w koncepcji całego spektaklu.

Wydaje mi się, że łódzkie przedstawienie "Parad" z niewielkimi tylko zmianami jest powtórzeniem ich wcześniejszej o 10 lat inscenizacji warszawskiej. Nie twierdzę - dobrze to czy źle, ale zastanawiam się, czy jest sens powielać, choćby nawet najlepszą koncepcję inscenizacyjną zamiast pokusić się o nową interpretację "Parad" które, jak pisze sama E. Bonacka przysparzają jej, "tego uczucia onieśmielenia, jakie przeszkadzałoby mi z pewnością w żywym odtworzeniu już znanego utworu klasycznego. Nie musiałam wyrzucać ze swej świadomości natręctwa widzianej już formy, zwalczać nacisku tradycyjnej inscenizacji, przyzwyczajeń stylu, szukać lekarstwa na nudę, która osiadła na dziele klasyka..." a więc znaczy to, że utwór ten kryje w sobie wiele jeszcze możliwości i rozwiązań inscenizacyjnych. Ale jest to zarzut jedyny i być może niesłuszny. Najważniejsze, że "Parady" ogląda się z prawdziwa przyjemnością i zainteresowaniem.

Teatr 7.15 Jan Potocki - "Parady". Reżyseria: Ewa Bonacka. Scenografia: Władysław Daszewski. Muzyka: Witold Rudziński., Układ pantomim: Witold Borkowski. Układ pojedynków: Bronisław Borowski. Asystent reż.: Jerzy Balbuza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji