Artykuły

Apetyt na czereśnie w grudniu

GRUDZIEŃ jest to miesiąc srogi, poważny, wesoły tylko oczekiwaniem świąt Bożego Narodzenia wtedy, gdy nie były one jeszcze skomercjalizowaną udręką przedświątecznych zakupów, obłędem szablonowych życzeń. W życiu kulturalnym, a przede wszystkim teatralnym jest to pełnia sezonu. Oprócz angielskich "pantomim" Bożonarodzeniowych, o których tu nie będziemy wspominać - wszystkie teatry o większych nieco ambicjach dały już swe najważniejsze premiery z tak zw. repertuaru poważnego, nowe inscenizacje klasyków, ostatnie pozycje międzynarodowego dramatu. Leopold Kielanowski ostatnią premierą Teatru Polskiego ZASP w "Ognisku Polskim" w Londynie pokazał, że i w grudniu może być wiosna, że i w grudniu można mieć "Apetyt na czereśnie", jak brzmi tytuł granej tam obecnie sztuki Agnieszki Osieckiej, szczególnie, gdy te czereśnie naprawdę są pełne smaku, nagrzane słońcem, rumieniące się blaskiem polskiej wiosny, spływające niefałszowaną słodyczą.

Agnieszka Osiecka jest niezmiernie popularną i niemniej utalentowaną autorką wielu tekstów piosenek i skeczy. Wywodzi się ona ze znakomitego teatrzyku studenckiego STS, którego była jedną z założycielek, razem ze znanymi już dzisiaj pisarzami teatralnymi Andrzejem Jareckim i Jarosławem Abramowem ("Derby w pałacu"). Z tych dobrych tradycji STS, którego rozkwit przypadł w okresie "odwilży", wyniosła ostrość spojrzenia satyrycznego,

umiejętność chwytania atmosfery obyczajowej, a wszystko to opromienione dobrym smakiem i niemałą dozą poezji. Jest autorką niezwykle płodną, więc nie wszystkie jej teksty są na równym poziomie, ale wiele z tych, jakie znamy z płyt (np. "Okularnicy", "To wszystko z nudów", "Kochankowie z ulicy Kamiennej"), należą chyba do najlepszych tekstów piosenkarskich w Polsce. Jej pierwsze wieloobsadowe widowisko pt. "Niech no tylko zakwitną jabłonie biło wszelkie rekordy powodzenia w całej Polsce.

Druga jej pełnospektaklowa sztuka "Apetyt na czereśnie jest teraz właśnie grana w "Ognisku Polskim". Jest t o jakby "mim-musical (dwie osoby plus pianista), w którym śliczne piosenki połączone są z interesującym wątkiem komediowym. Jest to komedia obyczajowo-psychologiczna, w lekki zabawny sposób, ale zawsze z dobrym smakiem, pokazująca życiowe problemy i perypetie Kobiety i Mężczyzny, a raczej wielu kobiet i mężczyzn. W dialogu jaki oni ze sobą prowadzą przewija się nie tylko ich życie, ale odnaleźć w nim można celnie i satyrycznie zarysowany obraz pewnych wycinków życia dzisiejszej Polski. Mimo iż niektóre sytuacje i ustosunkowanie się do nich są bardzo lokalnie polskie - całość zarówno problemu jak i charakteru postaci jest dość uniwersalna, aby być bliską i zrozumiałą dla wszystkich.

Treścią sztuki jest rozmowa Mężczyzny i Kobiety, którzy w podróży przypadkowo znaleźli się w pociągu w tym samym przedziale. Oboje właśnie rozeszli się ze swoimi towarzyszami życia. Nie będę tu oczywiście zdradzała zręcznie zawiązanej intrygi, ani tym bardziej nieoczekiwanej, zaskakującej puenty. Mężczyzna i Kobieta opowiadają sobie dole i niedole swoich miłości, małżeństw rozczarowań - jak to się zdarza w długiej podróży między obcymi ludźmi, którzy się już więcej nigdy nie spotkają. Oryginalnością sztuki i przedstawienia jest to, że bohaterowie nie opowiadają sobie swego życia, ale je odgrywają.

Reżyser londyńskiego przedstawienia, Leopold Kielanowski, z tej miłej komedyjki zrobił śliczną, lekką, lśniącą wieloma kolorami bańkę - jakby chciał ozdobić nią nasze świąteczne choinki. Miał w tym zadaniu pomoc nielada.

Krystyna Dygatówna, którą po długiej przerwie witamy na scenie z radością - była nie jedną, ale wieloma najróżnorodniejszymi postaciami: prostą dziewczyną, przodownicą pracy, kochającą żoną, zdradzającą mężatką, wulgarną "szansonistką" z kiepskiej spelunki, spokojną i szaloną, cyniczną i romantyczną. W ciągu ułamka sekundy przechodziła z nastroju w nastrój, jednym gestem, najbłahszą zmianą akcesoriów, innym zarzuceniem szalika stwarzała nową postać. Witold Schejbal okazał się godnym jej partnerem. I on odtworzył wiele postaci męskich i pierwszy raz pokazał, że nadaje się nie tylko do ról poważno-intelektualnych, ale może zagrać z wdziękiem i poczuciem humoru i pijanego "prawdziwego mężczyznę" i aksamitnego gogusia letniskowego, i samochodowego "podrywacza". Nie wolno jednak zapominać stronie muzycznej tego "mmi-musicalu" która odgrywa tak ważną rolę w przedstawieniu. To właśnie te urocze piosenki których teksty są przeważnie lepsze od dialogów i subtelne, pełne wdzięku melodie sprawiły, że była to nie tylko komedia, ale jakaś śliczna bajka - trochę na niby, trochę naprawdę. Życie plątało się ze snem czy marzeniem, logika faktów z poezją. Twórca większości melodii piosenek ("Czytamy Słowackiego", "Malwy", "Zostawiłam moje szczęście") londyńskiego przedstawienia jest młody kompozytor i muzyk Andrzej Marek, który jednocześnie akompaniował aktorom, a raczej współgrał z nimi. Nie tylko swą oprawą muzyczną przyczynił się do utrzymania stylu przedstawienia, ale swoją obecnością na scenie, uśmiechem, spojrzeniem włączył się w nie tak, ze choć powiedział ani jednego słowa - kontakt jego z publicznością był zupełny.

Oboje aktorów śpiewało, nuciło, "parlandowało" z dużą muzykalnością i kulturą.

Janowi Smosarskiemu udało się stworzyć dobre złudzenie przedziału kolejowego i jednocześnie zmieścić w nim sugestywnie i omal bez dekoracji wnętrza wszystkich miejsc, w których rozgrywały się sceny-zwierzenia, sceny - wspomnienia. "Ruchome" widoki z okna pędzącego pociągu podnosiły bardzo nastrój sztuki. Światłami tak ważnymi w tym przedstawieniu kierował Feliks Stawiński.

Dr Kielanowski zapytany co skłoniło go do wystawienia tej tak pozornie nieważnej sztuki powiedział:

"Trzeba czasem odetchnąć po wielkich problemach narodowych czy społecznych i schwytać na wędkę jakąś złotą rybkę, tylko dlatego, ze jest piękna, chociaż niepotrzebna, a przez to tak bardzo konieczna!"

Miał rację. Rybka jest śliczna i chyba stanie się złotą dla naszego teatru. Jest to urocza rozrywka świąteczna - w dużo lepszym stylu niż większość przygotowanego na święta repertuaru w angielskich teatrach w Londynie. Poza tym, wbrew pozorom, jest to sztuka finezyjna i - powiedziałabym - nawet "sophisticated". A w każdym razie jest to rozrywka dla ludzi inteligentnych. Co oczywiście powinno być tylko zachętą dla naszej publiczności.

A dla tej jej części o "wyższych ambicjach" (z piszącą te słowa włącznie) miłą podnietę stanowią zapowiedziane na sezon 1970 premiery: "Drugie danie" Mrożka, "Zemsta" Fredry, "Dwa teatry " Szaniawskiego i listy Heleny Modrzejewskiej w opracowaniu Ewy Otwinowskiej pt, "Kariera".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji