Irreligia w Teatrze Telewizji
Irreligia w teatrze - tak najkrócej można scharakteryzować widowisko "Porozmawiajmy o życiu i śmierci" wyreżyserowane przez Krystynę Jandę, które zaprezentowała w ostatni poniedziałek publiczna telewizja. Sztuka Krzysztofa Bizia oparta została na pomyśle telefonicznych rozmów, które z nieobecnymi odbiorcami prowadzi troje bohaterów, niejako z przypadku stanowiących współczesną rodzinę.
Tego, że spektakl został wyemitowany w Wielkim Poście, nie można odczytywać inaczej niż jako prowokację. Scenerię dla przedstawienia stanowi misterium męki Jezusa Chrystusa, ale to, co mogliśmy zobaczyć na pierwszym planie, ma tyle wspólnego z tematyką religijną, ile mają z nią wspólnego obrazy Nieznalskiej czy innych "artystów" wpisujących się w zjawisko irreligii. Wyzwiska i przekleństwa, obecne niemal w każdym zdaniu, nie licują z wzniosłym tłem przedstawienia i są po prostu bluźnierstwem. Natomiast czerwony znaczek podkreślający, że przedstawienie przeznaczone jest tylko dla dorosłych, był już właściwie tylko próbą ukrycia prawdy. A jest nią dowód, zresztą nie pierwszy, że łatwo jest przenieść rynsztok uliczny do teatru. Trudno jest natomiast tworzyć sztukę. Udowadnia to sam Bizio, którego dramat i bez tła pasyjnego jest dostatecznie wulgarny nawet jak na teatr współczesny.
Z dawnego Teatru Telewizji, prezentującego ambitną klasykę, niewiele dziś już pozostało. Myślę, że poniedziałkowe przedstawienie nie powinno ujść uwadze płatników abonamentu telewizyjnego, w większości tworzących zdrowe rodziny, których codzienność naznaczona jest troską o najbliższych. Tak nie rozmawiają ze sobą normalne rodziny.