Artykuły

Psychologia w czas upału

"Konflikt" - dwa dialogi anglosaskie: Leroi Jones. "Metro", James Saunders. "Sąsiedzi". Tłum. Anna Frąckiewicz, reż. Jerzy Kreczmar, scenogr.: Ewa Starowieyska. TEATR WSPÓŁCZESNY.

PREMIERA była heroiczna przede wszystkim z uwagi na upał. Cześć widzów, łamiąc nasze dobre europejskie, kontynentalne obyczaje, nie ograniczyła się do pojenia się napojami chłodzącymi na przerwie, ale wzięła z sobą także na widownię: dżentelmeni piwo, damy oranżadę. Mimo takiego zaopatrzenia co pewien czas rozlegał się przytłumiony szept: ,Lepiej chodźmy w aleje" i coraz to jakaś parka czy grupka opuszczała salę nie czekając końca.

Aktorom było jeszcze ciężej. Panie BARBARA WRZESIŃSKA (w roli Luli w pierwszej jednoaktówce) i MARTA LIPIŃSKA (w roli Kobiety w drugiej jednoaktówce) korzystając z aktualnej mody mini, miały wprawdzie stroje względnie przewiewne, lecz autor i reżyser kazali Wrzesińskiej wykonywać tyle czynności, obarczając ją taką ruchliwością, że po paru kwadransach jej piękna sukienka opinająca jeszcze piękniejszą postać, wyraźnie się przepociła. Lepiej pod tym względem działo się Lipińskiej, której autor i reżyser nie narzucili zbytniej ruchliwości, a nawet pozwolili się trochę rozebrać i przewietrzyć, przynajmniej plecy i ramiona.

W gorszej sytuacji byli bracia Englertowie. Musieli ubrać się cieplej, bo obaj grali Murzynów, czyli ludzi, którym nie uwiera krawat i sweter, gdy biali już się duszą z gorąca. Nic z tej zamierzonej iluzji! Pot rozpuszczał im szminkę na twarzy i rękach, tak że jeden poczernił ramię i policzki partnerce, drugi jasne pokrycie tapczanu.

MACIEJ ENGLERT w pierwszej jednoaktówce był Murzynem wytwornym, dobrze ułożonym Clayem, którego w końcu rozwydrzona, uwodzicielska i prowokująca białoskóra Lula, miała zabić drutem do robienia trykotów. JAN ENGLERT w drugiej jednoaktówce był Murzynem nieokrzesanym, który łamie opór kobiecy swej białoskórej sąsiadki, apelując do jej programowego liberalizmu i tak jak zanudzając, że nie ma innego wyjścia, jak mu ulec. Widzewie (ci co zostali lojalnie do końca) , mimo że spektakl nie trwał za długo, czekali z niecierpliwością, kiedy się skończy to babranie psychologiczne w zakompleksionych duszyczkach bohaterów i czarny "Mężczyzna" wreszcie zadusi, albo zgwałci białą "Kobietę" w rasowym odwecie za pierwszą jednoaktówkę. Stało się inaczej. Ona po prostu skapitulowała i poszła na jego sublokatorskie pięterko.

Cóż... Pierwszą jednoaktówkę napisał amerykański murzyński poeta, który stara się domyślić, jakimi drogami idzie myśl białej, kłamliwej uwodzicielki, która i niszczy dumnego Murzyna, bo przecież to misterne morderstwo należy rozumieć w przenośni, tak samo, jak i scenerię wagonu metra w Nowym Jorku, że niby wszyscy jedziemy tym samym wehikułem, a proszę, proszę, co się dzieje w duszach ludzi.

Drugą jednoaktówkę w scenerii londyńskiej i czynszowej kamienicy napisał Szkot, który żąda od swej bohaterki zgoła męskiej konsekwencji: jak już jesteś liberałka i antyrasistką w słowach, to nią bądź i w czynach, także w łóżku.

Dobrze rozumiemy przemyślaną kompozycję tych dwu jednoaktówek, które na zagadnienia czarno-białego rasizmu rzucają światło z dwu stron. Jednak nam bardzo trudno przejąć się problematyką, która narosła w świecie anglosaskim, zarówno w tak aktywnej i dziś Ameryce, jak w tak pasywnej dziś Anglii. Trudno nam o własny współmierny odnośnik, który by uczynił pasjonującym zagadnienie walki ras na polu seksualnym. Zaś czysty walor dramaturgiczny tych sztuczek, nie jest sam w sobie dostatecznie uwodzicielski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji