Artykuły

Nasze upiory

"Kartoteka" w reżyserii Kazimierza Kutza to pierwsze przedstawienie w odrodzonym Teatrze Narodowym, które analizuje polską współczesność.

Kilkanaście dni przed premierą sztuki Tadeusza Różewicza senator Krystyna Czuba (AWS), przewodnicząca senackiej komisji kultury, wezwała na dywanik dyrektora Jerzego Grzegorzewskiego. Tematem rozmowy, według nieoficjalnych doniesień, miał być problem narodowości Teatru Narodowego, która, zdaniem senator Czuby, jest niedostateczna. To okryte tajemnicą spotkanie reżysera z politykiem, przypominające niegdysiejsze spotkania na dywaniku w KC, mogłoby z powodzeniem znaleźć się w "Kartotece" w reżyserii senatora Kazimierza Kutza (UW) pomiędzy parodią polsko-niemieckiego pojednania a wywiadem z prostym człowiekiem i nikt nie poznałby, że jest to scena dopisana po czterdziestu latach. Polski absurd ma się nadal dobrze.

Spektakl Kazimierza Kutza, oparty na pierwszej wersji "Kartoteki" z 1960 roku, uświadamia, jak bardzo pozorne są zmiany, z których jesteśmy tak dumni. Nic lub prawie nic z tego, co Różewicz pisał o społeczeństwie przełomu lat 50. i 60., nie straciło aktualności i to jest odkrycie straszne.

Znów, jak kiedyś, z każdej szpary wychodzą ofiary i pokrzywdzeni, którzy domagają się od Bohatera współczucia lub co najmniej stuzłotowej pożyczki. Kolejna ideologia skapitulowała i cała generacja musi teraz przemeblować poglądy. Znów pół Polski zajmuje się rozliczaniem drugiej połowy, a media podlizują się tak zwanemu prostemu człowiekowi. Znów reakcją człowieka na ten zgiełk jest ucieczka w prywatność, pod własną kołdrę.

Kutzowi udało się pokazać anachronizm życia duchowego Polaków, które jest całkowicie pogrążone w przeszłości.

Łóżko Bohatera, które w 1960 roku stało na rogu Alej i Marszałkowskiej, postawił w mieszczańskim pokoju, między ciężkimi, rzeźbionymi meblami w starym stylu. Jest tak, jakby Bohater jedną nogą tkwił wciąż w XIX wieku, drugą w XXI. Jakby między historią a współczesnością Polaków istniała przepaść, której nie można zasypać.

To polskie muzeum wypełniają od 40 lat te same upiory: nawróceni stalinowcy i ofiary stalinizmu, koledzy z partyzantki i koledzy z przedwojennego gimnazjum, nauczyciele i rodzice, dawne i aktualne kobiety, dawni i aktualni nauczyciele.

Wszystko miesza się ze sobą: historia prywatna i historia narodowa, Mieczysław Fogg i "Ukochany kraj" Mazowsza, odgłos bomb i odgłos klaskania. Nieoczekiwanie "Kartoteka", która była w roku 1960, bolesnym rozliczeniem wojennego pokolenia, nabiera tonu tragikomedii i to jest najważniejsza cecha spektaklu Kutza.

Wiadomo, że aktorzy warszawscy nie przegapią żadnej okazji, aby ubawić publiczność dowcipną puentą, ale tym razem dowcipy są na miejscu, pozwalają bowiem rozmontować to całe nadęte polskie muzeum. Zbigniew Zamachowski jako Bohater opędza się od otaczających go postaci jak od natrętnych much, drapie się, zasypia w pół zdania, aby za chwilę wybuchnąć z pasją. Zamiast rozliczać historię, zajmuje się pięknymi kobietami w bieliźnie, którym sięga mniej więcej do pachy.

Potrafi jednak wpaść na serio w gniew i wyrzucić ze sceny karykaturalnego Nauczyciela (Marek Barbasiewicz), który ma gębę pełną patriotycznych frazesów, albo nożem kuchennym zamordować Chór Starców, który go zmusza do działania, a potem spokojnie wytrzeć nóż z krwi.

Teatr Narodowy, który zajmował się dotąd głównie analizą sztuki teatru na przykładach Witkacego, Wyspiańskiego i Kleista, w końcu zauważył, co się dzieje poza nim. "Kartoteka" jest pierwszą analizą polskiej współczesności na odbudowanej scenie. Ale nie sądzę, by to przekonało senator Czubę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji