Artykuły

Zabić z miłości

"Jordan" w reż. Grzegorza Kempinsky'ego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.

Sztuka Anny Reynolds i Moiry Buffini Jordan, którą na afisz wprowadził Teatr Śląski w Katowicach, oparta jest na faktach. Reynolds wysłuchała opowieści, a raczej spowiedzi młodziutkiej dzieciobójczyni w więzieniu i poruszona jej cierpieniem zapisała te zwierzenia w formie monodramu. Nigdy wcześniej nie miała doświadczenia pisarskiego, tekst poprawiła więc i nadała mu bardziej sceniczny wymiar pierwsza wykonawczyni roli Shirley - Moira Buffini. Zakorzenienie w rzeczywistości nie oznacza jednak, że Jordan to dramaturgiczna rewelacja. Historia Shirley, choć wstrząsająca, jest do bólu przewidywalna i bardziej przypomina telewizyjny reportaż sądowy niż materiał dla teatru.

Życie bohaterki to od początku senny koszmar. Wrażliwa i spragniona miłości dorasta w domu, w którym prymitywny ojciec maltretuje matkę, a wzorce zachowań czerpie się wprost z ulicy. Shirley szybko dojrzewa fizycznie, ale psychicznie pozostaje dzieckiem, przyjmującym związek z nieokrzesanym rówieśnikiem jak objawienie. Gdy jednak rodzi jego dziecko, chłopak zmienia się w bydlaka, zostawia Shirley, nieustannie upokarza ją, a w końcu postanawia odebrać jej syna. Zaszczuta i tracąca poczucie realizmu kobieta zabije dziecko, bo tylko tak, jak sądzi, może maleńkiego Jordana zachować dla siebie.

Historia jak tysiące innych, którymi media karmią nas każdego dnia. A jednak Jordan grany jest na wielu europejskich scenach. Dlaczego? Bo jest wyzwaniem dla aktorek, które muszą się zmierzyć nie tyle z tekstem, co z emocjami bohaterki.

W katowickim przedstawieniu, które wyreżyserował Grzegorz Kempinsky, rolę Shirley gra Ewa Kutynia. Z góry można było przewidzieć, że aktorka wydobędzie ze swojej postaci każdy niuans, bo ta rola idealnie przylega do jej scenicznej wrażliwości. Kto tak zakładał, nie pomylił się.

Poza krótkimi odwołaniami do pewnej baśniowej przypowieści, Jordan zachowuje paradokumentalną formę monologu bohaterki, oczekującej na wyrok sądu. To ogromna trudność dla odtwórczyni, która musi poruszać się jednocześnie na dwóch płaszczyznach - teraźniejszości i przeszłości, ta ostania ma zaś bardzo różne odcienie emocjonalne. Ewa Kutynia buduję rolę Shirley tak, jakby zdejmowała kolejne warstwy skóry. Nie epatuje faktami, najbardziej bulwersujące podaje wręcz beznamiętnie. Zmaganie ze wspomnieniami i wyrzutami sumienia pokazuje wtedy, gdy mówi o dziecku. Cierpienie wiarygodne na granicy ekshibicjonizmu. Nie wyraz twarzy aktorki jest wtedy porażający, lecz ręce. Zaciśnięte, drobne dłonie, które sprawiają, że przewidywalna historia nabiera wymiaru indywidualnej tragedii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji