Artykuły

Facet to świnia, czyli niespodzianka

"Tajemniczy Mr Love" w reż. Henryka Rozena w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Piotr Wyszomirski w Gazecie Świętojańskiej.

To jest zaskakująco niebanalny spektakl.

Podczas spotkania dwóch dyrektorów gdyńskich scen Ingmar Villqist poinformował Macieja Korwina, iż Miejski nie ma w planach komedii. Dyrektor Muzycznego postanowił zatem powrócić do tradycji grania komedii na Małej Scenie. I jest to decyzja, która z pewnością spotka się z jak najlepszym przyjęciem gdyńskiej publiczności, spragnionej dobrej rozrywki. Tym bardziej, że w wigilię przesilenia wiosennego zobaczyliśmy zaskakująco dobry spektakl.Zaskakująco, bo czegóż można się było spodziewać po zapowiedziach ? Bulwarówka, dwie osoby no i nie będą śpiewać - nie brzmiało to ekscytująco.

"Tajemniczy Mr Love" (prapremiera 1994, premiera na West Endzie 1997) Karoline Leach (ur. 1967) rozgrywa się w 1912 roku w Anglii. Opowiada o spotkaniu Adelajdy, 37-letniej, zakompleksionej modystki, prawdopodobnie dziewicy oraz George'a, uroczego, według siebie samego i swych mało wymagających ofiar, oszusta matrymonialnego. George szybko i łatwo uwodzi głupawą Adelajdę, doprowadza nawet do ślubu. Rzecz do tego opowiedziana wartko, dowcipnie i lekko, aktorzy mogą się "wygrać" komediowo, wszystko dzieje się według znanych nam klisz, czujemy się bezpiecznie, wszak nie ma to jak historie, które już znamy. Aż tu nagle, niespodziewanie : koniec "ściemy" - Adelajda demaskuje George'a, postaci wychodzą z gorsetu konwencji i ukazują tzw. złożoność ludzkich losów. Oboje głęboko przeżywają traumę rodzinną, ich zachowania są pochodną dramatycznych zdarzeń z okresu dzieciństwa. George mści się na kobietach, a Adelajda nie może stworzyć normalnej relacji z mężczyzną, przytłoczona kazirodczymi zachowaniami swego ojca.

Jest taki moment w sztuce, kiedy po wzajemnym otwarciu obojga wydaje się, że postaci złączą się w paroksyzmie tragicznych wyznań i zbudują swe szczęście, a całość zakończy się happy endem. Jednak to chwilowe złudzenie, bohaterowie są obciążeni jakimś, choćby drobnomieszczańskim, ale jednak fatalizmem. To postaci tragiczne w swej bezwolności. Los prawie całkowicie wypłukał z nich uczucia wyższe, a gdy pojawiają się jednak na chwilę, niczym zamglone deja vu, z góry wiadomo, że nie przebiją się do realnego życia na stałe.

Niespodziewanie sztuka Karoline Leach wpisuje się w nieprzewidziane pewnie przez autorkę konteksty. W ostatnich miesiącach światowe i polskie media pełne były wstrząsających historii z pedofilią i kazirodztwem w tle, a dzień przed gdyńską premierą Josef Fritzl, oskarżony o więzienie przez 24 lata własnej córki i spłodzenie z nią siedmiorga dzieci oraz zabójstwo przez zaniechanie jednego z bliźniaczych synów, został skazany na dożywocie w zakładzie psychiatrycznym. Nie trzeba być potworem z Austrii czy spod Białegostoku, by złamać dziecku całe życie. Wystarczy podszczypywanie, niewybredne żarty, osaczanie emocjonalne.

"Tajemniczy Mr Love" to sztuka o oszustwie i samooszukiwaniu się. Adelajda, demaskując George'a, chwyta się irracjonalnej szansy, jaką ma być życie ze skruszałym oszustem. Ten pozbawiony zasad przestępca dał jej kilka chwil, w których po raz pierwszy poczuła się szczęśliwą, uwierzyła w siebie, zapomniała o swej tuszy, którą przesadnie eksponowała jako maskę, pod którą kryła prawdziwe przyczyny swego nieszczęścia. Miłość to najczęściej fantazmat, a co najwyżej coś przelotnego. Miłość prawdziwa istnieje tylko w sztuce, w życiu codziennym nie występuje, bo zabija. Czasami, pod postacią zauroczenia, charakteryzuje się niekomfortowymi reakcjami fizjologicznymi, ale, na szczęście, po kilku miesiącach mija. Jak mawiała dobra znajoma, a George pewnie by się zgodził: Zawsze kochaj, zmieniaj często. Tak naprawdę miłość to tylko, lub aż, wyobrażenie, dążenie do absolutu...

Celowo nie zdradzam więcej szczegółów, bo to komedia, choć słodko-gorzka, ale kryminalna. "Mr Love" to świetnie skrojona historia, która daje pole do popisu aktorom. Rafał Ostrowski (George) jest bardzo dobrze osadzony w konwencji, ale potrafi też w niektórych momentach zagrać przejmująco. Natomiast Magdalena Smuk stworzyła kreację uniwersalną: ma rewelacyjną mimikę, potrafi zagrać idiotkę wszystkich czasów - pewnie od prehistorii aż po Dodę. Jej Adelajda jest żałosna, durna, tragiczna, wzruszająca i budząca litość. Aż chce się wskoczyć w pewnym momencie na scenę, by jej pomóc...

Gdyńska inscenizacja jest spotkaniem nauczyciela z uczniami. Henryk Rozen, który jeszcze w zeszłym roku walczył o fotel dyrektora Teatru Muzycznego, a wcześniej był jego reżyserem oraz kierownikiem artystycznym i literackim , chciał zobaczyć, czego się nauczyli jego uczniowie ze Studium Wokalno-Aktorskiego w Gdyni. Praca nad przedstawieniem dała wiele radości jej twórcom, co widać na scenie. Spektakl jest prowadzony sprawnie, ma dobre tempo i autentycznie wciąga. Rozen jest także autorem ścieżki dźwiękowej - bez wątpienia czuć w niej rękę, a raczej ucho głównego reżysera Teatru Polskiego Radia.

Idźcie na "Tajemniczego...". To sztuka mądra i zabawna. Jeśli to jest farsa, to ja chcę więcej takich fars.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji