Artykuły

Dręczenie Stachury

Szkoda fajnego pomysłu, świetnej muzyki i zaśpiewanych piosenek - o "Stachurze" w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie pisze Julia Liszewska z Nowej Siły Krytycznej.

Tak siedzę i dumam, co by tu napisać o częstochowskim "Stachurze". Ani to spektakl, ni to koncert, już bardziej podlega pod wieczorek poetycki z okazji uczczenia wielkiego Steda. A na takie mam uczulenie. Ale to nie był również wieczorek ku czci...

Wyjąwszy postać Michała Kątnego "kreowanego" przez dyrektora naczelnego Roberta Dorosławskiego zdecydowałabym się na koncert. Świetne aranżacje Marcina Lamcha (kontrabas) i gitary - Dariusz Bafeltowski i Krzysztof Niedźwiedzki. "Same przeboje" Stachurowe - "Nie Brookliński most", "Biała lokomotywa", "Opadły mgły" - przepuszczone przez głos Piotra Machalicy - bluesowo-chrypkowy - idealny do ballad. Pomysłowa scenografia - współczesny z lekka zapuszczony bar. I nic więcej nie trzeba żeby się wsłuchać i zadumać.

A jednak...

Pomysłodawca - Robert Dorosławski - dodał jeszcze fragmenty wierszy Stachury i tu też wybór był udany. Mocne, nieocenzurowane teksty. Niedobre było tylko to, że recytował je Pan Dyrektor. Nie piszę "grał", tylko recytował, bo było to, delikatnie mówiąc, "średnio udane" odtworzenie nauczonych się na pamięć wersów. Nawet genialna "Kropka na Ypsylonem" w wykonaniu Roberta Dorosławskiego była wielkim nieporozumieniem.

Żałuję - bo pomysł fajny, muzyka i jej wykonanie świetne, Piotr Machalica doskonale wpasował się w dandysową Stachurową konwencję i brawurowo zaśpiewał wiele kawałków (brawo za "Urodziny" i "Kiedy znowu ruszą dla mnie dni..."). Trochę niedopracowana reżyseria - przemieszczanie się po scenie było za bardzo przypadkowe, chaotyczne - ale to też można podciągnąć pod działanie przypadku, któremu Stachura przypisywał tak wielką wagę w życiu.

O ileż lepiej by było, gdyby teksty Michała Kątnego leciały z offu, a wierszami Stachury zajął się jakiś zawodowy aktor. A tak po prostu, przy kolejnej jednostajnej deklamacji wyłącza się odbiór - ja patrzyłam na wielkie skrzydła ptaka "latającego" ponad sceną - symbol wolności, swobody, radości, Boga. I przypomniał mi się cytat, że "nie każdy stworzony do latania latać potrafi".

Tak jak i nie każdy może "grać" Stachurę (i nie tylko) na scenie. Ignacy Paderewski mówił, że sukces to 90 procent pracy i 10 procent talentu - ale ten talent, ta iskra boża musi być, żeby wciągnąć słuchacza/widza do świata kreowanej postaci, do świata mówionego wiersza. Nie wystarczy "nauczyć się na pamięć..."

Więc o ile jeszcze zniosę dyrektora Dorosławskiego dręczącego "Łysą śpiewaczkę" na Czytaniu Współczesnego Dramatu i deklamującego w częstochowskim Salonie Poetyckim - na scenie, przykro mi bardzo - mówię veto. Szkoda fajnego pomysłu, świetnej muzyki (i muzyków) i super zaśpiewanych piosenek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji