Artykuły

Badania nad DNA miłości

"Muszka owocówka" w reż. Christopha Marthalera z Volksbühne am Rosa-Luxemburg-Platz w Berlinie na XXX Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Pisze Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Miłość w "Muszce owocówce" Christopha Marthalera jest ograna i wyśpiewana na najbardziej zaskakujące sposoby.

Ci, którzy spodziewali się jakiejkolwiek historii miłosnej - czy to o uczuciu nieszczęśliwie ulokowanym, romantycznym, czy będącym chwilową mrzonką - zapewne wyszli ze spektaklu Marthalera z mieszanymi uczuciami. Jeden z najważniejszych twórców nowoczesnego teatru stworzył opowieść, w której miłość - uważana za jeden z istotniejszych aspektów naszego życia - zostaje odczarowana. Szwajcarski artysta w zabawny, momentami kabaretowy sposób odsłania jej fizjologiczne podstawy i absurdy, z jakimi łączy się ten stan.

Teoretycznie motywem przewodnim spektaklu są badania nad genotypem muszki owocówki wykonywane przez ósemkę naukowców. Już niedługo po rozpoczęciu przedstawienia orientujemy się jednak, że świat budowany przez Marthalera nie rządzi się prawami racjonalizmu, logiki, linearności. To świat nieoczywistych dialogów, zdumiewających zwrotów wydarzeń, trudnych do wyjaśnienia miłosnych fiksacji bohaterów. Ich reakcje i braki w umiejętności komunikacji są nam niepokojąco bliskie, a chaotyczna rzeczywistość znajoma.

Każda z postaci jest tu barwną osobowością obdarzoną z pozoru zwyczajną, a jednak wyjątkową fizycznością. Postura, charakterystyczne gesty i sposób chodzenia, prawie niezauważalne tiki budują portrety bohaterów - raz są oni uporządkowanymi naukowcami, a jednak gdy ściągają kitle, stają się grupą kierującą się instynktami, zachciankami ciała i pierwotnymi impulsami. Nietrudno zgadnąć, że właśnie w tych momentach przeżywają zmagania z miłością. W formie krótkich, najczęściej muzycznych etiud opowiadają o małżeńskiej zdradzie, pożądaniu, nieradzeniu sobie z własnym ciałem, lęku przed bliskością. Marthaler ufa muzyce w stu procentach, poszczególne wątki rozwija za pomocą arii z "Toski" Pucciniego czy "Traviaty" Verdiego, ale także piosenek w oryginale śpiewanych przez Karela Gotta czy Brigitte Bardot. Pojawiają się tu nawet motywy z musicalu "Upiór w operze" Andrew Lloyd Webbera. Właściwą treść spektaklu budują jednak ich działania, jak pokraczne tańce, w których partnerzy próbują się nie dotknąć, czy neurotyczne zamykanie się każdy w swojej skrzyni, na co dzień służącej za ławkę komunistycznego laboratorium, w którym cała rzecz się dzieje. Świetnym komentarzem wydarzeń na scenie są paranaukowe opisy życia i reakcji biochemicznych zachodzących w organizmach ludzi i muszek.

Każda z warstw spektaklu jest majstersztykiem. Scenografia w genialny sposób organizuje przestrzeń sceny, dając pole do popisu aktorom, przemyślana dramaturgia utrzymuje widza w stanie ciągłego oczekiwania na wielki finał, który ostatecznie i tak nie następuje. Aktorzy posiadają nie tylko imponujący warsztat wokalny, ale także rzadko spotykaną na polskich scenach dramatycznych świadomość ciała. Ich niezdarność i brzydota jest dopracowana w każdym szczególe. Siła samego Marthalera polega na tym, że w wyrafinowanej specyficznej formie zawiera historię rzeczy najprostszych. Z dziecięcą naiwnością zadaje pytania o to, dlaczego nie umiemy otworzyć się na miłość i z jakiego powodu ciągle potrzeba nam naukowego potwierdzenia istnienia naszych uczuć. Na dodatek jest w tym do granic zabawny - choć na "Muszce..." śmiejemy się przez łzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji