Artykuły

Porażka kalendarza kulturalnego

Choć o projekcie wspólnego kalendarza kulturalnego mówi się już od dawna, choć wpisany został jako jedno z najpilniejszych zadań do Karty Trójmiasta dwa lata temu, choć trafił nawet na listę najważniejszych tematów omawianych podczas jesiennej debaty, inicjującej akcję "Włącz się! Kulturalnie", nic się w tej sprawie nie ruszyło, nic nawet nie drgnęło - pisze Przemysław Gulda w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Brak trustu w kulturze

"Kalendarz kulturalny" to pojęcie, które w założeniu znaczyć miało dwie sprawy: po pierwsze - koordynację imprez odbywających się w różnych częściach metropolii, tak żeby nie działy się w tym samym czasie, zmuszając potencjalnych widzów do wybrania tylko jednej z nich, po drugie - przygotowanie ujednoliconego informatora, z którego można byłoby się dowiedzieć o wszystkim, co dzieje się danego dnia czy w danym miesiącu w Trójmieście. Ani jedno, ani drugie zadanie nie zostało zrealizowane. Ba, więcej nawet - nikt nie próbował przygotować jakiegokolwiek projektu, który mógłby zmienić tę sytuację, nie padł nawet żaden rozsądny pomysł.

Bo jak miałoby to w praktyce wyglądać? Szefowie klubów, dyrektorzy placówek kulturalnych, animatorzy kultury działający indywidualnie lub w ramach różnego rodzaju grup i stowarzyszeń - jednym słowem: wszyscy, którzy organizują w Trójmieście imprezy kulturalne, mieliby się spotykać co jakiś czas (co miesiąc?, co tydzień?) i ustalać strategię na najbliższy czas? Wymieniać się informacjami o tym, co planują, kiedy mają się odbywać organizowane przez nich festiwale, koncerty, premiery spektakli i inne imprezy? Pomysł może dobry, ale kompletnie niemożliwy do realizacji w praktyce.

Kultura kulturą, ale przecież gra bardzo często toczy się o pieniądze, a osoby, które powinny współpracować ze sobą w tej kwestii, prowadzące często działalność czysto komercyjną, są przecież w gruncie rzeczy konkurentami, rozpaczliwie próbującymi wyrwać sobie cienki jak opłatek kawałek tortu, którym są zyski z kultury. Choć w przypadku tej sfery rzeczywistości takie porównania bardzo bolą, bo wszyscy woleliby przecież postrzegać kulturę raczej jako arenę swobodnej działalności artystycznej, niż brutalną walkę o klienta, trudno sobie przecież wyobrazić, żeby prezesi największych spółek działających w tej samej branży spotykali się, żeby informować się nawzajem o planowanych innowacjach technologicznych czy strategiach promocyjnych i marketingowych.

Kiedy ten temat pojawił się przez moment podczas odbywającej się kilka miesięcy temu debaty w ramach akcji społecznej "Włącz się! Kulturalnie", wywołani do głosu szefowie klubów, choć starali się być delikatni w słowach, nie zostawili żadnych złudzeń: nie będą się układać i umawiać z konkurencją, nie będą się nawet godzić na to, żeby w ich klubach pojawiały się ulotki informujące o imprezach odbywających się w innych miejscach.

Za darmo się nie napisze

Temat kalendarium, które zawierałoby pełen zestaw informacji o imprezach kulturalnych odbywających się w Trójmieście, również nie został przez nikogo podjęty na tyle mocno, żeby wyniknęło z tego coś konkretnego. Jeśli zajrzeć pod podszewkę, znów okaże się, że tak naprawdę chodzi głównie o pieniądze. W końcu przygotowanie takiego informatora, niezależnie od tego, czy miałby on przyjąć formę papierową, czy tylko internetową, kosztować musiałoby sporo czasu, pracy, a przede wszystkim - pieniędzy. I od razu pojawia się pytanie, czy miałyby to być pieniądze publiczne - jeśli za tego typu działania wziąłby się któryś z urzędów samorządowych, czy raczej prywatne - gdyby miał powstać jakiś komercyjny portal albo czasopismo tego typu. Pytanie, na które odpowiedź i tak nie jest w gruncie rzeczy w tym momencie nikomu do niczego potrzebna, bo niezależnie od tego, skąd miałyby pochodzić te pieniądze - na dzień dzisiejszy ich po prostu nie ma i nie zanosi się na to, żeby miały się nagle skądś pojawić. Najlepszy dowód to krótka i burzliwa historia projektu powstałego w Urzędzie Wojewódzkim, który miał być realizowany przez Nadbałtyckie Centrum Kultury: miesięcznika kulturalnego, który realizowałby jednocześnie dwie funkcje: skrupulatnego informowania o wszystkim, co będzie się w Trójmieście działo, oraz relacjonowania i recenzowania imprez, które już się odbyły. Po kilkutygodniowych staraniach o zorganizowanie redakcji, okazało się, że na pismo, którego pierwszy numer miał ukazać się już na początku maja, w tym roku pieniędzy jednak nie będzie, projekt został zawieszony na bliżej nieokreślony czas.

Jedynym światełkiem w tunelu jest więc w tym kontekście działalność powołanego niedawno biura koordynującego starania Gdańska o uzyskanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury. Powstające dopiero i wdrażające w życie pierwsze projekty biuro zaczyna podejmować różnego rodzaju inicjatywy promujące trójmiejską kulturę zarówno na płaszczyźnie lokalnej, jak i poza nią. Najnowszym pomysłem biura jest wydawanie - początkowo ukazującego się co trzy miesiące - kalendarium imprez kulturalnych w Trójmieście.

Mimo to, łatwo odnieść wrażenie, że w sprawie "Kalendarza kulturalnego" trudno mieć jeszcze jakiekolwiek złudzenia. W ubiegłym roku dokładnie w tym samym momencie w Gdańsku odbywał się Festiwal Gwiazd, w Sopocie - TOPtrendy, w Gdyni - Open'er. I wszystko wskazuje na to, że tym razem będzie dokładnie tak samo.

Halina Biernacka, naczelnik wydziału kultury sopockiego Urzędu Miasta: - Ten postulat nie ma dla mnie dwóch lat, ale lat co najmniej kilkanaście, bo o potrzebie wspólnych działań promujących kulturę wiemy mniej więcej od tego czasu. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że nie dzieje się nic, jeśli chodzi o koordynację imprez, choć są to raczej działania nieformalne: szefowie instytucji kulturalnych znają się osobiście, spotykają się przy różnych okazjach i wymieniają się informacjami na temat swoich planów. Choć nie zawsze jest to łatwe - wiele terminów imprez ustalanych jest przede wszystkim pod kątem możliwości gwiazd biorących w nich udział, potrzeby lokalnego organizatora muszą wówczas ustąpić w obliczu napiętych kalendarzy artystów.

Anna Czekanowicz, dyrektor biura prezydenta Miasta Gdańska ds. kultury: - Wydaje mi się, że to nie jest problem tylko i wyłącznie metropolii trójmiejskiej. A tu dochodzi jeszcze problem, którego inne aglomeracje nie mają - potrzeba współpracy trzech instytucji samorządowych, zajmujących się kulturą i promocją. Nieprawdą jest, że niepodejmowane były żadne próby koordynowania działań w tej dziedzinie - przykład, który przychodzi mi do głowy, to ubiegłoroczne spotkanie przedstawicieli Urzędu Marszałkowskiego i instytucji kulturalnych, mające na celu przygotowanie programu wspólnej promocji odbywających się w Trójmieście festiwali. Chciałabym też podkreślić ważną rolę w tym procesie biura koordynującego starania o uzyskanie przez Gdańsk tytułu Europejskiej Stolicy Kultury.

Joanna Grajter, rzecznik prasowy gdyńskiego Urzędu Miasta: - Moim zdaniem nie ma co rozrywać szat i demonizować tego problemu. To bardzo dobrze, że w Trójmieście dzieje się dużo, że mamy w ofercie bardzo bogaty wachlarz różnego rodzaju imprez. Jesteśmy milionową aglomeracją i nie ma najmniejszej szansy, żeby pomieścić w jednym miejscu wszystkich zainteresowanych daną sferą kultury: teatrem, muzyką czy kinem. Dlatego dobrze jest, że w tym samym czasie odbywają się różne imprezy i każdy ma wybór, w której z nich wziąć udział. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której zgłasza się do nas zewnętrzna firma, a my się nie zgadzamy, bo ustaliliśmy z Gdańskiem czy Sopotem, że w tym terminie nie możemy nic zorganizować. To absurd. Równym absurdem jest koncepcja, według której urzędnicy mieliby decydować, gdzie i kiedy ma się udać publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji