Artykuły

Metafizyczny mróz

1.

Lampy o abażurach z witra­żowego szkła, kształtem przypo­minające kielichy kwiatu, kieli­chy odwrócone ku dołowi, fio­let - jeden z ulubionych kolo­rów secesji, pod lampami pufy, poduchy, miękkie, jakby wsysa­jące w siebie ciało dla relaksu oddające się w ich władanie; owe "miękkości" formą daleko jednak odbiegają od standardowego po­czucia piękna, rzec by nawet można, iż forma - do pewnego stopnia - przeczy ich funkcji: jak użyć poduchy w kształcie ostrosłupa, choćby o złagodzo­nych nieco, ku łukowi owalu tęskniących krawędziach?

Tak więc i w sprzęty, towa­rzyszące człowiekowi, został wpisany dramat tegoż człowieka dotyczący: tęsknota za niecodzien­nością, uwielbieniem dla formy, dla spraw ducha pozostaje w konflikcie z potrzebą rodzinnego ciepła, zacisza, poduszkowej przytułności. Takimi znaczeniami ema­nuje przestrzeń sceniczna zaaran­żowana przez Lidię i Jerzego Skarżyńskich, zanim jeszcze wej­dą w nią bohaterowie "Śniegu" Stanisława Przybyszewskiego: Tadeusz, jego żona Bronka, Ewa (powiedzielibyśmy: przed paru laty kochanka Tadeusza, gdyby nie to, że miłość była jednostron­na, Ewa pozostawała zimną, gdyż Tadeusz nie umiał być jej pa­nem) i Kazimierz, brat Tadeusza.

A za oknem śnieg. A za oknem mróz.

2.

Artur Hutnikiewicz, jeden z ba­daczy twórczości Przybyszewskiego, napisał był, iż o niezbyt dużej war­tości dramatów autora "Śniegu", o ich szybkiej dezaktualizacji zadecy­dowała - między innymi - "niezbyt przekonywająca koncepcja tragizmu, wynikająca z subiektywnych, nie­sprawdzalnych pomysłów pisarza (...)". Z sądem tym trudno się zgodzić. Zresztą sam Hutnikiewicz w tym samym szkicu, trzy strony dalej, nieco sobie przeczy, stwierdzając, iż Przybyszewski "obudził zmysł tragizmu, który literatura polska w ostatnich kilkudziesięciu latach XIX w. prawie do szczętu zagubiła" ("Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku", seria piąta: "Literatura okresu Młodej Polski", tom II, s. 119). Skłonni jesteśmy przychylić się do drugiej z tez, profesora. Bo, rzeczy­wiście koncepcja tragizmu u Przybyszewskiego jest znacznie bliższa nieuniknioności losu bohaterów Ajschylosa czy Sofoklesa, niż istocie konfliktów konstytuujących miesz­czański dramat realistyczny, konflik­tów mających swe źródło w stosunkach społecznych, a więc zawinio­nych przez człowieka. "Bohater greckiego dramatu - pisze Przybyszewski w szkicu O dramacie i scenie - jest zabawką w ręku bogów; bohater nowoczesnego dramatu jest również zabawką, ale własnych in­stynktów (...)". Nie wdając się tu w dywagacje, rozpatrujące, co to jest - według Przybyszewskiego - dramat nowoczesny, poprzestańmy na konstatacji: spostrzeżenie powyższe z całą pewnością odnosi się do ut­worów dramatycznych autora "Śniegu". Przybyszewski odkrył bo­wiem mare tenebrarum naszej psy­chiki - podświadomość. Mniejsza w tej chwili o to, że poetycko - a więc: mało ściśle - określał tę sfe­rę ludzkiej osobowości (przecież i nieco późniejsze naukowe konstatac­je Freuda zostały w sporej mierze podważone, co nie przekreśla jednak badawczych zasług wiedeńskiego psy­choanalityka), rzecz w tym, że dos­trzegł, iż życie ludzkie jest wypad­kową ścierania się Ciemnego i Jas­nego, świadomego konstruowania i nieuświadamianych popędów, że dał nowe imię Losowi, lokalizując go w podświadomości. Tragizm bohaterów Przybyszewskiego wyznaczany jest tedy przez ścieranie się siły ślepych popędów z imperatywem sumienia. Jest to tragizm na miarę indywi­duum, człowieka określonego.

Inna sprawa, że w prawdzi­wie interesujących dramatach współczesnych, powstających w drugiej połowie dwudziestego wieku, nie ma indywiduum, tyl­ko - "człowiek bez właściwości". Ale skoro z uporem wierzymy w naszą osobność, przejście przez lekcję Przybyszewskiego wcale nie jest od rzeczy. Wy­baczmy pisarzowi jego zwario­waną stylistykę, posłuchajmy je­go wywodów. Dramat bohaterów Przybyszewskiego - to dramat ludzi, którzy osiągnęli dość wy­soki poziom materialnej stabili­zacji, którzy marzą o samorealizowaniu się. To dramat, który coraz częściej będzie i waszym dramatem, drodzy widzowie ze schyłku dwudziestego wieku.

3.

Stylistyka Przybyszewskiego rzeczywiście miejscami jest niez­nośna. Ale można sobie z nią poradzić, zwłaszcza przy reali­zacji dramatów. Sam autor "Śniegu'' podsuwa sposób wyko­nania owej operacji. Tadeusz bo­wiem powiada do Ewy: "Bawiły mnie kiedyś twoje przenośnie, dziś mi już nic nie mówią". A to znaczy, że jesteśmy uprawo­mocnieni do takiego potrakto­wania poetycznych nadużyć ję­zyka, jakby były one żargonem, językiem środowiskowym; są one bowiem elementem języka boha­terów, nie - autora.

Wykonawcy opolskiego "Śnie­gu'' lekko, z wdziękiem poko­nują wyboje metafor, usiłują grać naturalność w wypełnionej poduchami przestrzeni scenicz­nej (sprzęty zaprojektowane przez Skarżyńskich równie pięk­nie wyrażają ideę inscenizacji, jak i skutecznie przeszkadzają aktorom). Zwłaszcza robota Ewy Worytkiewicz decyduje o jakoś­ci przedstawienia, o jego tempe­raturze. Bronka jest ufna i ser­deczna, i samokrytyczna. Gdy mówi:

"Tadziu, możeś niezadowolony, iż tak długo pozwoliłam sobie wolności używać? Ale widzisz, kochanie, wiedziałam, że jesteś z moją drogą Ewą, chciałam umyśl­nie, byście razem zostali, chcia­łam, żebyś wreszcie po roku zrzucił ten kitel hreczkosieja i z Ewą pobujał tam, gdzie mnie biednej za wysoko" - to czujemy, jak wzrasta na­pięcie, coraz wyraźniej zdajemy sobie sprawę z tego, że Bronka będzie ofiarą własnej ufności, dobroci.

Bohaterowie "Śniegu" prowa­dzą ściszone rozmowy przy ko­minku, a w nich, w ich psychi­ce, budzi się i burzy mare tenebrarum. Na zewnątrz żadnego szarpania się, żadnych groteskowych gestów. Za oknem śnieg, za oknem mróz. Czarne niebo.

I tylko w rozmowę wplątuje się prawie niewidoczna nić, łącząca mare tenebrarum psychiki boha­terów z czernią kosmosu. Nić ta - jak już powiedzieliśmy - jest prawie niewidoczna, więc wyda­je się nam, że jesteśmy świad­kami jedynie pospolitych, mał­żeńskich perypetii Tadeusza i Bronki. Wszakże śnieg w dra­macie symbolizuje przytulność, uciszenie, uspokojenie. A mróz? Mróz jest groźniejszy. Mrozem przemawia kosmos.

Udana inscenizacja Bogdana Hussakowskiego dowodzi, że zbyt lekkomyślnie oddajemy dramaty Przybyszewskiego na pastwę kurzu, skazujemy na zapomnienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji