Artykuły

Lękliwi i ułomni

"Molly Sweeny" w Teatrze Powszechnym jest polską prapremierą sztuki współczesnego irlandzkiego dramaturga Briana Friela. Spektaklem tym debiutuje w teatrze reżyser filmowy Piotr Mikucki. Sztuka Briana Friela jest opowieścią o niewidomej od dzieciństwa kobiecie, która na skutek namowy męża i lekarza poddaje się operacji. Po zabiegu, który przywraca jej wzrok, życie kobiety dramatycznie się zmienia.

MC: W "Molly Sweeny" pojawia się motyw ingerencji w sferę uczuć, w wewnętrzny świat człowieka. Podobne tematy obecne są w Pana poprzednich realizacjach. Czy to właśnie ten motyw zainteresował Pana w tekście Friela?

PM: Moje wybory nie są chłodne, w pełni uświadomione. Raczej kieruję się intuicją, wrażeniem, że w danym materiale dramaturgicznym są sprawy mi bliskie, o których chcę innym ludziom powiedzieć i pracować nad nimi z wybraną grupą osób. W "Molly..." zainteresowało mnie właśnie historia uczuć i wzajemnych relacji między ojcem i córką, sprawy ludzkiej ambicji, pragnienia sukcesu, ułomności i jej przełamywania. Przypominając sobie "Koncert św. Owidiusza" zauważyłem, że debiutując w Teatrze TV i teraz, na scenie, zrealizowałem historie o niewidomych. Motyw ułomności stale mnie intryguje. Zrobiłem sztukę o głuchoniemym artyście, inną o lękliwym linoskoczku, o niewidomych. W każdej mojej realizacji obecny jest motyw pewnego braku, z którym bohater próbuje się zmagać.

MC: W "Molly Sweeny" podobnie jak w "Tańcach w Ballyberg" ukryty jest paradoksalny humor...

PM: Z pozoru "Molly..." jest ponurą historią o losie niewidomej kobiety, która w dramatycznych okolicznościach dąży do odzyskania wzroku, i o tragicznych skutkach jej ozdrowienia. Sztuka Friela opowiadająca te smutne historie paradoksalnie kończy się pocieszeniem; wiarą w inną niż świat realny rzeczywistość. "Molly Sweeny" daje nam wszystkim będącym w jednakowej i oczywistej wobec śmierci sytuacji pewne nadzieje. Nie dziwi zatem, że wielkiemu smutkowi towarzyszy tu radość, a tragedia przybiera niekiedy wymiar tragikomiczny.

MC: Przygotował Pan polską prapremierę "Molly Sweeny". Czy wprowadzenie tej sztuki na naszą scenę wiąże się z dodatkową presją, czy może wręcz przeciwnie?

PM: Miło jest zrobić coś po raz pierwszy, był to przecież jednocześnie mój debiut teatralny. To jest szczególnie ekscytujące. Myślę, że to, iż nigdy wcześniej nie pracowałem w teatrze, sprawiło, że miałem naiwną odwagę sięgnięcia po tak trudny formalnie tekst Nie ma tam akcji. Są to przeplatające się monologi quasi-dialog. To była fascynująca praca, wiele się przy niej nauczyłem.

MC: Oszczędność środków, surowa scenografia, nie narzucająca się muzyka, kameralność to charakterystyczne cechy Pana stylu?

PM: Lubię być powściągliwy, a poza tym ten tekst szczególnie tego wymaga. Domaga się tego sam autor, Brian Friel. Nasza realizacja w stosunku do jego życzeń i tak dostarcza dużo atrakcji, chociaż miałem świadomość, że nie można tego tekstu "zatupywać" efektownymi środkami. Stąd oszczędność.

MC: Dla kogo jest ten spektakl?

PM: Urodziłem się 27 marca, w Dniu Teatru, i marzeniem mojej matki było to, żebym został reżyserem teatralnym. Teraz udało mi się spełnić jej marzenie; wreszcie trafiłem do teatru.

Ten spektakl ma charakter kontemplacyjny, wymaga skupienia. My w pewnym sensie gramy dla siebie, co nie znaczy, że lekceważymy publiczność. Jestem obecny na każdym spektaklu. Gramy zgodnie z własnymi założeniami, których chcemy się kategorycznie trzymać. Wtedy bowiem spektakl przybiera swoją najlepszą formę, taką w której możemy się odsłonić i pokazać publiczności.

MC: Jakie widzi Pan różnice warsztatowe między filmem, spektaklem telewizyjnym a teatrem. Który z tych obszarów działalności artystycznej najbardziej Panu odpowiada?

PM: Każdy z nich ma swoje ograniczenia. Teatr TV w wielu przypadkach powinien być, moim zdaniem, rodzajem sfilmowanego teatru, ale przy szczególnej naturze tekstu i charakterze środków może być również filmem. Teatr dzięki pracy, powiedzmy, przez trzy miesiące daje dużo lepszą możliwość badania, poszukiwania, wnikania w materię dramaturgiczną. Daje też większą możliwość samopoznania.

MC: Pana plany na przyszłość...

PM: Dobrze poczułem się w teatrze, więc niewątpliwie w następnym sezonie chciałbym przygotować coś nowego dla teatru. Mam też trzy gotowe scenariusze, w tym między innymi czysty gatunkowo kryminał o seryjnym mordercy grasującym na linii autobusowej 138 w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji