Artykuły

"Betleem Polskie" superszopka

Jasełka to najpopularniejsza i jedna z najstarszych form teatralnych w Polsce. Wywodzi się z misteriów średniowiecznych, zapoczątkowanych przez franciszkanów w XIII w. W polskiej tradycji nosi też nazwy: szopka, herody. W różnych wersjach i odmianach pojawia się od wieków w kościołach, klasztorach, na placach, w domach prywatnych. Stanowiła podstawowy repertuar teatrów ludowych, weszła też na wielkie sceny dramatyczne. Nie dziwi więc i to, że znalazła się w repertuarze wrocławskiej operetki (znów acz niepostrzeżenie przemianowanej na Teatr Muzyczny). Ba, wyraża jakby swoistą logikę linii repertuarowej, realizowanej od niespełna roku przez dyrektora Jana Szurmieja na tej scenie. Oto po międzynarodowym "Music-hallu" po "żydowskim" "Skrzypku na dachu", po "masońskim", acz spreparowanym dla dzieci "Małym czarodziejskim flecie", przyszła kolej na swojskie, "katolickie" jasełka - "Betleem polskie" Lucjana Rydla.

Aliści zapał realizatorów okazał się tak ogromny, że przerósł formę, a ta - w wykreowanym kształcie - przerosła treść. O ułomnościach samego dzieła uprzedza już w programie (efektownie wydanym!) Andrzej Ozga, nowy kierownik literacki Teatru Muzycznego, próbując uzasadnić, czy warto było sięgać po zdezaktualizowaną politycznie "ramotę" i "patriotyczną cepelię". Przyznajmy, "Betleem polskie" nie grzeszy literackim kunsztem ani wyrafinowanym smakiem. Poeta złożył na ołtarzu szlachetnej społecznikowskiej i patriotycznej misji ofiarę ze swych artystycznych aspiracji. Herod jako car-satrapa, trzej mędrcy - polscy królowie, Matka Boska, błogosławiąca ze sceny Polakom - czy to nie za wiele?

A co uczynili wrocławscy autorzy "Betleem"? I oni - poszli na całość, tworząc superszopkę!

Wszystkie atrybuty gatunku tudzież wątpliwego "arcydzieła'' Rydla zostały spotęgowane i wyolbrzymione. I rzeczywiście, spektakl imponuje rozmachem, barwnością, brawurą, emanuje ciepłem swojskiego kolędowania, bawi i wzrusza... Lecz właściwie nie bardzo wiadomo: czy to jeszcze jasełka, misterium religijno- narodowe (z kwestą, a jakże, na rzecz operetki zresztą), czy już muzyczny dramat? Bliska prawdziwego dramatu, niestety, jest sama muzyka. W ambitnym i obiecującym zamiarze pełnego umuzycznienia "Betleem" - które pierwotnie wyposażone zostało tylko w kolędy i ludowe tańce - autor obecnego opracowania wprowadził recytatywy, nowe rozbudowane partie solowe, bogate tło instrumentalne. Obok fragmentów udanych i ciekawych zdarzają się jednak chybione, instrumentacyjnie nieczytelne lub wręcz w złym guście, a w ogóle - nad całością ciążybrak konsekwencji i jednolitości stylistycznej.

Na obszernej, lecz nieporęcznej scenie udało się natomiast wyczarować obrazy naprawdę piękne i nastrojowe (np. wymarsz pasterzy czy stajenka ze Świętą Rodziną). Szacunek i sympatię budzą w s z y s c y wykonawcy - soliści, chórzyści, tancerze, orkiestra - realizujący swoje zadania niejednokrotnie z wysokim kunsztem, a zawsze z wielkim zaangażowaniem i przejęciem. Sprawnie i efektownie rozegrane zostały tradycyjne scenki jasełkowe, jak i te wzniosłe sceny dodane przez autora i inscenizatora, łącznie z cudowną interwencją zastępu aniołów (uroczych!) w nasze ziemskie sprawy i z koronacją Matki Boskiej (prześlicznej!) na Królową Polski; gdyby tylko rzecz cała, podsycona literackim i muzycznym patosem, tracąc ludową naiwność i prostotę, nie zaczęła trącić kiczem... Po premierowym spektaklu część publiczności biła brawo stojąc. Osobiście, prędzej już gotów byłbym ... nabożnie uklęknąć, by - tak jak bogobojnie i otwarcie czynią to wszyscy autorzy i wykonawcy "Betleem" - adorować przy Bożym Żłobku. Do czego mimo wszystko gorąco namawiam Rodaków, Do superszopy hej!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji