Artykuły

Bez zakończenia w stylu Hollywood

Historia Molly Sweeney - ociemniałej kobiety, która po czterdziestu latach odzyskuje wzrok - przywodzi na myśl schematy hollywoodzkich melodramatów. Jednak w utworze Briana Friela nie znajdziemy zbyt wielu powodów do tanich wzruszeń, nie doczekamy się również happy endu.

Autor Brian Friel wychodzi na przekór stereotypom: odzyskanie wzroku nie otwiera przed bohaterką nowych perspektyw. Molly, wyrwana - po części wbrew sobie - ze swego świata, nie umie przystosować się do nowej rzeczywistości. Zżyta z kalectwem, nie potrafi wykorzystać daru, nie może czy nie chce znieść wrogiego świata.

Mimo dramatyzmu historii, Friel nie epatuje nas pesymizmem. Sztuka przepełniona jest charakterystycznym dla tego autora realizmem poetyckim, znajdziemy w niej też mnóstwo akcentów komediowych. Najciekawszy jest jednak sposób, w jaki pisarz ukazuje niejednoznaczną postawę dwóch pozostałych bohaterów utworu: męża Molly - Franka, oraz Rice'a - chirurga przeprowadzającego fatalną w skutkach operację. Pomoc, jaką obaj okazują Molly, jest dla nich sposobem samorealizacji. Pod maską altruizmu czai się nie do końca uświadamiany egoizm. Friel nie potępia obydwu bohaterów, obdarza ich całym zespołem cech pozytywnych, wzbogacając i uwiarygodniając ich psychologiczny wizerunek.

"Molly Sweeney" nie jest typowym utworem dramatycznym. Całość składa się z trzech niezależnych, przeplatających się wzajemnie monologów wygłaszanych przez trójkę bohaterów. Sztuka jest więc czymś w rodzaju potrójnego monodramu. W przedstawieniu Teatru Powszechnego wykonawcy tworzą odrębne i wyraziste portrety.

Największym wyzwaniem jest rola tytułowa. Niestety, gra Doroty Landowskiej pozostawia nieco do życzenia. Aktorka mówi tekst z lekko zaznaczonym półuśmiechem - nadmiernie eksponując szlachetną, przyjemną dla ucha barwę swojego głosu. Jej Molly jest przez to zbyt słodka i naiwna. Aktorka lepiej wypada w momentach dramatycznych, które wymagają od niej bardziej ekspresyjnych środków.

Frank Tomasza Sapryka to "swój chłopak", bez większego wysiłku zdobywa sobie sympatię, jednak nikt nie zechce na serio zainteresować się jego losem. Postać Franka - w swym powierzchownym wymiarze - dobrze pasuje do psychofizycznych uzdolnień aktora. Szkoda tylko, że Sapryk na tym poprzestał. Najciekawszą rolą przedstawienia jest Rice. Krzysztof Stroiński unika jednowymiarowości, tworzy tragikomiczny portret człowieka przegranego, mającego świadomość poniesionej klęski i zła, jakie wyrządził innym. Aktor nadaje swoim monologom specyficzny urywany rytm, który burzy często logikę zdań. Wypowiedzi Rice'a budują monolog wewnętrzny obrazujący motywacje i stan fizyczny bohatera. Ciekawy, nierówny spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji