Artykuły

Pluszaki idą na imprezę

"Portret Doriana Graya" w reż. Michała Borczucha w TR Warszawa. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku - dodatku Kultura.

Jeśli chcecie przekonać się, jak młodzi zdolni reżyserzy czytają klasykę i co z niej rozumieją, koniecznie wybierzcie się do TR na "Portret Doriana Graya" według Michała Borczucha.

Michał Borczuch, rocznik .1979, uznany właśnie za jednego z "siedmiu wspaniałych" (obok m.in. Agnieszki Olsten i Michała Zadary), czyli najmodniejszych i najzdolniejszych reżyserów młodego pokolenia. Na jego spektakle bilety schodzą jak świeże bułeczki, kolejki przy kasach, szał, bo przecież Borczuch reżyseruje. Pracuje przede wszystkim na deskach krakowskiego Starego Teatru, ale nie dalej jak dwa sezony temu próbkę jego teatru mieliśmy także w Warszawie, kiedy w Dramatycznym stworzył wiekopomnego "Leonce'a i Lenę". Na nowo napisał tekst Georga Buchnera, ośmieszając nie tylko siebie, ale i aktorów. Do końca swoich dni będę pamiętała tryskający spermą telewizor. Prawdopodobnie Borczuch chciał szokować, prowokować. Na staraniach i kompletnym chaosie się skończyło.

No i mamy w stolicy Borczucha powtórkę z rozrywki. I zmów z drwiny z klasyki Tym razem reżyser nieco więcej słów ocalił z oryginału, ale nie mógł odmówić sobie dodania kilku fraz w stylu Ja pie... lę". W "Portrecie Doriana Graya" zobaczył ludzi bez płci, megalomanów, do szpiku kości przesiąkniętych złem pozerów. Żyją w sztucznym świecie, w którym nie ma zasad. Urządzają dzikie orgie, podczas których łaszą się do siebie i razem ćpają. Jego bohaterowie to ordynarni homoseksualiści Są jak zwierzęta w cyrku - wytresowane i "wykastrowane" - pozbawione zwierzęcości i rasy pluszaki Nie mam Borczuchowi za złe tego, że przenosi "Portret..." do współczesności i próbuje sportretować modny gejowski światek, środowisko, które aspiruje dziś do arystokra-tyczności Jednak chcąc ośmieszyć kicz popkultury, płytkie celebrowanie siebie, promuje go. Dziwi też, dlaczego szerokim łukiem omija sens powieści, jej główne przesłanie. Dlaczego wykwintność Wilde'a zamienia na trywialność i bezwstyd. Nie buduje prawdziwych relacji miedzy bohaterami. I jeszcze rażące, wręcz amatorskie aktorstwo. Nie wiadomo, czy aktorzy poważnie traktują swoich bohaterów, czy chcą ich ośmieszyć. Dorian Piotra Polaka (od początku do końca tak samo pretensjonalny, rola bez żadnego przełamania) to ładna laleczka Barbie bez wnętrza. Nie ma w nim grama cynizmu. Zakochany w nim malarz Basil Sebastiana Pawlaka wygląda i zachowuje się jak wyprany z uczuć i odstręczający ćpun. Biseksualista Harry (Tomasz Tyndyk) ubrany w ciuchy jak od Karla Lagerfelda sypie aforyzmami, tylko że nic z tych fraz nie wynika. A kobiety w spektaklu Borczuch spycha na margines, z Sibyl Vane (żałosna Roma Gąsiorowska) robi słodką idiotkę, z żony Harry'ego - Gladys (Katarzyna Warnke) wyuzdaną celebrytkę bez zahamowań. Ale nic z tego nie wynika. Kiedy nasza zaśliniona, skacowana i na haju śmietanka spotyka się w talk-show, w głowie pojawia się pytanie: kto tu zwariował? My czy oni?

Borczuch szokuje tylko pustką przekazu. Paradoksalnie reżyser odczytuje "Portret Doriana Graya" tak jak brytyjscy konserwatyści pod koniec XDC wieku, czyli jako manifest homoseksualisty. Zresztą za "pederastię" Wilde został aresztowany. Dziś za homoseksualizm na szczęście już nie idzie się do więzienia. Ale za takie spektakle powinno się zwracać pieniądze za bilety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji