Artykuły

Trzeci dzwonek: Boska krakowska

I Festiwal Boska Komedia w Krakowie. Pisze Tomasz Miłkowski w portalu polskiej sekcji Miedzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych AICT/IATC.

Pomysł był znakomity i prosty: zebrać najlepsze polskie spektakle sezonu, zaprosić jurorów ze świata i oczekiwać na werdykt pozbawiony miejscowych uprzedzeń i sympatii. Słowem - polskie show case, czyli przegląd dorobku, jak i gdzie indziej na świecie. Bartosz Szydłowski do pomocy w przygotowaniu festiwalu Boska Komedia (5-12 grudnia ub.r.) w Krakowie zaprosił recenzentów (kilkunastu co najmniej), którzy zgłaszali swoje typy, dyrektor liczył punkty i... wyszła Boska Krakowska.

Sympatyczna, ale jednak niereprezentatywna. Oczywiście, każdy tego rodzaju wybór grzeszy albo arbitralnością (gdy spektakle wybiera jeden albo nieliczne dobrze zgrane grono), albo rozproszeniem gustów (tak też było w tym przypadku). Idealnej metody nie ma, Szydłowski spróbował statystyki, która po części się sprawdziła - krytycy bowiem najwyżej punktowali dwa spośród spektakli sezonu, które z całą pewnością powinny na być pokazane, a mianowicie "Anioły w Ameryce" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (TR Warszawa) i "Opowiadania dla dzieci" w reżyserii Piotra Cieplaka (Teatr Narodowy). Niestety, z przyczyn od organizatorów festiwalu niezależnych spektakle te nie mogły być w Krakowie zaprezentowane, stąd zwichnęły się proporcje, zwłaszcza że dyrektor, aby uzupełnić repertuar, już na własną odpowiedzialność doprosił do spektakli statystycznie najwyżej punktowanych przez recenzentów dodatkowo 2 przedstawienia krakowskie: "Lulu" ze Starego Teatru i "Galgenberg" z Teatru Słowackiego.

Ostatecznie więc do konkursu stanęło 11 spektakli, w tym 7 z Krakowa i po jednym z Supraśla, Szczecina, Wałbrzycha i Wrocławia, co wyglądało na swoisty dwumecz: Kraków i reszta Polski. Niczego nie ujmując krakowskim scenom, nie oddaje to jednak realnego potencjału polskiego teatru i osiągnięć sezonu - trudno bowiem zgodzić się, że to normalne, że Warszawa, największy i twórczy ośrodek teatralny, w ogóle była nieobecna (w nurcie towarzyszącym pokazano godny uwagi spektakl Montowni "Utwór sentymentalny na czterech aktorów"). Tak czy owak, przegląd sezonu bez 2 wielkich nieobecnych, a także bez "Iwanowa" Jana Englerta, "Procesu" Macieja Englerta" i "Burzy" Janusza Wiśniewskiego z Teatru Nowego w Poznaniu wyraźnie niedomagał.

A jednak mimo te kompozycyjne wątpliwości festiwal wart był grzechu. Zwycięskiego spektaklu Krystiana Lupy, niestety, nie widziałem, ale ufam, iż jurorzy słusznie właśnie temu przedstawieniu przyznali Grand Prix, zwłaszcza że zauważyli także (nagradzając za reżyserię i scenografię) "Sprawę Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej. Co do 2 spektakli krakowskich (które widziałem): "Galgenberg" wg Ghelderode'a w reżyserii i scenografii Agaty Dudy-Gracz i "Poważny jak śmierć, zimny jak głaz" (Teatr Ludowy) w reżyserii Tomasza Obary mam poważne wątpliwości, czy powinny trafić do konkursu. Pierwszy, acz z efektowną scenografią, podkreślającą mroczny charakter dramaturgii Ghelderode'a, mimo godnych wsparcia intencji (sprzeciw wobec przemocy, fanatyzmu, manipulacji), rozsypywał się w rozmaitych sztuczkach i niedociągnięciach dramaturgicznych: zamysł potraktowania widzów jak wycieczki zwiedzającej zakład psychiatryczny, obiecywał więcej. Drugi przypominał mały realizm epoki minionej, tyle tylko, że w amerykańskim opakowaniu: krytykę i odrzucenie "Big Brothera" mamy już sobą, jakkolwiek epatowanie przemocą nadal pozostaje chorobą mediów.

Ze spektakli pominiętych w werdykcie na uwagę zasługuje spektakl z Wałbrzycha "Był sobie Polak" Moniki Strzępki wg scenariusza Pawła Demirskiego, brawurowy kabaret ukazujący poplątanie wartości, ocen, postaw we współczesnej Polsce, korzeniami tkwiącej przecież w PRL. Sporo w tym spektaklu przedrzeźniania, czasem irytującego, czasem naiwnego, ale najczęściej bolesnego - spektakl skłania bowiem do myślenia i choć wywołuje raz po raz gwałtowny chichot na widowni, na śmieszkach nie poprzestaje. Zawzięte porachunki toczą się na scenie między nieboszczykami (Generał, Biskup, Gwiazda pop itp.), acz "wiecznie żywymi", przedstawicielom władzy świeckiej i duchowej dostaje się, ile wlezie. Demirski, uciekając przed nadmiernym serio, wpisał zajścia na cmentarzu w konwencję teatralnej próby, prowadzonej przez niezbyt uprzejmą inspicjentkę. Pomysł niezły, ale inne prace Demirskiego pokazują, że młody autor traktuje go jak patent, a to powinno zapalić czerwoną lampkę przy komputerze. W tym spektaklu siedzi to jak ulał, wzmacniając przestrogę przed degrengoladą kultury w dobie zwycięskiego pochodu neokapitalizmu.

Konkurs wzbogacały nurty towarzyszące, dzięki czemu znalazło się na festiwalu kilka spektakli nietypowych (m.in. wspomniana Montownia), a także kilka przedstawień sprowadzonych z zagranicy. Spośród polskich produkcji "dodatkowych" prawdziwą furorę zrobił "Stolik", dzisiaj już sławny spektakl zespołu Karbido, nazywany przez autorów audio spektaklem, a w rozwinięciu, jak następuje: "Szmeroszepty klonowe, czyli partytura na czterech panów i stół". W rzeczy samej, to co wykonawcy wyczyniają z naszpikowanym elektroniką stołem, tworząc muzykę nawiązującą do dźwięków świata, od "Siała baba mak" po afrykańskie bębny, hipnotyzuje publiczność. A wszystko zaczęło się od żartu, bo miał to być występ jednorazowy podczas wrocławskiego festiwalu piosenki aktorskiej (2006), który nabrał głębszego znaczenia, pozostając z humorem prowadzoną rozmową dźwiękami, szukaniem porozumienia poza słowem. Świat jest muzyką, mówią swym brawurowym spektaklem "karbidowcy".

Szydłowski próbował wyjść poza zaklęte koło produkcji międzynarodowych, które objeżdżają większość festiwali. Zamiast produkcji europejskich sięgnął po inne, odleglejsze, nietypowe dopływy. W Krakowie pojawiły się zespoły z Iranu, RPA, Indii i Kolumbii. Siłą tych pokazów była ich odmienność od tego, do czego przywykliśmy w Europie, po stronie zasług leży więc już sama konfrontacja ze wzbogacającą odmiennością. Przy czym spektakle gości z odległych krajów nie tylko różniły się od europejskich, ale także między sobą. Najgorętsze politycznie było widowisko "Interracial" Teatru Narodowego z RPA, ukazujące niezabliźnione rany po apartheidzie - występowali wyłącznie aktorzy czarnoskórzy (część z nich grała byłych białych panów), malując kilka melodramatycznie brzmiących opowieści (porzucony syn, walka o kobietę, życie bezdomnych itp.), pod powierzchnią których ożywały stare konflikty i niezapłacone rachunki. W narrację wkradały się afrykańskie rytmy, plemienne tańce, zwyczaje, przesądy, zakłócając tradycyjny przyczynowo-skutkowy bieg zdarzeń, na scenie interweniował też reżyser, niezadowolony z realizacji jego zamysłu.

Zupełnie w innym nastroju, odległym od południowoafrykańskiej realistycznej opowieści rozgrywał się poetycki spektakl kolumbijski, "Tęsknię za Alpami" Rolfa i Heidi Abderhaldenów. Osią tego widowiska było spotkanie zimnej Europy (symbolizowanej przez Alpy) i gorącego południa Sierra Nevada. Upał i mróz, doskwierające ciepło i wytęsknione zimno, przestrzeń otwarta i zamknięta, życie i śmierć, to motywy obrazów tego widowiska, w którym ścierają się sprzeczne tęsknoty i stany skupienia. Niedopowiedzenie, zmierzch, banał trwania spotykają się z poetyckim słowem. Dziwne przedstawienie, dotykające, ale niejasne. W przeciwieństwie do indyjskiego "Uwiedzenia" Roystela Abela, muzycznego spektaklu, opartego na tradycyjnej muzyce indyjskiej animowanej w zadziwiającym amfiteatralnym czteropiętrowym pudle, w którym znajduje się 36 "komnat" - za czerwonymi zasłonami oczekują na swój występ muzycy, pieśniarze i instrumentaliści kilku generacji, należący do kasty muzułmańskich muzyków (obok nich w widowisku bierze udział 2 hinduskich mistyków). Spektakl jest uwodzicielskim popisem wykonawczym, który ma olśnić publiczność, podkreśla to zmysłowość wykonania - mężczyźni, choć oszczędni w gestyce, roztaczają wokół siebie aurę niezwykłości, rywalizują też ze sobą, a ich walkę o widza podkreśla starannie obmyślana gra świateł, oświetlających poszczególne "komnaty", czasem piętra, a niekiedy całość muzycznej budowli. Prawdziwa Boska Komedia.

Jury festiwalu Boska Komedia, pod przewodnictwem Krystyny Meissner, przyznało następujące nagrody:

Grand Prix: Factory 2 w reż. Krystiana Lupy

Najlepszy reżyser: Jan Klata za Sprawę Dantona

Najlepsza aktorka: Iwona Bielska za rolę Brigid w Factory 2

Najlepszy aktor: Piotr Skiba za rolę Andy'ego Warhola w Factory 2

Najlepsza scenografia: Mirek Kaczmarek za Sprawę Dantona

Najlepsza muzyka: Piotr Nazaruk za Wierszalin. Raport o końcu świata.

Specjalna nagroda jury: Wesele w reż. Anny Augustynowicz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji