Artykuły

Hitler z rodu Szuttlerów

"Mein Kampf" w reż. Artura Hofmana w Teatrze im. Sewruka w Elblągu. Pisze Jerzy Wcisła w Tygodniu w Elblągu.

Adolf Hitler - największy zbrodniarz i ludobójca wszechczasów wraca. Po dziesięcioleciach, w których mówiono tylko o jego ofiarach, zaczyna się także mówić o samym Hitlerze. Różnie mówić. W filmie Olivera Hirschbiegela "Upadek" (2004 r.) widzimy ostatnie dni nie-zbrodniarza, ale schorowanego i zatroskanego zbliżającą się klęską wodza. Za to w spektaklu teatralnym "Mein Kampf" spotykamy się z młodym człowiekiem, zakompleksionym i marzącym o karierze artysty-malarza.

Gdybyśmy nie wiedzieli, że owym młodym człowiekiem jest Adolf Hitler, jaką byśmy mu po tym spektaklu wywróżyli przyszłość? Czy George Tabori pokazał, jak marzyciel z Braunau nad Innem przepoczwarza się w bestię? Czy w noclegowni w wiedeńskiej dzielnicy Meidling zdarzyło się coś, co mogło zapowiedzieć tragiczną przyszłość? Czy Żydzi, których tam spotkał, w jakiś sposób sprowokowali skrajny rasizm Hitlera? Czy teatr jest miejscem, w którym należy szukać odpowiedzi na takie pytania?

Teatr im. Aleksandra Sewruka coraz częściej prowokuje do zadawania trudnych pytań. Tak było w "Kompocie" zbojkotowanym przez część pedagogów i w "Aż do bólu", którego premiera odbyła się zaledwie miesiąc temu.

Różnił je od "Mein Kampf" bohater. Tam był nim dylemat wyboru między dobrem a złem, o który każdy z nas może się otrzeć, tu jest człowiek, sam w sobie będący uosobieniem wszystkiego co najgorsze. Tytuł sztuki nawiązuje do dzieła Hitlera, które zawarło w sobie podstawy ideologii antysemickiej i nazistowskiej. Dzieła - dodajmy - w wielu krajach objętego cenzurą. Być może to spowodowało, że premierowy spektakl nie mógł pomieścić zaproszonych gości. Fabuła spektaklu daleka jednak jest od książki napisanej przez Hitlera w więzieniu w Landsbergu.

Na scenie spotykamy 20-letniego młodzieńca, który przyjechał do Wiednia studiować malarstwo i po nieudanych egzaminach zamieszkał w noclegowni wspólnie z Żydami: Herzlem i Lobkowitzem. Ich wspólne życie, siłą rzeczy, jest plątaniną różnych spojrzeń na wiele spraw, od zasad dobrego wychowania (Herzl do Hitlera: Czy pańska matka nie nauczyła pana dobrych manier?) po seks (Hitler: Sodoma i Gomora). Co ciekawe, w konfrontacji z współmieszkańcami noclegowni, to Hitler jest ofiarą, która nie radzi sobie ani z kobietami, ani z obstrukcją własnych jelit.

Żyd Herlz otacza go wręcz matczyną opieką - pożycza płaszcz, goli i przyszywa oberwane guziki. Ba, udziela mu wielu rad, kierując zainteresowania Hitlera ku polityce i ideom, które ostatecznie znalazły się w hitlerowskiej biblii. Być może nawet sam tę księgę pisze.

"Mein Kampf" w zamyśle autora jest farsą, a więc niepoważną grą, w której kpinę i niedorzeczność rodzą głupstwa. Kpiną jest np. niewinny wywód, w którym Herzl wykazuje, że nazwisko Hitler to efekt różnych zawirowań, któremu uległo żydowskie: Szuttler, zmienione na Szittler, Shittler, Shitler i wreszcie w Urzędzie Germanizacji Nazwisk na Hitler. I tak można tę sztuką oglądać, litując się nad fizjologicznymi problemami Hitlera, jego zakompleksieniem i brakiem talentów. Można...

Ale farsę zakłóca historyczna świadomość. Gdyby nie ona, nie zaprzątalibyśmy sobie głowy wynurzeniami malarza, który oświadcza, że jego malarstwo to "chwyt taktyczny dla głupców", a naprawdę chce "podbić świat z Nową Zelandią włącznie".

I w tym miejscu warto wrócić do sensu lub bezsensu zadawania trudnych pytań w teatrze. Tak, to dobrze, że elbląski teatr coraz częściej prowokuje do szukania odpowiedzi na takie pytania. Na przykład o to, jak daleko jest od zakompleksienia do tyranii, czy od nieudacznictwa do zbrodni? Albo: dlaczego niektórzy ludzie nie mogą znieść miłości i wolą nienawidzić zamiast kochać?

Marzę o tym, by zobaczyć w teatrze szkolną młodzież, która po spektaklu będzie mocowała się z pytaniami, które w jednym z pierwszych akapitów zadałem i tymi powyżej. I która może zainteresuje się tym, jak to się mogło zdarzyć, że Hitler nadal jest honorowym obywatelem Elbląga? Nadano mu ten tytuł 4 października 1935 roku i nigdy nie odebrano, nawet wówczas, gdy 19 kwietnia 2007 roku taki wniosek złożyłem. Oczywiście odpowiedzi każdy musi szukać już poza teatrem, w domu, a najlepiej w szkole. Ilu jednak nauczycieli stać na podjęcie wyzwania, w którym nie będą mogli oprzeć się na powadze własnej katedry?

Jeden z aktorów po spektaklu powiedział: to trudna dla aktora sztuka, sporo się napracowaliśmy i niestety: czuję, że szybko zejdzie z afisza. Oby nie miał racji.

Bo dla kunsztu elbląskich aktorów też warto się na tej sztuce pojawić. Tomasz Muszyński w roli Hitlera jest niezwykle przekonywający. Tylu Hitlerów już widziałem i muszę powiedzieć, że Tomek im w niczym nie ustępuje. Zarówno temu z pazurem, jak i zagubionemu malarzowi. Nie mniej przekonywujący jest Marcin Tomasik, grający troskliwego i życzliwego Żyda Herzla, podobnie jak Hitler marzącego o karierze - w tym przypadku literackiej. Trzecim współlokatorem jest Lobkowitz (Mariusz Michalski), twardziej od pozostałych stąpający po ziemi. Rolę Gretchen - młodziutkiej i chcącej rwać owoce z drzewa życia dziewczyny powierzył reżyser debiutantce: Annie Gryszkiewicz. I trzeba przyznać, że to jest debiut udany.

Reżyser Artur Hofman z uznaniem mówił o potencjale elbląskich aktorów, ja dodam, że znakomicie potrafił go wyeksponować. Co ciekawe, dyrektor teatru Mirosław Siedler powierzył przygotowania sztuki reżyserowi na co dzień tworzącemu w Teatrze Żydowskim w Warszawie i będącemu Żydem z pochodzenia. - Żałuję, że w języku polskim nie zawsze można oddać koloryt gry słów w niektórych dialogach - powiedział mi w antrakcie Hofman. Myślę, że i tak dużo się udało, skoro wielu widzów już zapowiedziało, że musi jeszcze raz tę sztukę obejrzeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji