Artykuły

Czy reżyserzy marzą o elektrycznych brzmieniach?

Na urodzinowych obchodach lubelskiego Teatru Centralnego, czyli koncercie tria Passini - Moński - Kolokol publika topniała w tempie dość zastraszającym. Rzeczony koncert niezbicie pokazał, że i reżyserzy mają swoje marzenia. A spełnionym marzeniem reżysera Passiniego jest najwidoczniej didżejski pulpit i przelewające się w tempie oceanicznym elektryczne brzmienia - pisze Grzegorz Kondrasiuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Każdy człowiek ma takie marzenia, na jakie go stać. Co ciekawe, czasem marzenia potrafią się spełniać. Na przykład krytyk teatralny (oni też są podobno ludźmi) marzy o tym, aby na jego oczach urodził się, urósł i okrzepł jakieś nowy teatr, a najlepiej już niesłychanie utalentowany reżyser teatralny.

Wszystko z czystej bezinteresowności, rzecz jasna: krytyk narodziny Tego Co Nowe będzie mógł triumfalnie ogłosić światu, co najmniej jako akuszer, jeśli już nie współtwórca sukcesu. Odnosząc te ogólne prawidła do lokalnych okoliczności przyrody wypada stwierdzić, że ostatnie lubelskie sezony teatralne spełniają marzenia krytyków i to w nadmiarze. Te cuda dzieją się w Teatrze Centralnym (to po nowemu, a po staremu - Centrum Kultury), która to scena obchodziła w zeszły piątek swoje pierwsze urodziny. Nareszcie w Lublinie zaczęło się coś dziać naprawdę na szeroką skalę. Talenty co i rusz wyskakują jak - nie przymierzając - diabełki z pudełeczka. Statystycznie raz lub dwa razy w miesiącu krytyk może oglądać i opisywać stworzone w Lublinie spektakle co najmniej ciekawe, niekiedy nawet i wybitne.

Czy zatem krytykowi wypada marudzić? A i owszem. Dlaczego? Ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nie tylko zresztą apetyt krytyka, ale i publiczności, a zwłaszcza publiczności lubelskiej, o guście nad wyraz wybrednym, wydelikaconym od ponad dekady na przyzwoitym festiwalowym wikcie. Chyba tylko w ten sposób można wytłumaczyć niezbity fakt, że na urodzinowych obchodach Teatru Centralnego, czyli koncercie tria Passini - Moński - Kolokol publika topniała w tempie dość zastraszającym. Rzeczony koncert niezbicie pokazał, że i reżyserzy mają swoje marzenia. A spełnionym marzeniem reżysera Passiniego jest najwidoczniej didżejski pulpit i przelewające się w tempie oceanicznym elektryczne brzmienia. Improwizacje wokół regionów ambientowych, doprawione nie najwyższej jakości wizualizacjami byłyby znośne w niezobowiązującej atmosferze klubowej, choć raczej nie wytrzymywały konkurencji z paroma lubelskimi kolektywami wizualno-dźwiękowymi. A już odbierane z krzesełka na widowni teatralnej Sali Czarnej najzwyczajniej w świecie wiały nudą. Choć zgromadzone na scenie sterty sprzętu wyglądały obiecująco, tak jak i muzyczne CV zaproszonych do tego tanga artystów, to zdecydowanie wolę, kiedy Passini reżyseruje, a nie, jak gra koncerty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji