Powrót "Godów weselnych"
"W Lingen powstał teatr, nazwany Teatrem Ludowym im. W. Bogusławskiego (...) Jego kierownikiem artystycznym został Leon Schiller. Wraz z personelem techniczno-artystycznym zespół liczył ok. 70 osób (...) Pierwszym, przedstawieniem, które zaczęto realizować, było misterium ludowe pt. "Gody weselne", zawierające z wyjątkiem pieśni z Podhala, melodie niemal z całej Polski...
Wspaniałe widowisko "Godów weselnych", którego oficjalna premiera od była się 9 VIII 1945 r. w obecności wojska i władz YMCA, budziło powszechny zachwyt gdziekolwiek było wystawiane, zacząwszy od ośrodków wojskowych w Lingen, Bentheim, Neuenhaus, Thuine, Bramsche, Lastrup, Cloppenburg, Emstek, skończywszy na obozach ludności cywilnej znajdujących się w Alexisdorf, Dalum, Adelheide, Delmenhorst, Emstek, Wietmarschen, Reine i Greven. W rocznicę wyzwolenia Bredy przez polskich żołnierzy odegrano ,.Gody weselne", które mimo nieznajomości naszego języka zachwyciły Holendrów, o czym mówił potem prezes Stowarzyszenia Polsko-Holenderskiego inż. Loevenberg. Aktorzy przejechali ok. 150 tys. kilometrów. Przedstawiania oglądało przeszło 100 tys. Widzów".
Tak pisała Janina Jaworska o wielkim wydarzeniu kulturalnym, jakim stało się podjęcie przez Leona Schillera próby odbudowania jednego z nurtów polskiego teatru narodowego. Urosło to niemal do rangi symbolu: prawie nazajutrz po wyzwoleniu obozu w Murnau podjął Schiller ten wysiłek i ożywił teatr czerpiący swe inspiracje bezpośrednio z bogatej spuścizny kulturowej, jaką są ludowe obrzędy.
Sam tak o tym napisał w prywatnych listach: "...Przyjąłem szlachetną propozycją YMCA utworzenia demokratycznego teatru objazdowego po rejonie okupacji angielskiej (...) Odpowiadała ona całkowicie postanowieniu mojemu oddania wszystkich moich sił ludowi polskiemu, pracy nad jego oświatą, uświadomieniem moralnym, i społecznym(...) Praca na tym, terenie jest dobrym wstępem do działalności którą mam nadzieję w kraju kontynuować..."
Na pograniczu niemiecko-holenderskim odrodził sie ten nurt przedwojennego teatru, nad stworzeniem którego Schiller pracował od 1926 r. Na popiołach wojennych i okupacyjnych okropności zakwitł pięknym kwiatem "Godów weselnych", wystawieniem będącym (jak zwykle u Schillera) kolejną przeróbką bogatego materiału zbieranego przez całe życie. Następnej wersji misterium to doczekało się w listopadzie 1948 r. w Łódzkim Teatrze Melodramatycznym. Potem nastąpiła ciemność, jak po przerwaniu dopływu prądu w teatrze... Tragiczny koniec życia tego koryfeusza międzywojennego teatru, odsuniętego od sceny, której poświęcił wszystkie siły, gnębionego przez bezrozumną nienawiść ciasnych móżdżków nie dopuszczających innych racji poza swoimi, tępienie w teatrze wszystkiego, co do niego wniósł Schiller.
"Gody weselne" to jedna z kilku sztuk Schillera powstałych jako próba wzbogacenia narodową treścią, a zarazem rozszerzenia ,,języka scenicznego", połączenia poezji, muzyki, plastyki - całego rytuału okolicznościowych, obrzędów, budzenia w widzu uczuć, o których Schiller w latach trzydziestych powiedział, że ,,...jakby na zaklęcie guślarza, łączą nas z dziadami naszymi, przedłużają życie nasze o całą wieczność..." Było to twórcze sięgnięcie, do skarbca ludowej kultury. "Odrzucamy wszelką rodzajowość, staramy się wydostać tylko ogólne kontury obrzędowe" - mówił twórca widowiska, sam siebie określając skromnie jako inscenizatora.
Po 1948 r. "Gody weselne" na długie lata zeszły ze scen. Przywrócił je widzom reżyser Jan Skotnicki na deskach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie. Wręcz doskonała scenografia Adama Kiliana wprowadza nastrój, o jaki zapewne Schillerowi chodziło, a jednocześnie "wciąga" widza do akcji. Muzyka Romana Palestra nadaje 8 scenkom, z jakich jest zbudowane widowisko, nastrój podniosły, ale swojski, bardzo polski, a zarazem ponadczasowy i ogólnoludzki.
Widowisko wymagało dużej liczby uczestników. Reżyser odważył się tu na powiększanie szczupłego zespołu aktorów BTD o dużą grupę młodych amatorów z Zespołu Pieśni i Tańca "Madrygał". Z tej trudnej próby młodzi "madrygaliści" wyszli nad podziw zwycięsko. Zdali egzamin również inni współtwórcy widowiska i służba techniczna.
Mimo pewnych drobnych mankamentów ,,Gody weselne" w wystawieniu koszalińskiego BTD mogą się podobać. Jest to w pierwszym rzędzie zasługą reżysera, który potrafił odczytać zamysł twórczy zawarty w materiale zebranym przez Schillera i konsekwentnie go zrealizować. Zasługa również samego materiału scenicznego, a i aktorom oraz pozostałym wspołtwórcom należą się słowa uznania za serce włożone w zrealizowanie przedstawienia. Moje odczucia potwierdza zresztą żywa i bardzo serdeczna reakcja widowni.