Artykuły

Iwona, gruba księżniczka

"Iwona, księżniczka Burgunda" w reż. Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik w PWST w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Spektakl jest skromny i prosty, a trzyma w napięciu nawet tych, co już niejedną "Iwonę, księżniczkę Burgunda" widzieli.

Na scenie tylko ekran i parę krzeseł - na finałowe sceny wtoczony zostanie fortepian i postawione przezroczyste ściany. Tyle z dworu, pałacu i parku zostawiła Małgorzata Hajewska-Krzysztofik. Może ta skromność wynika z okoliczności (studencki dyplom), ale niewątpliwie dobrze się przysłużyła przedstawieniu. Aktorzy pozbawieni podpórek w postaci kostiumów i dekoracji muszą gombrowiczowską formę znaleźć w sobie. I słusznie - nie ma tu miejsca na nieznośne "dworskie" mizdrzenie się, bohaterowie tej "Iwony" są dość zwyczajni. Forma, jaką wytwarzają, nie wynika z królewskości czy dworskości - to raczej zasada każdej międzyludzkiej relacji. I to jest w tej "Iwonie" najciekawsze.

Jest jeszcze inny wątek. Źródłem niepokoju dworu i nieprzystawalności Iwony do reszty świata jest ciało. Jak u Gombrowicza, tyle że w szkolnym spektaklu ten kontrast jest uwydatniony. Iwona (świetna, niepokojąca Gabriela Oberbek) jest nie tyle brzydka, ile gruba, zwalista i niezgrabnie człapiąca po scenie. Ta niezgrabność prowokuje - Filip zdejmuje koszulę, pręży muskuły przed Iwoną. Damy, przyłapane na niewinnym początku orgietki, ściągają sukienki, prezentując elegancką bieliznę. Szambelan zamienia garnitur na skórzane spodnie i kamizelkę, demonstrując nienaganny tors. A na początku drugiego aktu cały dwór zgrabnie (i agresywnie) wykonuje zbiorowe ćwiczenia wschodniej sztuki walki pod dyktando trenera z ekranu. Iwona nieśmiało wtacza się wśród ćwiczących w dresie uwydatniającym nieszczęścia jej ciała.

Iwona niepostrzeżenie zagarnia całą uwagę, jej milcząca obecność staje się coraz bardziej widoczna. W finale, gdy wszyscy po kolei tajemnie knują, jak ją usunąć, Iwona przygrywa zza przejrzystej ściany na fortepianie. Tak jakby stała się reżyserem własnej śmierci, jakby sama nakłaniała spiskowców do akcji. No i doczekała się - również pięknego ciała. Nie można przecież pokazać ludowi, że zmarła narzeczona księcia była gruba. Pod wielką fotografią zgrabnej Iwony w pozie Marilyn Monroe król, królowa i dworzanie relacjonują po kolei do kamery, że udławiłą się, że żal, że rozpacz...

Spektakl jest bardzo dobrze zagrany - świetny jest Filip Perkowski jako Król Ignacy, infantylny, ale groźny furiat. Ciekawie grają Tomasz Schuchardt jako Filip, nieodrodny syn swego ojca, usiłujący stworzyć własną osobowość, Krzysztof Kwiatkowski (Szambelan), zimny i nieprzyjemnie gładki, Michał Czyż - niepozorny, ale uparty Walenty (będący jednocześnie narzeczonym Iwony, żebrakiem, dworskim fotografem i paparazzo atakującym aparatem towarzystwo w najmniej spodziewanych momentach). Dominika Kimaty (Królowa Małgorzata) znakomicie gra królową, wciąż mile uśmiechniętą i wykonującą serdeczne gesty (tresura stała się u niej naturą), gorzej ze scenami, w których ma odkryć duszę. Zabawne są damy dworu - Paulina Puślednik i Aleksandra de Cizancourt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji