Artykuły

Gabinet śmiechu

Napisać o "Operetce" Witolda Gombrowicza na kilku stronach maszynopisu, to tak jak gdyby próbować opasać ziemski glob gumką recepturką. A przecież trzeba koniecznie odnotować sukces Teatru im.Osterwy, jakim ponad wszelką wątpliwość jest wystawienie dzieła Gombrowicza. Dostaliśmy w prezencie zabawkę drogą, lśniącą i kształcącą, a że bez dołączonej instrukcji, przeto słyszy się od jednych: nie idę, bo "operetki" nie lubię, od drugich, ze jakaś ta "operetka" wydziwaczona.

Rzecz zaczyna się całkiem zabawnie. Pojawia się cudownie zidiociały hrabia Szarm, baron Firulet, księstwo Himalaj, generał, prezes, markizaToalety, maniery, konwersacje, z których jak gdyby z puszczonej na obłędnych obrotach taśmy, zostają strzępki salonowego bełkotu - genialna charakterystyka klasy w zarysie.

Spoza koronek, strusich piór i falban przebija wykrzywione odbicie pięknej epoki poskładane z odbłysków setek luster. Oto cywilizacja przesytu i rozprzestrzeniającej się degeneracji, cywilizacja, która dopuści na swoja szampańską maskaradę przybyszy w hitlerowskich mundurach, powie "pas" wobec wielkiej bomby, a potem wołać będzie o karę i zemstę. W rynsztunku pełnej świetności Gombrowicz każe nam ich oglądać po raz ostatni w scenie lunatycznego, "chocholego" tańca (nie jedyna to paraliteracka realizacja "Operetki"). "Gdy w tańcu pląsa noga twa, nie pytaj co kapela gra" - nuci rozkoszny chór. Potem są już tylko kataklizmy.

Role do grania niełatwe. Od aktorów wymagają nie tylko pokonywania operetkowych arii, ale połączenia pańskiej nonszalancji z udręką niewolnika form, beztroskiej głupoty z przejmującym tragizmem. Role Niny Czerskiej i Ryszarda Baryczna (księstwo Himalaj), Zbigniewa Sztejmana (Szarm), Henryka Sobiecharta - Firulet - spełniają te wymogi, momentami z nawiązką.

Osobny rozdział tej tragifarsy to Profesor - bezradny, żałosny malkontent - gra go Roman Kruczkowski. Ta jedna postać dźwiga w "Operetce" ciężar problemu bodaj czy nie najboleśniejszego dla Gombrowicza: dziejowych losów inteligencji. Od zdegustowanego bez reszty ozdobnika towarzystwa do zgiętego grzbietu pod siodłem lokaja-rewolucjonisty; krzywe lustro "Operetki" nie oszczędza inteligencji. Nie oszczędza zresztą nikogo.

Może tylko Fior - brawa dla Piotra Suchory - Mistrz Fior: nieodgadniony, niezrozumiany i nierozumiejący Fior - artysta jest wieczny i niezniszczalnyTo pod jego przewodnictwem zgraja wydrwionych i śmiesznych jednoczy się we wspólnym śnie o nagości na zawsze nieosiągalnej, "śnie o nagości człowieka, uwięzionego w strojach najdziwaczniejszych i najokropniejszych".

"Operetką" łatwiej się zachwycić niż ją zrozumieć. Jest tym, co krytycy literatury nazywają "wielką metaforą" i jest nią od początku do końca - w całości. Jej wymiar jest uniwersalny, a jej tragizm wynika nie z konkretnych uwarunkowań życia i historii, ale z samej ich natury. W krzywym lustrze "Operetki" przegląda się człowiek.

Jeszcze parę ciepłych myśli w stronę realizatorów na czele z Józefem Grudą i w stronę aktorów. Szczególnie tych, którzy nie tylko zdołali wcielić się w gombrowiczowskich bohaterów, ale stworzyli swoją grą nowe wartości ponad tekstem. Bo to niewątpliwie powiedzieć trzeba o wyrazistości roli matki Albertynki w interpretacji Marii Kaczkowskiej, o aurze niepokoju, jaką emanuje sama Albertynka - Grażyna Dyląg - Mikołajczak (PWSFTviT), pikanterii występów złodziejaszków - psów - Jerzy Turowski i Jerzy Rogalski, ale przede wszystkim o popisie, jaki daje Barbara Koziarska. Księżowska gospodyni w śmiesznym kapelusiku, figurka z rysem niezrównanej chaplinady, postać jak gdyby wycięta z filmu Felliniego (pamiętacie państwo Massinę w "La stradzie"?). To między innymi oni pozwalają dostrzec bogactwo refleksów w gombrowiczowskim gabinecie luster.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji